Zasadę dwóch sekund musi znać każdy. Policja sprawdza kierowców, a mandat to 500 zł
Od 1 czerwca prawo określa minimalny odstęp od poprzedzającego pojazdu na autostradzie czy drodze ekspresowej. Jeśli ktoś sądził, że przepis pozostanie martwy, to akcja kieleckiej policji wyprowadziła go z błędu. Nad "ekspresówką" wzbił się dron.
16.07.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:50
Kielecka policja poinformowała, że wykorzystała drona do sprawdzania odstępów pomiędzy pojazdami na drodze ekspresowej S7 od węzła Jaworznia do węzła Chęciny. To prawdopodobnie pierwsza akcja tego typu w kraju. W ciągu trzech godzin ukarano trzech kierowców, a mandat za wykroczenie może wynieść nawet 500 zł.
Zobacz także
Obecnie przepisy nakazują, by na drogach ekspresowych i autostradach utrzymywać odstęp od poprzedzającego pojazdu mierzący nie mniej metrów niż połowa rozwijanej prędkości wyrażonej w km/h. W praktyce oznacza to, że jeśli jedziemy 140 km/h, należy zachować 70 m odstępu, przy prędkości 120 km/h nie mniej niż 60 m, a przy 100 km/h 50 m.
Skąd można wiedzieć, że zachowujemy właściwy odstęp? Są dwie metody szacowania tej odległości. Można próbować określić dystans, porównując odstęp z dystansem pomiędzy kolejnymi przydrożnymi słupkami pikietażowymi – te rozstawione są co 100 m.
Drugi sposób jest bardziej uniwersalny. To "zasada dwóch sekund". Jeśli przeliczymy określony przepisami dystans na czas, okaże się, że pomiędzy pojazdami powinno być niespełna dwie sekundy różnicy. Jeśli więc pojazd minął jakiś punkt na autostradzie – na przykład wiadukt – my powinniśmy minąć go nie wcześniej niż za dwie sekundy.
Nowy przepis jest bezapelacyjnie potrzebny, bo tak zwana jazda na zderzaku od lat jest u nas plagą. Jest jednak kłopot z jego egzekwowaniem. GITD nie ma fotoradarów, które mogłyby mierzyć odstęp, a policyjne laserowe mierniki prędkości co prawda mają taką funkcję, ale nie są pod tym kątem zatwierdzone przez Główny Urząd Miar.
W efekcie wraz z wejściem w życie nowych przepisów policja zapowiadała, że będzie egzekwować przepis, używając nagrań (z radiowozów z wideorejestratorami czy nadsyłanych na skrzynki Stop Agresji Drogowej) lub dronów. To drugie właśnie stało się rzeczywistością.