Samochody sprowadzone z USA są niemal zawsze uszkodzone, ale to nie musi oznaczać czegoś złego© Photo by Justin Sullivan/Getty Images

Nie zawsze jest to złom. Uszkodzone auta z USA to często dobre okazje

Marcin Łobodziński

Każdego roku tysiące aut i motocykli płynie do Europy ze Stanów Zjednoczonych, gdzie są wystawiane na aukcjach ze świadectwem "salvage title". Uszkodzone są niemal zawsze, ale to wcale nie musi oznaczać nic złego. Świadomi klienci i importerzy uważają je za okazje i często lepsze propozycje niż europejskie "bezwypadkowe".

Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar zauważył rosnący trend na zakup pojazdów z USA, będących w znakomitej większości po szkodzie. Za oceanem tytuł "salvage" jest mniej więcej porównywalny z naszą polską szkodą całkowitą, a samo określenie "salvage" (ang. złom) może przerażać.

"Podczas gdy w 2015 r. problem dotyczył 1 auta na 2 eksportowane, w 2019 r. - 9 na 10 pojazdów. Według autorów raportów (Carfax przyp. red.) oznacza to, że prawie każdy w Europie, kto kupi używany samochód z USA, może spodziewać się zakupu pojazdu z wcześniejszymi uszkodzeniami lub innymi problemami" – czytamy w artykule zatytułowanym dość wymownie: "Amerykański złom płynie do Europy", zamieszczonym w serwisie Samar.pl.

Nie taki "salvage" straszny?

Takie informacje mogą bardzo zniechęcać do zakupu samochodu pochodzącego z USA, ale rzadko, a właściwie tylko w gronie naprawdę zainteresowanych, pokazuje się drugą stronę medalu. Importerzy zgodnie twierdzą, że sprowadza się niemal wyłącznie auta uszkodzone, bo to najlepsze okazje, zarówno dla nich, jak i dla klientów. Ci, z którymi rozmawiałem, podali mi kilka ciekawych informacji. Niestety, żaden nie chciał ujawniać swojego nazwiska i nazwy firmy, choć to w pełni legalni importerzy.

Wcale nie 85 proc., jak twierdzi Carfax, lecz ok. 99 proc. aut przyjeżdżających do nas z USA to samochody z tytułem "salvage", natomiast nie oznacza, że są one mocno rozbite. Zresztą, gdyby były, nie opłacałoby się ich sprowadzać. Naprawy są zbyt drogie. Lepiej kupić drożej auto z drobnymi uszkodzeniami niż taniej z dużymi. Wraz ze wzrostem kosztów napraw sprowadzanie bardzo uszkodzonych pojazdów już powoli przechodzi do historii i dotyczy wyłącznie niszowych samochodów. Głównie klasyków przeznaczonych do generalnego remontu lub wyjątkowo rzadkich modeli.

Jak czytamy na stronie Carfax.eu, status "salvage" samochód ma wtedy, gdy "nie nadaje się do ruchu drogowego na skutek uszkodzeń będących wynikiem wypadku, zalania, pożaru lub innego zdarzenia". Wystawiane jest wtedy świadectwo "salvage title". Dotyczy to "samochodów uszkodzonych, których koszty naprawy wyceniono na więcej niż 75 proc. ich wartości przed uszkodzeniem. Jednak w niektórych stanach powyższy próg procentowy może być inny".

Faktycznie, w niektórych jest to nawet 80-90 proc. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że samochód z tytułem "salvage" nie musi być autem uznanym za odpad, choć i tak bywa. Wówczas, aby ponownie był dopuszczony do ruchu, musi uzyskać status "rebuilt title".

Często auta z tytułem "salvage" to samochody po gradobiciu albo ze złamanym zderzakiem czy uszkodzoną lampą. Widziałem auto po akcie wandalizmu. Miało pogniecioną karoserię w jednym miejscu i pękniętą szybę. Też miało tytuł "salvage", ale poza wspomnianymi uszkodzeniami, które łatwo naprawić, było w pełni sprawne. To wszystko można sprawdzić. Bardzo często dostępne są zdjęcia z aukcji ubezpieczycieli, które pokazują, co naprawdę się stało.

To, czego nie wolno robić, to sprowadzanie aut zalanych lub uznanych za odpady (tytuły "Biohazard/Chemical" lub "Water/Flood" - przyp. red), bo w świetle prawa nie mogą być rejestrowane, tylko powinny być oddane do stacji demontażu. Dotyczy to także samochodów poważnie uszkodzonych. Główny Inspektor Ochrony Środowiska może wymierzyć wysoką karę, dlatego uczciwy sprzedawca takiego auta nie sprowadzi, bo wie, jak duże jest ryzyko. W internecie nic nie znika, a szczególnie informacje o autach sprowadzonych z USA. Są już nawet wyroki sądów w tym temacie.

