Rumunia, Bułgaria i Polska. UE wskazuje kraje, w których najłatwiej zginąć na drodze

Pomimo coraz lepszych wyników w dużych miastach, wg badań Komisji Europejskiej najłatwiej jest zginąć na drodze w Rumunii, Bułgarii i Polsce. Pomimo świetnych wyników w ciągu ostatnich lat, postęp w dziedzinie bezpieczeństwa w ostatnim roku po prostu się zatrzymał.

Sytuacja poprawiła się w dużych miastach, ale na drogach krajowych wciąż jest źle.
Sytuacja poprawiła się w dużych miastach, ale na drogach krajowych wciąż jest źle.
Źródło zdjęć: © mat. prasowe policji
Mateusz Lubczański

15.06.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:14

"Polska – 77 ofiar śmiertelnych na każdy milion mieszkańców w 2019 roku, co jest trzecią największą wartością w UE. Po znaczącym postępie w ostatniej dekadzie (o. 26 proc.) liczba ofiar śmiertelnych w ostatnim roku praktycznie się nie zmieniła" – tak w podsumowaniu prac nad wstępnym raportem wypadków drogowych w Unii Europejskiej został określony nasz kraj. Może to dziwić, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę coraz lepsze statystyki dużych miast.

Zarówno w Warszawie, jak i Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu czy Poznaniu spadła liczba ofiar śmiertelnych, a większości z nich również samych zdarzeń. Poznań odnotował więcej kolizji, ale były to niegroźne incydenty, w których udało się uniknąć poważnych obrażeń.

Takie statystyki powinny cieszyć, ale wskazują na dużo większy problem. Informacje od Komisji wylewają nam kubeł zimnej wody na głowę. Choć prace nad dokładniejszymi danymi jeszcze trwają (i nie zakończą się jeszcze przez długi czas), to organ wskazuje, że w Polsce więcej ludzi ginie w terenie zabudowanym niż na autostradach czy drogach krajowych. Taka sytuacja ma miejsce również – co nie powinno dziwić – w Bułgarii i Rumunii.

Włodarze dużych miast mają asy w rękawie, mogą bowiem doświetlać przejścia dla pieszych, tworzyć progi zwalniające czy kreować strefy "Tempo 30" uspokajające ruch. W samym tylko Gdańsku 530 km dróg jest włączonych do tej właśnie strefy. W mniejszych miastach czy wsiach, przez które biegną arterie komunikacyjne, wprowadzenie takich rozwiązań spowodowałoby paraliż.

O problemie mówi jeden z kierowców, który podróżuje często od Stanisławowa do Łochowa na drodze krajowej nr 50. – Trasa prowadzi przez tereny zabudowane, a jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by jakikolwiek TIR zwolnił do przepisowej prędkości. – stwierdza. Co gorsza, wymuszają prędkość na innych kierowcach. - Jadąc zgodnie z przepisami, stajesz się zawalidrogą. Nie raz byłem już świadkiem wyprzedzania mnie w dokładnie takich miejscach, w jakich absolutnie bym tego nie zrobił, czyli na skrzyżowaniach czy na przejściach dla pieszych – dodaje.

Czy sytuacja ulegnie zmianie? Bardzo prawdopodobne – na gorsze. Przepisy dot. pierwszeństwa pieszych i bardziej restrykcyjnego odbierania praw jazdy utknęły w martwym punkcie i prawie na pewno nie wejdą w życie przed wakacjami 2020 roku. Nie ma również strategii Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego na kolejne lata. Plan wykonawczy z poprzednich lat nie został spełniony. W taki sposób nie można działać na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drogach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)