Prawdziwe bzdury na temat motoryzacji. Określenia, które budzą spory

Prawdziwe bzdury na temat motoryzacji. Określenia, które budzą spory

"Prawdziwe" Quattro? Nie do końca...
"Prawdziwe" Quattro? Nie do końca...
Źródło zdjęć: © fot. Kamil Kobeszko
Marcin Łobodziński
23.01.2019 10:05, aktualizacja: 28.03.2023 12:03

O prawdziwości napędu quattro czytałem już tyle, co na temat prawdziwości aut Porsche. Sprzeczamy się o to, co jest samochodem elektrycznym, a czym auto elektryczne nie jest. Czy marka Opel jest niemiecka, amerykańska czy już francuska? Te i inne wątpliwości nadszedł czas rozwiać. Jednak zapewniam was – nie we wszystkich przypadkach się to uda.

"Prawdziwy" napęd quattro to prawdziwy klasyk

Klasyk, i to nie tylko w komentarzach pod artykułami na Autokult.pl. Bardzo lubię obserwować "walkę na argumenty" zwolenników i przeciwników quattro, a także wywodów na temat prawdziwości i nieprawdziwości pewnych rozwiązań.

Zacznijmy od podstawy – quattro to nazwa handlowa napędu na cztery koła marki Audi i żadnej innej. W zasadzie w tym miejscu należałoby zakończyć temat. To samo rozwiązanie o nazwie quattro stosowane w Audi, nosi nazwę 4Motion w Volkswagenie, 4Drive w Seacie i najprostsze 4x4 w Skodzie. Konstrukcja nie ma tu znaczenia – quattro to zarówno naped stały z centralnym dyferencjałem jak i napęd dołączany automatycznie ze sprzęgłem wielopłytkowym.

Ale tu pojawia się kolejny problem – czym jest napęd stały? Według "starych zasad" wyłącznie rozwiązaniem z centralnym dyferencjałem. Oznacza to tyle, że stale na wszystkie koła trafia siła napędowa, którą rozdziela wspomniany dyferencjał.

Jednak gdy się dobrze przyjrzeć, to dokładnie to samo robią sprzęgła, które również stale przenoszą siłę napędową na obie osie. I dokładnie tak działa choćby często wspominany w sprzeczkach Haldex. Swoją drogą to też tylko nazwa handlowa, a dotyczy wielopłytkowego sprzęgła tej firmy, które co prawda realizuje tzw. napęd dołączany, jednak zawsze niedużą porcję momentu obrotowego przenosi także na oś dołączaną, nawet gdy nie ma różnic poślizgu pomiędzy osiami.

Czy można powiedzieć, że to napęd stały? Teoretycznie tak, bo nie ma zasady, że stały napęd określają jakieś proporcje rozkładu siły napędowej. Na przykład auta o lepszych osiągach mają napęd stały o rozkładzie siły napędowej 40:60 pomiędzy przednią i tylną osią. Jeśli odwrócimy te proporcje nikt nie zaprzeczy, że to wciąż napęd stały. A jeżeli będzie to 95:5? To już stały nie jest?

No właśnie nie jest, bo w definicji stałego napędu na cztery koła tak naprawdę, wbrew nierzadko powtarzanym opiniom, nie chodzi o to, że mamy zawsze (czyt. stale) napędzane cztery koła. Tu konkretnie chodzi o stały (czyt. ustalony przez konstrukcję mechanizmu różnicowego) rozdział siły napędowej pomiędzy osią przednią a tylną. A to może realizować tylko przekładnia zębata zwana dyferencjałem.

Zatem jeśli dyferencjał jest symetryczny, to niezależnie od sytuacji drogowej czy terenowej, zawsze 50 proc. momentu trafia na jedną oś i 50 na drugą. Jeśli jest to rozdział 40:60, to on też nigdy się nie zmienia. W przeciwieństwie do mechanizmów różnicowych z kołami zębatymi, sprzęgła wielopłytkowe tak nie działają i dają zmienny rozkład siły napędowej pomiędzy osiami. Jestem więc zwolennikiem określenia "napęd zmienny" zamiast dołączany automatycznie odnośnie sprzęgieł, które zawsze część napędu realizują na oś dołączaną.

