Kierowcy utknęli pod Dover. Tragiczne warunki to tylko wierzchołek góry problemów
Od kilku dni najważniejsze połączenie pomiędzy Wielką Brytanią a kontynentem europejskim jest zamknięte. Kierowcy ciężarówek są w dramatycznej sytuacji przed świętami, ale o nich już nawet nie myślą. Nie mają co pić, jeść, a najgorsze, że nie wiedzą, kiedy wrócą do domu. Frustracja jest ogromna, a powoduje ją brak informacji.
Dover to główny punkt łączący Wielką Brytanię z Francją, a w praktyce z całym kontynentem. Tu jest przeprawa promami i tu znajduje się Eurotunel. To wszystko zostało zamknięte na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Kierowcy, niezależnie od narodowości, czekają na parkingach. Na autostradzie i parkingu zorganizowanym na lotnisku pod Manston i w Kent stoją tysiące pojazdów ciężarowych, których kierowcy nie mają pojęcia, kiedy wrócą do domu.
- Nikt o tym nie chce mówić, że Francuzi zrobili sobie z kierowców ciężarówek zakładników. Coś chcą pokazać, nie wiem co – opowiada przewoźnik z Gdańska, który jest w stałym kontakcie ze swoimi pracownikami i prosi o anonimowość. – Tam już jest bardzo napięta atmosfera, kierowcy się jednoczą w takich sytuacjach, ale wszystko może się wydarzyć – dodaje.
Potwierdza to Mateusz Liegmann, kierowca busa, który stoi na tymczasowym parkingu zorganizowanym na zamkniętym lotnisku. Czeka tam na zrobienie testu na koronawirusa. Polak nie ma już nadziei na powrót do domu przed świętami. Nie wie nawet, czy wróci do końca roku.
- Jeszcze wczoraj (22 grudnia - przyp. red.) myślałem, że uda się jakoś zawrócić, dotrzeć do domu na święta. Dziś nie mam złudzeń. Nie ma żadnych szans – opowiada Mateusz Liegmann.
Irytujący dla wszystkich jest brak rzetelnych informacji. Na miejscu nie ma reporterów, nie ma koordynatorów, którzy panowaliby nad sytuacją. Nikt z kierowcami nie chce rozmawiać. Nikt nie przekazuje informacji co dalej. W konsekwencji pojawiają się plotki, które tylko wzmacniają frustrację.
- Każdy ma swoją wersję – opowiada Mateusz Liegmann. - Ale to nie tylko wśród kierowców krążą nieprawdziwe informacje. To policjant skierował mnie na lotnisko Kent, gdzie miałem mieć przeprowadzony test na COVID-19. Z negatywnym wynikiem miałem pojechać dalej. Jak przyjechałem rano na miejsce, to nic takiego się nie wydarzyło - mówi z frustracją.
Z jego relacji wynika, że na stworzonym na lotnisku parkingu nikt nic początkowo na ten temat nie wiedział. Obsługa mówiła, że nie ma żadnych badań. Mateusz miał żal do policjanta, że ten go tam skierował. Dopiero potem pojawiło się wojsko z testami.
- Jestem w stałym kontakcie z Eurotunelem i dostałem dziś informację od nich, na piśmie, że prawdą są doniesienia o teście, że będzie robiony, że będzie sprawdzany – informuje gdański przewoźnik. - Ma to zrobić brytyjska organizacja zdrowia, a testy mają być prowadzone na wszystkich parkingach, nie trzeba będzie nigdzie jechać. Nie wiadomo, co będzie po uzyskaniu negatywnego czy pozytywnego wyniku. Czyli wiem, że nic nie wiadomo - podsumowuje.
W Dover doszło do zamieszek. - Widziałem filmy, które nagrał kolega – opowiada Mateusz. - Kierowcom puszczają hamulce, bo niczego nie wiedzą, a służby niczego nie robią. Pojawiły się informacje, że strona francuska wydała oświadczenie, że można wjechać na prom po uzyskaniu negatywnego wyniku na COVID-19, a okazało się to nieprawdą. Przynajmniej tak było rano. Słucham stacji radiowych z Wielkiej Brytanii i tam jest stale przekazywane, że trzeba mieć negatywny test na COVID-19, by wyjechać. Tylko nikt tych testów nie robił, przynajmniej na razie. Są kierowcy, którzy mają takie testy, ale były wykonywane w Polsce i nie są ważne. Nawet gdybym chciał sam zrobić teraz test, to nie ma gdzie. Słyszałem, że pierwsi kierowcy już byli zbadani i ruszyli, ale i tak w Dover czekają na nich długie kolejki. Chętnie zrobiłbym ten test prywatnie - tłumaczy.
Kierowcy starają się robić zdjęcia, by nie powielać fake newsów i pokazywać, jak jest naprawdę. Wrzucają takie zdjęcia na przeróżne grupy na mediach społecznościowych.
Prymitywne warunki na parkingach
Nikt nie spodziewał się takiej sytuacji, więc kierowcy nie robili zapasów na wiele dni. Fatalne są także warunki sanitarne, chociaż te z godziny na godzinę się poprawiają.