Nie każdy się jednak tego boi.

Rozmawiałem z importerem prowadzącym warsztat i widziałem samochody, które faktycznie można uznać za wraki. Opowiadał też o ciekawym przypadku auta z uszkodzonym nadwoziem, które miało tytuł "water", czyli przyczyną wycofania z ruchu była woda. Jednak po sprawdzeniu go, nie odnaleziono śladów zalania. Natomiast wszystko wskazywało na to, że brało udział w kolizji. W USA ubezpieczyciele czasami różnie interpretują szkody, a temu autu prawdopodobnie przyznano tytuł "water" dlatego, że w wyniku dużej ilości wody na jezdni wpadło w poślizg lub zostało przez wodę zepchnięte na przeszkodę. Teoretycznie to auto nie powinno być już rejestrowane. Teoretycznie.

Mój rozmówca dodał, że z USA sprowadza się takie samochody, jakie ludzie chcą kupić. Jest też sporo aut poważnie uszkodzonych, ale wciąż nadających się do naprawy i po niej w pełni sprawnych. Nie brakuje też klasyków, na które jest ogromne wzięcie, a ceny na rynkach zachodnich są tak wysokie, że odbudowany oldtimer w Polsce daje spory zysk.

Dlaczego auta są tak tanie w USA?

Samochody w USA są dużo tańsze niż w Europie głównie z kilku powodów. Po pierwsze - one są po prostu tańsze w salonie, więc przy tej samej utracie wartości co u nas, są adekwatnie tańsze też jako używane.

Po drugie - rynek usług mocno podrożał i nawet drobne naprawy są bardzo drogie, a wcale nie tak wysokiej jakości jak mogłoby się wydawać po obejrzeniu kilku programów na "Discovery". O ile części można kupić naprawdę tanio, to na tanią i dobrą naprawę trudno liczyć. Niektóre samochody wcale nie są uszkodzone, a trafiają na aukcje dlatego, że mają awarię, której usunięcie jest zbyt drogie. Właściciel pojazdu idzie do ubezpieczyciela i "kasuje" taki samochód.

Po trzecie, o czym wiedzą już głównie osoby mieszkające od lat w USA, firmy ubezpieczeniowe niechętnie podejmują się ubezpieczenia auta odbudowanego - "rebuilt title" – po szkodzie "salvage". Koszt ubezpieczenia takiego pojazdu może być za wysoki, a w przypadku ponownej szkody nie można liczyć na odpowiednie odszkodowanie. Inna sprawa, że jeśli auto w USA - mówimy o kilkuletnim - nie ma czystej karty, to bardzo mocno traci na wartości.

Zupełnie inaczej jest w Europie, gdzie samochody po drobnych szkodach mają praktycznie tę samą wartość co bezwypadkowe, co zresztą wręcz napędza import aut używanych z Zachodu do Polski.

Ta różnica znakomicie pokazuje, gdzie leży prawdziwa cena pojazdu z USA – w jego historii. Auto z czystą kartą nie jest tym, które opłaca się sprowadzić, ale po szkodzie jak najbardziej, bo nie ma wartości za oceanem. Dlatego też szczególnie opłaca się sprowadzać samochody drogie, bardzo luksusowe, które u nas kosztują kilkaset tysięcy złotych, a nierzadko ponad milion. Wówczas wysokie koszty napraw, podatków oraz importu, które kształtują cenę ostateczną samochodu z USA, nie są aż tak istotne jak w przypadku samochodów, które u nas są sprzedawane za kilkadziesiąt tys. zł.

Czy auto sprowadzone z USA jest lepsze?

Jeśli kupujemy auto z licytacji prowadzonej przez firmę ubezpieczeniową, to niemal pewne jest, że nie jest to samochód "podszykowany" do sprzedaży, mamy pełną przejrzystość jego historii oraz informacje na temat szkody, jaka powstała. Tak, jak pokazują na zdjęciach, tak jest. Możemy sprawdzić też dość dokładnie historię serwisowania i wcześniejszych szkód.

Praktyka pokazuje, że dzięki raportowi Carfax i podobnym, łatwiej zweryfikować historię samochodu z USA niż takiego, który jeździ po Europie. Wystarczy niekiedy wpisać nr VIN w wyszukiwarkę Google i można dowiedzieć się więcej niż w przypadku samochodu z rynku europejskiego, który kupimy w Polsce. Ponadto główną przyczyną dużej utraty wartości w USA jest szkoda – jakakolwiek – a u nas przede wszystkim przebieg i wygląd.