Jeszcze wracając do nazw, kiedyś widziałem "gdzieś w Internecie" wywód na temat różnicy pomiędzy napędem AWD, 4WD i 4x4. To nierzadko też nic innego jak… nazwy używane przez wybranych producentów.

Kiedyś była różnica pomiędzy AWD, który uważa się za napęd stale przenoszący moment obrotowy na cztery koła (nie mylić ze stałym napędem na cztery koła), a 4WD, który jest napędem dołączanym ręcznie lub automatycznie, w którego pracę kierowca może ingerować, ale to i tak zależy raczej wyboru producenta co do nazwy. Natomiast będąc precyzyjnym, jeśli możesz dołączyć lub odłączyć napęd jednej z osi manualnie, to masz do czynienia z napędem 4WD.

A co z automatyczną skrzynią biegów?

Nie dalej jak miesiąc temu miałem krótką rozmowę z przyjacielem, który wie to i owo o mechanice. Tematem były automatyczne skrzynie biegów i z jego ust padło określenie, że przekładnia dwusprzęgłową automatem nie jest. Wiem co miał na myśli i szybko przekonałem go, że jest, choć go doskonale rozumiem.

Automatyczna skrzynia biegów to według purystów hydrauliczna przekładnia planetarna z konwerterem momentu obrotowego. Tylko problem w tym, że mówimy o sposobie działania, a nie budowie, a w tej przydługiej nazwie brakuje akurat określenia "automatyczna".

Automatyczna skrzynia biegów to taka skrzynia biegów, która zmienia biegi automatycznie. Proste. Czyli bez udziału kierowcy. I nie ma znaczenia, czy mówimy o przekładni planetarnej, bezstopniowej czy dwusprzęgłowej. Jeśli zmienia biegi sama, to jest automatyczna i koniec. Nawet tzw. półautomat, czyli zwykła przekładnia manualna z mechanizmem, który zmienia biegi sam, też jest automatem. Lepszym określeniem jest tu przekładnia zautomatyzowana, czyli manualna, którą zmieniono na automatyczną.

O półautomacie można mówić wyłącznie wtedy, gdy kierowca wykonuje tylko część operacji, na przykład zmienia bieg nie używając sprzęgła lub używa sprzęgła. Jednak i tu mała uwaga – skrzynie sekwencyjne czy kłowe ze sportów motorowych, które nie potrzebują wysprzeglania podczas zmiany biegu nie są półautomatami, bo one po prosu działają bez rozłączania sprzęgła.

Współczesny "problem" – co jest hybrydą, a co elektrykiem?

Napiszę jakie jest moje zdanie, bo tu można prowadzić wielogodzinne dyskusje i na pewno się... nie dogadać.

W pierwszej kolejności należy odróżnić samochód hybrydowy od napędu hybrydowego. Moim zdaniem samochodem hybrydowym można nazwać taki, który korzysta z przynajmniej dwóch rodzajów silników korzystających z dwóch różnych paliw, jeśli prąd nazwiemy umownie paliwem. Na przykład, autem hybrydowym jest takie, które napędza silnik spalinowy, ale wspomaga go silnik elektryczny (mild hybrid). Ma więc dwa silniki, przy czym każdy z nich jest zasilany inaczej – jeden benzyną, drugi prądem. Nie jest to jednak napęd hybrydowy.

O napędzie hybrydowym mówimy wtedy, gdy samochód jest napędzany dwoma rodzajami silników – na przykład spalinowym i elektrycznym – przy czym każdy z nich może służyć do napędu. Uściślając – napęd hybrydowy realizowany jest albo przez silnik spalinowy, albo przez elektryczny, albo przez oba jednocześnie. Jest to zupełnie inna sprawa niż napęd spalinowy, który jest tylko wspomagany elektrycznym, jak we wspomnianym samochodzie hybrydowym.

Oczywiście samochody hybrydowe dzielą się na klasyczne, mild hybrid czy plug-in, ale w tym przypadku mild hybrid napędem hybrydowym nie jest, choć auto z takim napędem można nazwać hybrydowym. I dokładnie ten sam problem dotyczy samochodów elektrycznych.

