Rosyjskie fabryki mają problemy. Chińczycy ich wystawili

Rosja bardzo szybko położyła ręce na fabrykach, które po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę zostały porzucone przez zachodnie koncerny. Nadziei na rozruch zakładów upatrywano w chińskich firmach, lecz te nie są do tego pomysłu przekonane.

Rosyjski przemysł motoryzacyjny cofnął się o kilkanaście lat
Rosyjski przemysł motoryzacyjny cofnął się o kilkanaście lat
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Łada
Kamil Niewiński

26.03.2024 | aktual.: 26.03.2024 10:09

Rosyjska inwazja na Ukrainę trwa już od ponad dwóch lat i na ten moment mało wskazuje na to, aby działania wojenne miałyby wkrótce się zakończyć. Na arenie międzynarodowej Rosja została bardzo mocno odizolowana na skutek nałożonych sankcji, które w znacznym stopniu uderzyły w tamtejszy przemysł motoryzacyjny.

Rosyjską motoryzację sponiewierały nie tylko embarga, ale również exodus europejskich producentów, którzy niemal jak jeden mąż opuścili ten kraj w pierwszych tygodniach od rozpoczęcia przez rosyjskie wojsko kolejnego, najkrwawszego etapu wojny. Państwo Putina długo nie czekało z dalszymi działaniami i zamiast prosić koncerny o powrót do fabryk, po prostu je przejęło.

Mieć zakłady produkcyjne to jednak jedno — wykorzystać je to już zupełnie inna sprawa. Jeszcze przed wybuchem wojny w Rosji produkowano 1,5 mln aut rocznie, co było całkiem dobrym wynikiem. Rynek zaś był naprawdę ogromny i wszystko wskazywało na to, że Rosja już niedługo stanie się motoryzacyjnym centrum Europy. Wszystko to jednak legło w gruzach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rosjanie podjęli już kilka prób powrotu na właściwe tory z produkcją samochodów. Planem nadal jest stawianie na swoje własne konstrukcje, co wychodzi z mniejszym lub większym sukcesem. Zapraszane są również marki z państw, które niekoniecznie przejmują się wojną w Ukrainie. Nadal jednak efekty są mierne — czasem niepozwalające nawet na rozkręcenie przejętych fabryk.

Chińskie marki naturalnym zapychaczem rosyjskiego rynku? Niekoniecznie

Nadziei dla poprawy sytuacji Rosjanie upatrują w nowym gigancie sceny motoryzacyjnej — Chinach. Państwo Środka próbuje w wojennej zawierusze balansować pomiędzy kontaktami z Zachodem a przymierzem z Władimirem Putinem. Bardziej po drodze pod kątem biznesu jest im do Rosjan i wydawać by się mogło, że tak ogromny, niezagospodarowany rynek będzie dla chińskich marek strzałem w dziesiątkę.

Problem w tym, że chińskie firmy nie są zbytnio chętne do podjęcia takiej współpracy. Koncerny te nie mają aż takiego interesu w wejściu do Rosji, której najbardziej zależy na zagospodarowaniu fabryk i produkcji aut. Chiny zaś chcą nadal rozwijać sprzedaż i napędzać rozwój swoich najbardziej obiecujących marek. W tym zaś kluczowe są kompromisy z USA i Europą.

Relacje chociażby na linii UE-Chiny już teraz przypominają manewrowanie po polu minowym. Wejście na rynek rosyjski byłoby zaś potencjalnie ogromnym ciosem dla marek, które planowałyby podbój Starego Kontynentu. Jest jednak jeszcze jeden, bardziej prozaiczny powód — Chinom praca przy rosyjskich fabrykach zwyczajnie się nie opłaca.

"Mam wrażenie, że nieco przecenili swoje możliwości" — tak rosyjski analityk Siergiej Burgazliew opisał w rozmowie z Bloombergiem podejście dwóch motoryzacyjnych magnatów, którzy zakupili fabryki po Mercedesie, Hyundaiu czy Volkswagenie. Możliwe, że bez sowitego wynagrodzenia ze strony państwa ostatnia deska ratunku w postaci Chin bezpowrotnie odpłynie, a rosyjskim firmom pozostanie tylko dryf i walka o przetrwanie.

rosjachinyprodukcja samochodów