Stellantis dalej produkuje w Rosji. Szef firmy wyjaśnia swoją decyzję
"Zatrzymanie produkcji w Rosji zaszkodzi pracownikom, nie władzy" – tłumaczył w CNN szef Stellatnisa, Carlos Tavares. Koncern dalej wytwarza auta na Wschodzie, choć niewykluczone, że przestój będzie konieczny z powodu braku części.
08.03.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:02
Amerykańsko-włosko-francuski koncern Stellantis dowodzony przez Carlosa Tavaresa ma fabrykę w rosyjskiej Kałudze. Produkuje tam auta dostawcze oraz układy napędowe - nadal, mimo inwazji Rosji na Ukrainę.
Firma, w przeciwieństwie do większości konkurentów, póki co nie podjęła decyzji o oficjalnym wstrzymaniu działalności na Wschodzie. Carlos Tavares w niedawnym wywiadzie udzielonym CNN wyjaśnił powody takiej decyzji.
"Nie powinniśmy mieszać reżimu i ludzi. Reżim to jedno, obywatele to drugie. (...) Szanujemy i kochamy miejscową ludność. Mamy ludzi w Ukrainie, dbamy o nich. Mamy ludzi w Rosji i też ich kochamy" - powiedział prezes cytowany przez CNN, dodając, że wstrzymanie produkcji w fabrykach zaszkodzi ich pracownikom, a nie władzom Rosji.
W Kałudze Stellantis zatrudnia około 2,7 tys. osób, które rocznie wytwarzają 11 tys. pojazdów użytkowych sprzedawanych pod szyldem Peugeota, Opla i Citroëna.
Warto wspomnieć, że decyzja o pozostaniu w Rosji nie jest jednoznaczna z obojętnością na los ofiar wojny. W czwartek 3 marca koncern poinformował bowiem o przekazaniu miliona euro na fundusz pomocy ukraińskim uchodźcom, przy okazji ogłaszając, że zastosuje się do wszystkich obowiązujących sankcji.
Niewykluczone, że w obliczu coraz większych trudności gospodarczych i logistycznych Tavares i tak będzie musiał podjąć decyzję o wstrzymaniu rosyjskiej działalności, co zresztą sam potwierdza: "Podejrzewam, że fabryka wstrzyma działalność już niebawem, brakuje części" - stwierdził w rozmowie z CNN.
Wynika z tego, że Stellantis przyjął strategię wytrwania w Rosji tak długo, jak będzie to możliwe. To postępowanie odwrotne niż w przypadku wielu konkurentów pokroju BMW, Volvo, Daimlera czy Volkswagena. Ci postanowili wycofać się wcześniej, co być może nie było optymalnym posunięciem z biznesowego punktu widzenia. Z pewnością jednak pozwoliło uniknąć wizerunkowych kontrowersji.