Bo o ile nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że samochód z silnikiem elektrycznym (np. Nissan Leaf) jest elektryczny, o tyle gdy pod maską ma silnik spalinowy do wytwarzania prądu (BMW i3), to już wątpliwości się pojawiają. Czy to jeszcze hybryda, czy już elektryk?

Wracamy do początku – taki samochód jest rzeczywiście hybrydą (dwa rodzaje silników i paliw), ale taki napęd jest wyłącznie elektryczny, bo silnik spalinowy nie może samodzielnie napędzać samochodu. Więcej - nie ma żadnego udziału w napędzie.

No dobrze, a co z autami na wodór? To jest jeszcze bardziej pomieszane. Bo paliwem wydaje się być wodór, ale napęd jest elektryczny, zatem koła napędza silnik zasilany energią elektryczną. Dla osób, które nie rozumieją – w aucie na wodór jest całkowicie elektryczny napęd, ale nie ładuje się akumulatorów z sieci, lecz prąd jest wytwarzany z wodoru w ogniwach umieszczonych w samochodzie.

A zatem mamy tu następującą reakcję – paliwem dla ogniw jest wodór, ale "paliwem" dla silnika realizującego napęd jest prąd. I tym samym samochód na wodór, który nota bene ma własną elektrownię, niech po prostu pozostanie samochodem na wodór, choć można by tu odważnie nazwać go również hybrydą. Jednak należy pamiętać, że ma napęd wyłącznie elektryczny, więc określenie "napędzany wodorem" nie jest właściwe.

Tematy na dyskusje przy piwie

Teraz przejdźmy do nieco lżejszych, a mniej technicznych tematów. Czy Opel jest niemiecki? Był amerykański? Czy jest już francuski? A co z Fordem? Jest niemiecki czy amerykański?

Zacznijmy od Opla. Tu problem leży w tym, że markę, producenta i firmę wkłada się do jednego worka. Postawmy sprawę jasno – Opel to niemiecka marka. To nie podlega dyskusji. Samochody też są niemieckie, bo są w Niemczech wytwarzane przez niemieckiego producenta. Jednak firma jest już w pewnym sensie francuska, tak jak do niedawna była amerykańska. Lecz to nie zmienia faktu, że ople to auta niemieckie. Choć nie zawsze tak jest.

Bo choć Opel Combo czy nowa Zafira to nadal ople, czyli samochody niemieckiej marki, to nie do końca są niemieckimi samochodami. To zupełnie inna sytuacja niż ta z okresu przynależności do koncernu General Motors, który był właścicielem Opla, ale to Opel robił ople, a nie General Motors.

Dziś Opel modyfikuje samochody francuskiego koncernu PSA tak jak ma to miejsce z Combo, a tym bardziej z Zafirą. Zafira jest tu idealnym przykładem, że w zasadzie nie ma mowy o samochodzie niemieckim. Jest francusko-japoński, ale to nadal auto niemieckiej marki. Dziwne, trudne, niezrozumiałe? Wiem i nic na to nie poradzę. To efekt globalizacji.

No a co z tym Fordem? Pierwotnie Ford jest firmą amerykańską, ale tu sytuacja wygląda nieco inaczej. Wcale nie jest błędem powiedzieć, że model Fiesta jest samochodem niemieckim, bo choć firma matka jest amerykańska, to europejski oddział Forda jest niemalże samodzielną marką, która sama nie tylko produkuje, ale i projektuje samochody. Różnią się one mimo wszystko od amerykańskich, firmy mają inne cele, a dodam jeszcze, że jest jeszcze na przykład Ford australijski, który też nie ma wiele wspólnego z tym, co widzimy na ulicach Europy.

Nie wchodząc zbyt głęboko w te wywody, uważam że powiedzenie "niemieckie auto" w odniesieniu do Fiesty czy Focusa jest bardziej trafione niż określanie takich modeli samochodami amerykańskimi, jakby na siłę. Amerykański jest Ford Mustang czy F-150 i na pewno nie można powiedzieć, że to samochody niemieckie. A tymczasem Falcon produkowany przez australijski oddział Forda nigdy nie będzie ani samochodem amerykańskim, ani tym bardziej niemieckim. To pełnokrwisty Australijczyk.

