Co pełny lockdown oznaczałby dla kierowców? Kłopoty ze zmianą opon to początek

Co pełny lockdown oznaczałby dla kierowców? Kłopoty ze zmianą opon to początek

W kwietniu nie każdy mógł jechać tam, gdzie chciał. Problem był nawet z wyjazdem na myjnię czy na zmianę opon.
W kwietniu nie każdy mógł jechać tam, gdzie chciał. Problem był nawet z wyjazdem na myjnię czy na zmianę opon.
Źródło zdjęć: © Policja
Tomasz Budzik
27.10.2020 15:22, aktualizacja: 16.03.2023 15:48

W ostatnich dniach dane o nowych potwierdzonych zarażeniach SARS-CoV-2 nie napawają optymizmem. Zachodzi obawa, że rząd może wprowadzić ponowny lockdown. Jak będzie wtedy wyglądało życie zmotoryzowanych?

"Zimówki" w cieniu wirusa

Wszyscy pamiętamy ograniczenia wprowadzane wiosną ze względu na rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2. Zastosowano wówczas pełny lockdown, co oznaczało, że należy załatwiać tylko sprawy najbardziej istotne dla codziennego funkcjonowania. Szerokim echem odbiła się historia z nałożeniem mandatów na kierowców korzystających z ręcznej myjni w Olsztynie. To jednak nie wszystko. W pewnym momencie policja odradzała też wizytę w zakładzie wulkanizacyjnym. Wielu wystraszonych olsztyńskim przykładem przekładało więc w czasie zmianę opon zimowych na letnie. Teraz sytuacja może się powtórzyć.

W związku z dużą liczbą zachorowań na COVID-19 w Polsce jednym z możliwych scenariuszy byłby całkowity lockdown. Tym samym wizyta w zakładzie wulkanizacyjnym i zmiana opon na zimowe stanęłaby pod znakiem zapytania. Czy w związku z tym, póki nie ma jeszcze ograniczeń w przemieszczaniu się, kierowcy masowo zmieniają opony? Sprawdziłem, jak dziś wygląda sytuacja.

- Na razie nie widać wzmożonego ruchu. Klienci przyjeżdżają na wymianę opon, ale bez kłopotu można umówić się na usługę – mówi Autokult.pl Jakub Zajączkowski, właściciel krakowskiej firmy Artigum. - W zasadzie nie da się przygotować na sytuację, która może nadejść. Ze swojej strony robimy, co możemy. Zachęcamy klientów, by zawczasu pomyśleli o założeniu zimowego ogumienia i pracujemy, ile się da – dodaje mój rozmówca.

Podobnie jest na terenach bardziej wysuniętych na południe, a więc i w większym stopniu narażonych na nagłe wystąpienie zimowych warunków. - Zainteresowanie jest "na pół gwizdka" - stwierdza Stanisław Żywiński, który w Bielsku-Białej prowadzi zakład wulkanizatorski działający tam od 53 lat. - My mamy wielu stałych klientów i oni przyjeżdżają trochę wcześniej, żeby nie było kolejek. Tak naprawdę jednak pogoda jest, jaka jest, a koronawirus też nie zachęcił wielu osób do wcześniejszej zmiany opon. Dawniej prawie wszyscy kierowcy przed 1 listopada chcieli mieć zimowe ogumienie. Teraz się to przesunęło – kwituje przedsiębiorca.

Kierowcy nie biorą sobie do serca sytuacji epidemiologicznej i czekają na zimową pogodę. - Sytuacja się zmienia. Widać nieco większą liczbę klientów, ale na obecną chwilę nie jest to jeszcze sezon. Klienci, którzy teraz się pojawiają, przyjeżdżają głównie dlatego, że obawiają się kolejek, jeśli zdarzy się załamanie pogody. Z rozmów z kierowcami, którzy zdecydowali się na wymianę, nie wynika, żeby miała nimi powodować obawa przed ograniczeniami związanymi z koronawirusem. My jednak mamy świadomość takiego zagrożenia. Mamy swoje zasady bezpieczeństwa i egzekwujemy je od klientów. Robimy, co możemy – stwierdza Leon Kaczmarczyk, prowadzący zakład wulkanizacyjny w Toruniu.

Czy ewentualny lockdown stanowiłby problem dla sporej części kierowców, którzy jeszcze nie zmienili opon? Wszystko zależy od tego, jak długo miałaby trwać taka sytuacja. Jeśli w czasie blokady drastycznie zmieniłaby się pogoda, po zniesieniu ograniczeń na drogi wyjechałoby wielu kierowców z ogumieniem zupełnie niedostosowanym do warunków.

Do auta i przed siebie? Nie do końca

Pełny lockdown, z którym mieliśmy do czynienia wiosną, w praktyce oznaczał również, że należało mieć istotny powód do przemieszczania się. Dotyczyło to nie tylko pieszych, ale też zmotoryzowanych. W momencie gdy zamknięte były parki i lasy, ukarany mógł zostać kierowca zaparkowanego obok takich miejsc pojazdu. Poza leśnikami pozostałym trudno przecież było wyjaśnić konieczność swojej obecności na ternach leśnych.

Ograniczenia dotyczyły wówczas również osób poruszających się na rowerach czy hulajnogach. W niektórych przypadkach policja kierowała do sanepidu wnioski o ukaranie, a pracujący tam urzędnicy nie powstrzymywali się przed nakładaniem absurdalnie wysokich kar. 10 tys. zł miał zapłacić uczeń, który w marcu został zatrzymany na rowerze w Wadowicach. Taką samą karę miała zapłacić kobieta, która 2 kwietnia wjechała hulajnogą na Bulwary Wiślane.

W obydwu przypadkach sprawy umorzono po odwołaniu, częściowo też dzięki pomocy Rzecznika Praw Obywatelskich. Jak informował RPO, wątpliwości budziło to, czy policja miała prawo kierować notatkę do sanepidu. Wskazano również na inne zaniedbania. Koronnym argumentem była jednak zmiana przepisów. W postępowaniu odwoławczym za podstawę działania należy przyjąć kształt prawa obowiązujący w czasie orzekania, a wówczas zakaz korzystania z terenów zielonych już nie obowiązywał.

Jeśli rządzący zdecydują się na wprowadzenie całkowitego lockdownu, może to również oznaczać kłopoty z zarejestrowaniem czy wyrejestrowaniem pojazdu. Już dziś niektóre urzędy ze względu na stan zdrowia pracowników działają tylko częściowo lub wcale. Zaostrzenie reżimu mogłoby sprawę pogorszyć. Warto też pamiętać, że nawet wprowadzenie ograniczeń w swobodzie poruszania nie stanowiłoby uzasadnienia dla braku dbałości o ciągłość ubezpieczenia OC. Kara w tym przypadku może wynieść aż 5200 zł. Warto więc zawczasu przygotować się na możliwe utrudnienia.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)