Nowe obowiązkowe systemy w aucie to nie fanaberia. Badanie pokazało, kto skorzysta
Od maja 2022 staną się obowiązkowe w Europie, ale postrzegane są jako pomoc dla starszych kierowców. Mylnie. Amerykańskie dane pokazują, że aktywne systemy bezpieczeństwa najbardziej pomagają młodym. Szkoda tylko, że Polacy wciąż o tym nie wiedzą.
13.09.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:11
Młodzi skorzystają bardziej
Od kilku lat producenci samochodów coraz powszechniej wyposażają swoje modele w aktywne systemy bezpieczeństwa. Zwykle o takich układach mówi się jako o rozwiązaniach mającym pomóc w bezpiecznej jeździe starszym kierowcom, którzy mogą czuć się zagubieni w intensywnym ruchu ulicznym czy mieć kłopoty z dłuższą koncentracją. Jak pokazują badania amerykańskiego IIHS-u, na popularyzacji aktywnych systemów bezpieczeństwa w największym stopniu skorzystają jednak młodzi kierowcy.
Amerykańska agencja zajmująca się bezpieczeństwem w ruchu drogowym sprawdziła statystyki zdarzeń drogowych zgłoszonych przez kierowców samochodów trzech marek: Kia, Subaru oraz Honda. Porównano liczby zdarzeń spowodowanych przez kierujących w różnych przedziałach wiekowych podczas prowadzenia aut wyposażonych w aktywne systemy bezpieczeństwa i egzemplarzy bez tego rozwiązania.
W każdym z przypadków okazało się, że to młodzi kierowcy do 25. roku życia zyskują dzięki aktywnym systemom najwięcej. W przypadku samochodów Kii było to o 27 proc. mniej kolizji. Dla kierowców od 25. do 64. roku życia spadek wyniósł 12,3 proc., a w przypadku kierowców powyżej 65. roku życia 13 proc. Dla pozostałych marek różnice były mniejszy. W przypadku Hondy odpowiednio -5 proc., -4,5 proc. oraz +1,8 proc. Dla Subaru było to: -5 proc., -2,1 proc. oraz +1,4 proc.
Jeśli chodzi o straty materialne, które powstały w wyniku kolizji, to w każdym przedziale wiekowym i w przypadku każdej marki nastąpił spadek. Tu również aktywne systemy bezpieczeństwa w największym stopniu pomagały młodym kierowcom. W najbardziej jaskrawym przypadku (Kia) rachunki dla ubezpieczycieli były niższe aż o 57 proc., a w najmniej spadek wyniósł 3 proc. (najstarsi kierowcy w autach Hondy).
Nic nie widziałem, nic nie słyszałem
Aktywne systemy bezpieczeństwa bez wątpienia przynoszą korzyści. Z nimi ryzyko spowodowania kolizji maleje, a nawet jeśli nie uda się jej uniknąć, to skutki zderzenia najprawdopodobniej będą mniej dotkliwe. Można byłoby więc wysnuć wniosek, że właściciele samochodów wyposażonych w aktywne systemy bezpieczeństwa powinni płacić mniej za OC? W Polsce nie ma na co liczyć.
By to sprawdzić, przeprowadziłem porównanie cen OC dla 24-letniego mieszkańca Warszawy. W pierwszym scenariuszu jeździł on dwuletnim volkswagenem polo TSI o mocy 95 KM, a więc autem fabrycznie wyposażonym w aktywne systemy bezpieczeństwa. W drugim wariancie jego autem była dacia sandero z jednostką o pojemności 0,9 l i mocy 90 KM. Tu w podstawowym wariancie nie ma co liczyć na elektronicznych asystentów. Jak się okazało, właściciel volkswagena zapłaciłby za OC od 986 zł do 1909 zł. Kierowca dacii musiałby wyłożyć od 971 zł do 1876 zł.
Jak widać, różnice są wręcz kosmetyczne. Dlaczego? Gdy końcem 2020 r. pytałem o to polskie zakłady ubezpieczeniowe, w odpowiedzi usłyszałem, że ubezpieczyciele nie mają danych, które udowadniałyby wpływ aktywnych systemów bezpieczeństwa na ryzyko zawarcia polisy. Niektóre firmy odpowiedziały zaś po prostu, że nie uwzględniają obecności tych systemów w aucie.
Analiza danych przeprowadzonych przez amerykańskie IIHS pokazuje, że chyba najwyższy czas, by firmy ubezpieczeniowe wzięły pod uwagę ten czynnik. Tym bardziej, że od maja 2022 r. takie elektroniczne układy staną się obowiązkowe w nowych samochodach sprzedawanych w Unii Europejskiej. To oznacza, że niebawem danych do analiz dla krajowych ubezpieczycieli będzie pod dostatkiem. Tylko trzeba chcieć je przeprowadzić.