- Niestety, moi kierowcy nie mogą sobie podjechać do marketu i kupić czegoś do jedzenia – wyjaśnia przewoźnik z Gdańska. - Są uwięzieni na parkingu lub na autostradzie. Pojawiła się jakaś buda z jedzeniem na parkingu zorganizowanym na lotnisku i dowieźli im niewielkie racje żywnościowe oraz litr wody na osobę. To zdecydowanie za mało na kilka dni koczowania – dodaje.
- Ja akurat zapasy jeszcze mam, na szczęście się zatankowałem, ale tragedią są warunki sanitarne – opowiada Mateusz. - Nie ma tu za wielu toalet. Do najbliższej mam 500 m, następna jest za kolejne 500 m. Jeszcze trzeba swoje odczekać w kolejce.
Sytuacja z godziny na godzinę nieco się poprawia. - Teraz widzę, że zwożą toalety zbiorcze - mówi kierowca. To jednak i tak za mało. - Nie ma się gdzie umyć i nie wiadomo, kiedy będzie można to zrobić. O prysznicach na razie nie ma mowy - dodaje Mateusz.
Najważniejsze, że kierowcy się wzajemnie wspierają, jednoczą. Dzielą się rzeczami, które mają. Jednak najbardziej dotkliwy pozostaje wciąż brak rzetelnych informacji. Nic się nie dzieje, a trzeba tam czekać i nawet nie wiadomo na co.
Świąt nikt nie planuje – plan jest inny
O świętach już niewielu myśli, to odeszło na dalszy plan. Jednak kierowcy mają inny pomysł. Jak twierdzi Mateusz, po przekroczeniu granicy, kiedy wreszcie to nastąpi, zrobią Francuzom blokadę. Panuje bowiem przekonanie, że obecna sytuacja kierowców czekających na wyjazd z Wielkiej Brytanii to sprawa polityczna, niezwiązana z pandemią.
– Francuzi od dłuższego czasu robią takie rzeczy, pokazują swoją wyższość – mówi przewoźnik z Gdańska. - O ile promy mają jakiś stały rozkład i wiadomo, kiedy ruszają, o tyle Eurotunel zarządzany przez francuską firmę to zawsze zagadka: raz jadą dwa, innym razem siedem pociągów. Nikt tego nie rozumie. Tak było przecież w ubiegłym roku - wyjawia.
- Jest pomysł, by po stronie francuskiej zrobić taki, za przeproszeniem, burdel… Za to, co oni odwalają – mówi Mateusz. – Dlaczego nie ma problemu, by dostać się promem do Holandii? Francuzi na stronie ministerstwa wydali oświadczenie, że będą ściągać tylko kierowców francuskich. Aż ręce opadają. Mam wrażenie, że Unia wymierza Brytyjczykom cios za brexit, a my cierpimy - ocenia kierowca.
Jak donosi "Financial Times", niektórzy urzędnicy brytyjscy nieoficjalnie twierdzą, że decyzja prezydenta Francji Emmanuela Macrona o nagłym zamknięciu granicy z Wielką Brytanią była podyktowana chęcią pokazania Wielkiej Brytanii przedsmaku brexitu bez umowy, gdy 1 stycznia zakończy się okres przejściowy.
Z kolei oficjalne stanowisko Francji jest takie, że obecna sytuacja nie ma żadnego związku z brexitem, a granice zostały zamknięte ze względów zdrowotnych. "Nie chodzi o zemstę, ale o wzięcie na siebie odpowiedzialności" - powiedział jeden z francuskich urzędników.
- Połączenia z innymi krajami normalnie funkcjonują i żaden inny kraj nie robi zasadzki na kierowców – mówi przewoźnik z Gdańska. – Teraz już nie ma możliwości wybrania innej drogi. Kierowcy stali się politycznymi niewolnikami - stwierdza.
Można by pomyśleć, że kierowca może wrócić do domu i zostawić ciężarówkę, ale to też nie jest rozwiązanie. Po pierwsze - transport lotniczy jest zablokowany. Poza tym trzeba mieć negatywny wynik testu na COVID-19, a nie ma gdzie go zrobić. Po drugie - nikt nie zostawi pojazdu z ładunkiem, ponieważ zdarzają się kradzieże.
- Cały pojazd z towarem Amazona został tu okradziony. Kierowcę zakneblowali, a towar przeładowano na inną ciężarówkę – opowiada Mateusz.
Kierowcy wraz z pojazdami i towarami zostali uwięzieni w Wielkiej Brytanii przez władze Francji. Teraz to jedna wielka niewiadoma. Do zbadania są tysiące osób. Kiedy dojdzie do sytuacji, że choćby część z nich będzie miała wynik pozytywny, to będzie totalny paraliż.
Dziś wielu z kierowców żałuje, że wybrali się w tę trasę. W przyszłości decyzje, czy jest sens na Wyspy jechać, nie będą proste. Być może o to chodzi. Mateusz zapowiada już, że do Wielkiej Brytanii pojedzie najwyżej turystycznie, jeśli takie sytuacje jak obecna będą się powtarzać, a może nawet zrezygnuje z zawodu.
Czy kierowcy "odwdzięczą się" Francuzom za ten "świąteczny prezent"? Okaże się w najbliższym czasie.