W Polsce nauczyliśmy się kupować okazje z Niemiec i innych krajów Unii Europejskiej, bez świadomości tego, że tam nie ma samochodów tańszych, jeśli faktycznie są bez zarzutu. Nawet chcemy być oszukiwani. Jeśli auto jest wyraźnie tańsze, to dlatego, że ma poważną usterkę, wadę, duży przebieg lub jest po wypadku, ale nie chcemy tego wiedzieć i widzieć. W Polsce nie ma po tych rzeczach śladu w dokumentach, dlatego takie pojazdy są traktowane na równi z samochodami w bardzo dobrym stanie.

Auta z USA są napiętnowane po szkodzie, bo wszystko widać w dokumentacji. Jest tytuł "salvage", który jasno mówi o tym, że samochód miał przygodę i komuś nie opłacało się go naprawiać. Są bardzo często zdjęcia, które pokazują pojazd przed naprawą, a które wyraźnie zniechęcają do zakupu. Są też publikacje w internecie z tytułami: "Amerykański złom płynie do Europy" lub "NSA: Nie warto sprowadzać uszkodzonych aut z USA", które wyraźnie zniechęcają.

Są więc zwolennicy aut z USA i przeciwnicy, którzy taki zakup odradzają. Są importerzy, którzy przedstawiają klientowi uczciwą propozycję, pokazują zdjęcia i pomagają auto sprowadzić, a potem nierzadko naprawić. Niemniej trzeba się też liczyć z tym, że są i tacy, którzy tuszują wiele szkód i sprzedają pojazd jako bezwypadkowy, licząc na to, że klient nie będzie interesował się historią pojazdu.

Jeden z naszych czytelników pokazał mi motocykl i samochód, które kupił z USA. Oba były uszkodzone w dniu zakupu, ale go to nie zrażało.

  • Pierwszym pojazdem jaki nabyłem ze Stanów, był motocykl marki Ducati – opowiada Paweł z Mińska Mazowieckiego. - Na polskim rynku wtórnym nie znalazłem interesującego mnie egzemplarza. Ten, który udało mi się znaleźć na aukcji firmy ubezpieczeniowej w USA, nie miał żadnych większych uszkodzeń widocznych z zewnątrz, poza stopką i drobnymi rysami. No i silnika nie dało się uruchomić, co było opisane na aukcji. Miał za to śmiesznie niski przebieg – ok. 2300 km. Po wymianie pompy paliwa motocykl odpalił i służy mi do dziś - dodaje.
  • Zachęcony udanym zakupem kupiłem też samochód - opowiada dalej Paweł. - Sprowadzony już do Polski z USA. Był niegroźnie uszkodzony przodem, choć nie wyglądał dobrze. Wszystkie uszkodzone części zostały odkręcone i w te same miejsca przykręcone zostały nowe, więc zostało to wykonane według zaleceń producenta. Nie było mowy o żadnym spawaniu auta itp. (poniżej zdjęcie samochodu przed naprawą).
Auto wygląda na porządnie rozbite, ale nawet zgodnie z technologią producenta da się je naprawić bez spawania.
Auto wygląda na porządnie rozbite, ale nawet zgodnie z technologią producenta da się je naprawić bez spawania.© fot. czytelnik
  • Na samochodzie oszczędziłem ok. 15 tys. zł względem tego, który mógłbym kupić w podobnym stanie w Europie. Na motocyklu nic nie zaoszczędziłem, ale za to kupiłem bezwypadkowy ze śladowym przebiegiem - podsumowuje Paweł.

Mamy dwa oblicza importu samochodów z USA i niekoniecznie tylko złe

W wielu przypadkach zakup delikatnie uszkodzonego, drogiego auta może być bardzo opłacalny właśnie z rynku amerykańskiego. Kupujemy to, co widzimy na aukcji za wylicytowaną kwotę, więc z góry wiemy, że jest to pojazd po kolizji lub innej szkodzie i z reguły wychodzi taniej. Nawet jeśli nie, to dzięki importowi ze Stanów po prostu wiemy, co kupimy, nierzadko z realnym niskim przebiegiem.

Inną zaletą samochodów z USA są ich specyfikacje, znacząco różniące się od europejskich oraz modele u nas niedostępne. Niekiedy bardziej interesujące wersje kupimy wyłącznie za oceanem, a świetnym przykładem jest Ford Edge, począwszy od rocznika 2015, kiedy to trafił do oficjalnej sprzedaży w Polsce. W tym momencie nowy dostępny jest u nas wyłączenie z silnikiem Diesla. Tymczasem na 200 aut używanych wystawionych na sprzedaż na Otomoto, tylko 80 sztuk to oferowane u nas diesle. Zatem 120 aut to niedawno sprowadzone wersje benzynowe, bo właśnie takich szukają klienci. Świadomi klienci, którzy nie boją się aut z USA.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)