Ucieczka po parkingowej szkodzie może być bardzo droga. Zapłacisz nawet 6000 zł
70-letni kierowca z Sosnowca na własnej skórze przekonał się, jak bardzo zmienił się taryfikator mandatów. Cofając na parkingu, uszkodził inny samochód, a potem odjechał. Niebawem gorzko tego pożałował.
14.02.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:20
Uciekł i pożałował
Nowy taryfikator mandatów uderza nie tylko w pędzących z zawrotną prędkością piratów drogowych. Słono zapłacić mogą także ci, którzy postanowią ukryć swój błąd zakończony uszkodzeniem cudzego samochodu. Przekonał się o tym 70-latek z Sosnowca.
Mężczyzna podczas cofania uderzył w zaparkowany samochód i urwał w nim zderzak. Następnie wysiadł zza kierownicy, ocenił skutki zdarzenia i jak gdyby nigdy nic odjechał. Jeśli jednak sądził, że będzie bezkarny, to popełnił gruby błąd.
Policji udało się uzyskać dane sprawcy kolizji i wieczorem tego samego dnia mundurowi odwiedzili 70-latka. – Mężczyzna otrzymał mandat w wysokości 1000 zł za spowodowanie kolizji. Przyczyną zdarzenia było jednak nieprawidłowe omijanie zaparkowanego pojazdu. Tu mandat może wynieść od 20 zł do 5000 zł. Kiedy występuje duża rozpiętość stawki kary, funkcjonariusze na miejscu dokonują oceny okoliczności zdarzenia i na tej podstawie ustalają jej wysokość. Maksymalna grzywna, jaką mogli nałożyć policjanci za to zdarzenie, wynosiła 6000 zł. W związku z zachowaniem kierowcy funkcjonariusze zaproponowali mandat w kwocie 4000 zł. Mężczyzna go przyjął – mówi Autokult.pl podkom. Sonia Kepper, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu.
Dlaczego mężczyzna otrzymał dwa mandaty i jak to możliwe, że ich suma okazała się tak wysoka? Od momentu wejścia w życie nowego taryfikatora minimalna kara za spowodowanie kolizji wynosi 1000 zł. To jednak nie kończy sprawy, bo do tej kary dolicza się mandat za wykroczenie, które stało się przyczyną kolizji.
"Nieprawidłowe omijanie zaparkowanego pojazdu" nie zostało ujęte w taryfikatorze. Oznacza to, że policja nie ma tu sztywnej kwoty mandatu, który należy nałożyć. Funkcjonariusz może więc skorzystać z całej rozpiętości "widełek". Minimalna kwota mandatu wynosi dziś 20 zł, a maksymalna aż 5000 zł. Dodatkowo, jeśli dochodzi do złamania dwóch przepisów, policja może wystawić mandat na kwotę do 6000 zł.
A co z samym odjechaniem z miejsca kolizji? Jeśli nikt nie został poszkodowany, a więc nie doszło do wypadku, taryfikator nie przewiduje osobnej kary za takie zachowanie. Jest to jednak ważny element wpływający na ocenę sytuacji przez policję. Co za tym idzie, jeśli w ramach danego zdarzenia funkcjonariusze mają dużą dowolność w dziedzinie kwoty kary, możemy być pewni, że po odjechaniu z miejsca kolizji otrzymamy mandat z kwotą mieszczącą się w górnym przedziale "widełek".
Konsekwencje mogą być poważniejsze
Jest jeszcze jeden aspekt sprawy - ubezpieczenie. Szkody powstałe w wyniku kolizji pokrywa ubezpieczyciel sprawcy. Od tej zasady są jednak odstępstwa.
Do sprawcy, który uciekł z miejsca zdarzenia, zakład ubezpieczeń może jednak zgłosić się z żądaniem regresu. Oznacza to, że firma najpierw wypłaci odszkodowanie poszkodowanemu, ale potem całością tych kosztów obciąży sprawcę zdarzenia. Towarzystwo będzie miało do tego prawo, bo ogólne warunki ubezpieczeń w każdej firmie obejmują kilka wyjątków, a wśród nich ucieczkę z miejsca zdarzenia oraz nietrzeźwość kierującego. Posiadacz polisy AC w takiej sytuacji będzie musiał zapłacić również za naprawę swojego auta, bo na odszkodowanie nie będzie mógł liczyć.
Jak więc zachować się, gdy spowodujemy szkodę w zaparkowanym samochodzie, ale nie mamy z kim załatwić sprawy na miejscu? Absolutnym minimum jest pozostawienie za wycieraczką uszkodzonego auta kartki z numerem telefonu. Tu jednak ryzykujemy. Kartkę może porwać wiatr albo zmyć deszcz. Jeśli do zdarzenia doszło na parkingu sklepu, można udać się do ochrony i poprosić o wywołanie kierowcy uszkodzonego auta. W ostateczności można o sprawie zawiadomić policję. Czy dostaniemy mandat? Zapewne tak, ale i tak będzie on niższy niż wtedy, kiedy mundurowi sami nas znajdą.
Podobny problem wiąże się ze zdarzeniami, w których pozornie nie ma poszkodowanych. – Chciałabym uczulić kierowców na sytuacje, w których dochodzi do lekkiego potrącenia pieszego. One zdarzają się czasem nawet podczas manewrowania na parkingu. Bywa, że bezpośrednio po zdarzeniu pieszy zapytany przez kierowcę o stan mówi, że nic się nie stało, a uspokojony kierowca odjeżdża. W takiej sytuacji lepiej wezwać policję – stwierdza podkom. Sonia Kepper.
– Mieliśmy zdarzenia, że piesi jednak po pewnym czasie zgłaszali się do szpitala, ponieważ odczuli negatywny skutek zdarzenia. Bywało, że w takiej sytuacji twierdzili, że nie było żadnego kontaktu z kierowcą. Wówczas policja rozpoczynała wyjaśnianie sprawy klasyfikowanej jako oddalenie się z miejsca wypadku, a to już poważne zarzuty. Wezwanie na miejsce kolizji z pieszym policji zawsze wyjaśnia sprawę i pozwala uniknąć takich nieporozumień – dodaje policjantka