Błędne koło dopłat. Na końcu i tak za pomoc zapłacą kierowcy

Francja rusza z dużymi dopłatami do nowych samochodów, stawiając na elektryki, hybrydy plug-in i nowe, "czyste" silniki. Na pierwszy rzut oka to dobry krok, ale stanowisko Carlosa Tavaresa, szefa grupy PSA, jakie przestawił kilka miesięcy temu we Frankfurcie, stawia całą sprawę w zupełnie nowym świetle.

Tak duże dopłaty do samochodów elektrycznych i hybrydowych mają wymusić przesiadkę kierowców z tradycyjnych aut, ale często nie są wystarczające.
Tak duże dopłaty do samochodów elektrycznych i hybrydowych mają wymusić przesiadkę kierowców z tradycyjnych aut, ale często nie są wystarczające.
Źródło zdjęć: © fot. Mariusz Zmysłowski
Mateusz Lubczański

27.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:24

400 tysięcy samochodów czeka we francuskich salonach na nowych właścicieli. Dlatego też prezydent Francji zdecydował o podniesieniu dopłat dla osób przesiadających się na nowszy i - teoretycznie - czystszy pojazd. Do "elektryka" można otrzymać 7 tys. euro dopłaty (wcześniej "tylko" 6 tys. euro), do hybrydy plug-in to stawka 2 tys. euro (o ile przejedzie 50 km na prądzie). Dodatkowy bonus (nawet 5 tys. euro) otrzymujemy za oddanie swojego starego auta na złom.

Carlos Tavares
Carlos Tavares© fot. Mateusz Lubczański

Plan brzmiał świetnie, dopóki nie przypomniałem sobie Carlosa Tavaresa, który kilka miesięcy temu podczas targów we Frankfurcie, przedstawiał plany na przyszłość. – Trzeba zmniejszyć cenę samochodów elektrycznych. Kluczem jest bowiem wolność i mobilność dla klasy średniej – podkreślał dyrektor zarządzający jedną z największych grup motoryzacyjnych na świecie, PSA.

– Odbierzemy rodzinie auto spalinowe warte 10 tys. euro i powiemy, że teraz będą musieli kupić samochód za 30 tys. Nawet, jeśli rząd dorzuci 3 tys. i tak reszta zostanie do zapłacenia – tłumaczył kilka miesięcy temu Tavares. – To już problem nie tyle branżowy, co społeczny — dodał. Obecne dopłaty do pojazdów są przyznawane, jeśli auto nie kosztuje więcej niż 40 tys. euro. Będą wypłacane do końca 2020 roku.

Problem jest jeszcze większy, szczególnie jeśli popatrzymy na całą branżę motoryzacyjną. Niemcy wstrzymują się na razie z dopłatami, przynajmniej do lipca. O ile administracja Merkel starała się o zaakceptowanie dopłat również dla nowych, ekologicznych aut z "tradycyjnym" silnikiem, ten pomysł stał się nie do zaakceptowania dla "zielonych" i lobbystów działających w Brukseli.

Niemieckie regiony, w których zlokalizowani są tacy producenci jak BMW, Daimler czy Volkswagen, popierają dopłaty do aut niskoemisyjnych (4 tys. euro) oraz 1000 euro dodatku za zezłomowanie starego pojazdu. Taki projekt już był wprowadzony w życie kilka lat temu, co sprawiło, że pojazdy nie zawsze trafiały do niszczarki, lecz były sprzedawane do krajów ościennych, w tym Polski.

Premier Dolnej Saksonii, Stephan Weil zauważa, że "bez dodatkowych dopłat wiele osób będzie skupiało się na czymś innym niż kupowanie aut czy innych dóbr”. O ile brzmi to dość cynicznie w dobie pandemii, Volkswagen ostrzegał, że będzie musiał ograniczyć produkcję, jeśli starsze samochody nie zostaną sprzedane. Branża wpadła więc w błędne koło.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)