Lamborghini Estoque© mat. prasowe

"Moglibyśmy, ale tego nie zrobimy". 7 konceptów, które chciałbym zobaczyć na drogach

Mateusz Lubczański
28 grudnia 2020

Koncepty samochodów mają chyba tylko jedno zadanie – wysłanie w świat komunikatu "moglibyśmy, ale tego nie zrobimy". Producenci od lat podnoszą zainteresowanie swoimi kreacjami, prezentując naprawdę świetne projekty, by później zamknąć je w garażu na lata i by publika o nich zapomniała. Oto niektóre z aut, które mogły naprawdę zwracać na siebie uwagę, a co najważniejsze – nieźle się sprzedawać.

Lamborghini Estoque

Paryż, 2008 rok. Lamborghini prezentuje koncept limuzyny, która może być używana na co dzień. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Estoque mogło być tym dla Lamborghini, czym Panamera jest teraz dla Porsche. Sprawa jest tym bardziej interesująca, że kilka dni przed premierą niezbyt pięknej propozycji Niemców, do mediów wyciekła informacja o zablokowaniu dalszego rozwoju Estoque. Auto miało wykorzystywać silnik z Gallardo (było to 5,2-litrowe V10), choć rozważano większe i mniejsze jednostki. Koniec projektu potwierdził Stephan Winkelmann, a rolę kury znoszącej złote jaja przejął Urus.

Lamborghini Estoque
Lamborghini Estoque© mat. prasowe

Mini Superleggera Vision

W 2014 roku Mini wyszło ze swojej strefy komfortu i nawiązało współpracę z włoską firmą Carozzeria Touring Superleggera, która od 1926 roku zajmuje się wytwarzaniem karoserii dla bardzo bogatych klientów. Włosi odpowiedzialni są za Maserati Bellagio Fastback - to właśnie w tej firmie narysowano Ferrari 166 MM Barchettę czy Astona Martina DB5. Nic więc dziwnego, że Mini Superleggera od razu daje się poznać jako Mini, które czerpie garściami z historii brytyjskiej motoryzacji. Już wtedy planowano, że auto będzie miało napęd elektryczny. Niestety, nie otrzymało szansy na produkcję, a kolejny model Vision, zaprezentowany zresztą niedawno, przypomina jeżdżący barak z balkonem. Co poszło nie tak?

Piękny? Piękny.
Piękny? Piękny.© mat. prasowe

Nissan IDx

Nissan IDx, na swoich 18-calowych kołach, wyglądał jak auto, które już gotowe jest do wyjechania na drogi. W 2013 roku premiera tego modelu odbiła się szerokim echem. Problemem był jednak nie sam samochód, a otoczenie rynkowe, w jakim miałby konkurować. Nawiązanie do Datsuna 510 to za mało, by przyciągnąć do salonu wystarczająco klientów. Poza tym IDx został zaprojektowany jako dwudrzwiowe coupe, przez co konkurowałoby z Toyotą GT86 – ciepło przyjętą przez opinię publiczną, ale niezbyt dobrze sprzedającym się tanim autem sportowym. Gdy dodamy do tego problemy ze znalezieniem fabryki, która mogłaby składać IDx, prawdopodobieństwo zarobienia na tym modelu spadło do zera. Nissanowi bardziej opłaca się inwestować w utrzymanie Leafa na powierzchni, niż ryzykować utopienie sporej kwoty na nietrafioną inwestycję. Całe szczęście, że nowy przedstawiciel rodziny Z został potwierdzony.

Nissan IDx
Nissan IDx© mat. prasowe

Holden Efijy

Dalej nie mogę uwierzyć, że Efijy został zaprezentowany aż 15 lat temu! Holden powstał z inicjatywy szefa designu, Richarda Ferlazzo. Wykorzystanie płyty podłogowej Chevroleta Corvette nie jest tu przypadkiem – auto było wykorzystywane do wewnętrznych testów i miało zostać w najbliższym czasie zmiażdżone. Choć Ferlazzo miał pomysł na Efijy już od dawna ukształtowany w głowie – dokładniej od momentu kiedy zobaczył customową CadZZillę – to stanął przed problemem bardzo ograniczonych funduszy. Udało się uratować nawet silnik – LS2 V8 – o mocy nieco ponad 640 KM. Efijy od kilkunastu lat znajduje się w muzeum w Birdwood, w południowej Australii.

Holden Efijy
Holden Efijy© mat. prasowe

Mitsubishi Concept RA

Ach, Mitsubishi! Marka, która wsławiła się takimi modelami jak Lancer Evolution, Pajero i która niemal co roku przedstawia koncepty, będące tylko lekko przypudrowanymi samochodami znanymi od lat. Nie zawsze jednak tak było. Wystarczy spojrzeć na Concept RA, który wyglądał jak bardzo agresywny pomysł na kolejne wcielenie Eclipse’a. Co ciekawe, pod maską mieliśmy 4-cylindrowego diesla o mocy 204 KM, który przekazywał moc na wszystkie koła z felgami o rozmiarze 21 cali. Nie wiem co gorsze – diesel w takim aucie czy też fakt, że Eclipse jest teraz SUV-em narysowanym od ekierki.

Mitsubishi Concept RA
Mitsubishi Concept RA© mat. prasowe

Škoda Element

Ta pozycja może was zaskoczyć, ale już tłumaczę – Škoda Element została wykonana przez podopiecznych Škoda Academy. Co roku tworzą oni samochód, który nie pasuje do spokojnego i ułożonego wizerunku marki, ale pokazuje, że Czesi też mają czasem szalone pomysły. Škoda Element ląduje na tej liście, bowiem mając zaledwie 82 KM z silnika elektrycznego, dostarcza świetnych wrażeń podczas jazdy. Nie ma tutaj pasów, nie ma drzwi, a przyspieszenie jest – jak to w elektryku – błyskawiczne. Miałem okazję przejechać się nią na torze i daje ona najwięcej radości ze wszystkich aut koncepcyjnych Škoda Academy. W 2020 roku powstała Slavia - roadster na bazie Scali – ale jeszcze nie było mi dane się nią przejechać. Może kiedyś się uda.

Škoda Element
Škoda Element© fot. Mateusz Lubczański

Peugeot e-Legend

Podczas paryskiego motorshow w 2018 roku Francuzi pokazali, że ta impreza należy do nich. Peugeot zaprezentował bowiem e-Legend - samochód, który linią nawiązywał do klasycznego 508 coupe obchodzącego wówczas 50-lecie. Elektryczny e-Legend wzbudził olbrzymie zainteresowanie, Jean-Phillippe Imparato uważał, że można go wprowadzić do produkcji, przez co w internecie zaczęła krążyć odpowiednia petycja. Dyrektor zarządzający Grupą PSA, Carlos Tavares stwierdził, że nie podejmuje decyzji tylko na podstawie uczuć. Auto musiałoby kosztować 80 tys. euro i znaleźć co najmniej 20 tys. właścicieli, by się w ogóle opłaciło. Peugeot e-Legend pozostał więc… legendą.

Peugeot e-Legend
Peugeot e-Legend© fot. Mateusz Lubczański
Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (0)