Janusz w VW Passacie B5 w Łebie
Media lansują zakłamany obraz Polaka na wczasach! Będę bronił "parawanowania" (dla lemingów: "parawaningu”)! Mój urlop, mój parawan, moje 40 metrów kwadratowych plaży i wara wam od tego!
28.08.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:35
- Ci spod 5 to lemingi, ten z góry to Janusz, obok mieszka Mirek handlarz i jego syn – typowy Seba. Łatwo tak kogoś znieważyć, wyśmiać i zaszafować (szuflada może być za ciasna, bo upychamy tam wielu, naprawdę wielu sąsiadów). A wystarczy postawić się w ich sytuacji, a okaże się, że ich racje mogą być mojsze niż moje. Dlatego postaram się pokazać, że media lansują zakłamany obraz Polaka na wczasach. Będę bronił parawanowania (dla lemingów: parawaningu)!
Niechętnie opuszczam swoje 40 metrów kwadratowych w bloku z wielkiej płyty na 2 piętrze, na które odkładam co miesiąc większą część swojego wynagrodzenia (jedna z instytucji, która dba o mnie i często dzwoni z propozycją szybkiej pożyczki na świetnych warunkach, zgodziła się moje oszczędności gromadzić przez najbliższe 30 lat). Skoro na urlopie mam się czuć dobrze, a dobrze czuję się wyłącznie w domu, w swoim domu, więc już o piątej rano buduję z parawanów moje M3. I to w rzeczywistych rozmiarach.
Wszystko zgodnie z planem mojego mieszkania: po lewej mam dziurę w ścianie gdzie upchnięta jest lodówka, kuchnia i zlew, dalej jest miejsce z telewizorem i fotelem, które fachowo nazywa się pokojem dziennym (nazwa jest myląca, bo dnia w nim jeszcze nie spotkałem – być może to przez wieżowiec zasłaniający mi widok zza okna, który stoi tak blisko, że czasami pożyczam z ich balkonów spinacze do wieszania prania), po prawej pawlacze i słuchawka domofonu, a z tyłu wersalka szczelnie otoczona ścianami (deweloper określił to jako sypialnia, choć nadal nie jestem przekonany czy się nie przesłyszałem).
Ściany stoją, wolne przestrzenie zasypuję piaskiem, klapki zostawiam w przedpokoju. Mój urlop, mój parawan, moje 40 metrów kwadratowych plaży i wara wam od tego. Żaden leming nie będzie mi chodził po ręczniku (pamiątce po delegacji w hotelu Gołębiewski, więc nie byle frotte ze straganu), żaden bachor nie będzie mi sypał piaskiem po kanapkach z żywiecką, żadna baba nie będzie patrzyła się na moje kąpielówki Speedo model summer 1988. Parawan zapewnia mi także ochronę od tego zdradzieckiego wiatru od morza, po którym bolą korzonki. Jeszcze tylko zatyczki w uszy, żeby nie słyszeć szumu morza i subtelnych sprzedawców gotowanej kukurydzy, no i mogę odpoczywać szczelnie odgrodzony od ludzi, krajobrazu, morza, wszechświata. Jak w domu na Bródnie.
Podobnie jest z motoryzacją. Łatwo nam wyśmiać Renault Lagunę II lub Peugeota – jakiegokolwiek. A już prawdziwą pożywką dla internetowych hejterów w Hondach Civic 1.4 jest Volkswagen Passat B5.
A co z nim jest nie tak?
Wygląd? Kwestia gustu, ale pamiętajmy, że Passata projektowano w pięknych czasach piłkarskich triumfów Jürgena Klinsmanna. Patrząc na niego trudno znaleźć racjonalne argumenty na poparcie tezy, że to piękne auto. Chociaż piękny to może być zachód słońca nad Adriatykiem widziany przez zmęczone chorwacką rakiją oczy, a nie auto. Brzydki? Też nie, ponieważ w takiej samej bryle produkowany przez wiele lat, a następnie kolejnych kilka ze znaczkiem ministerialnej Škody, chyba się podobał, a przynajmniej podobał 4 milionom klientów. Wnętrze? Jest przestronne, a wszystkie przełączniki są na swoich miejscach (określenie często używane przez motoryzacyjnych dziennikarzy, trochę dla mnie niezrozumiałe, bo nie spotkałem jeszcze auta, w którym pokrętło nawiewu nie byłoby na swoim miejscu, lecz tkwiłoby w otworze od zapalniczki).
Silniki? Chcesz tanio jeździć - kupisz 1.6 z LPG. Masz dostęp do oszczędności od kierowcy TIR-a (jeśli ktoś w trakcie rozmowy podkreśla, że to nie jest TIR a ciągnik siodłowy, szybko zostaje sam ze swoją czarną saszetką i skórzanymi brązowymi klapkami) lub innej płynnej substancji przekazywanej z sezonu na sezon kolejnym smażalniom ryb w Łebie, wybierzesz 1.9 TDI. Awaryjność? Jaka awaryjność? Nikt nigdy nie stwierdził jednoznacznie czy VW Passat się psuje, bo niby jak? Spytasz szwagra czy się psuje, a on odpowie ci, że nawet maski nie podnosi (ciekawe musi być wlewanie płynu do spryskiwaczy właśnie przez spryskiwacze). A jeśli już coś nawali, części dostaniesz w kiosku Ruchu, a naprawy dokona każdy sprawny fryzjer, któremu w trakcie strzyżenia nie odstaje serdeczny palec.
Teraz już serio. Passat budzi skrajne emocje: od ślepej miłości i jeszcze bardziej ślepego kultu, po znudzenie wybełtane z obrzydzeniem. Nie jest ekscytujący jak stary Civic z naklejkami dłoni na zderzaku, nie dostarcza tyle radości co zostawiające trzy ślady BMW E36, na dzielni nie imponuje elegancją jak pachnący wanilią potaksówkowy Mercedes. Otrzymał także łatkę auta blisko związanego z agroturystyką, tj. z możliwością jego spotkania na łące wśród rogacizny hodowlanej oraz będącego w posiadaniu pasjonatów cebuli.
Czy cały ten hejt jest zasłużony?
Nie.
- Po pierwsze: obrażając właściciela Passata, obrażasz kogoś ze swojej rodziny, bo na pewno szwagier syna twojego stryja ma B5.
- Po drugie: to Passat zmotoryzował polskie rodzinny, to Passata widzisz za oknem, to Passatem jechałeś do ślubu. Bo Passat, to obok bigosu i Adama Małysza, nasz skarb narodowy.
- Po trzecie: Passat to przestronne auto, komfortowe, łatwo je kupić, łatwo naprawić, a jeszcze łatwiej sprzedać. A tylko tego oczekuje od 15-letniego auta statystyczny nabywca. Statystycznego nabywcę nie interesuje cały ten internetowy hejt, nie interesuje go jak postrzegany jest Passat przez właścicieli innych marek, nie interesuje go co ma do powiedzenia na temat jego auta ani Clarkson, ani forumowy pasjonat, a już na pewno nie onetowy komentator, który sportowego Focusa dostał od tatusia za wyniki w nauce. I żaden z nich nie przekona tych milionów naszych rodaków, w kraju oraz w okolicach Birmingham, posiadaczy zielonych B5 kombi, że wybrali źle. Bo czy miliony mogą się mylić?
PS udało mi się uniknąć w tym wpisie nierozłącznego z VW Passatem sloganu - marzenie każdego Polaka. To nieprawda. Przecież każdy Polak marzy teraz o VW Passacie B6.