Swoją drogą, gdy już przy fordach jesteśmy, warto by wspomnieć o dwojakim oznaczeniu generacji stosowanym w mediach i poniekąd też przez tę firmę. Spotyka się bowiem Mondeo III jak i Mondeo Mk3, jednak to nie to samo. Generacja i Mark (Mk) nie zawsze szły ze sobą w parze, czego świetnym przykładem jest Fiesta, ale także wspomniane Mondeo.

Niekiedy producent zmieniał cyfrę przy oznaczeniu Mk tylko z powodu liftingu. W ten sposób poliftowe Mondeo pierwszej generacji stało się Mondeo Mk 2. Automatycznie drugie Mondeo było już modelem Mk 3, trzecie Mk 4 i czwarte nosi oznaczenie Mk 5. A z tego co mi wiadomo, Mondeo IV po ostatnim lifcie to już Mk 6. I tak naprawdę nie wiadomo dlaczego nie dotyczy to Focusa.

Bo byłoby naturalnym, że duże liftingi to zmiana oznaczenia Mk. Jednak trzeci Focus po naprawdę głębokich zmianach nie stał się Mk 4. W przeciwieństwie do niego, w oznaczeniach Fiesty łatwiej się pogubić niż przy Mondeo.

Prawdziwy mustang i prawdziwe porsche

Ford to tak pojemny temat, że wspomnę o jeszcze jednej rzeczy z nim związanej. Choć nie tylko z tą marką, bo dotyczy to wielu producentów aut sportowych, a na dobrą sprawę również samochodów terenowych.

Dla fanów motoryzacji prawdziwy Ford Mustang to taki, który ma pod maską silnik V8. Nie wiem skąd ten pomysł, skoro Mustang nie był nigdy muscle carem, a to właśnie w muscle carach mówimy o silnikach V8. Może to właśnie stąd wynika błąd?

Przypomnę tylko, że V8 pod maską mustanga zawsze umieszczano tylko w tych najszybszych i wyjątkowych wersjach. Nigdy nie liczyłem, ale wierzę, że gdyby dobrze policzyć te wszystkie setki wersji Mustanga, to przynajmniej połowę stanowiły te z silnikami o mniejszej liczbie cylindrów. Dlatego nie mogę słuchać opinii, że najnowszy Mustang EcoBoost to nie prawdziwy Mustang.

Swoją drogą chyba osoby rzucające takie oskarżenia nie wiedzą do czego naprawdę służą takie auta. Wbrew pozorom wcale nie tylko do szybkiej jazdy. Jedna grupa klientów tak kupuje te samochody. Drugą stanowią bogaci pozerzy, którzy muszą pokazać się w czymś sportowym. Niekoniecznie szybkim, więc im wystarczy mały silnik. A jeśli ktoś nie do końca panuje nad mocą V8, to ma iść do innej marki? Nie, dla niego jest Mustang z małym silnikiem.

Jeszcze kwestia prawdziwego porsche, bo to specyficzna marka w swojej grupie. Buduje od lat kultowe samochody sportowe oznaczone kodem 911, a także mniej kultowe, ale równie rasowe 718. Ale co z tymi zupełnie "nierasowymi", wręcz "nieprawdziwymi" jak Macan czy Cayenne?

Rzeczywiście, można podać argument, że dzielą pewne podzespoły z modelami Audi. Tylko prawda jest taka, że gdy siadasz za kierownicą, w ogóle tego nie poczujesz. Wszystko w tych samochodach jest dokładnie takie, jakiego oczekujesz od porsche. Zapach, jakość wykonania, dźwięki, obsługa, a także – co najważniejsze – charakterystyka prowadzenia. Nieprzypadkowo napisałem kiedyś, że to właśnie Macan jest najlepszym modelem marki w jej historii. I podtrzymuję tę tezę.

Dlaczego porsche to nie to samo co Porsche?

Kończąc temat sporów i niejasności, nasi stali czytelnicy zauważyli od jakiegoś czasu stosowanie dwóch różnych pisowni marek i modeli. Raz piszemy wielką, innym razem małą literą. Ci, którzy znają polszczyznę nieco lepiej, wiedzą dlaczego tak jest. Pozostałym postaram się w prosty sposób to wyjaśnić.

Otóż nazwy własne piszemy zawsze wielką literą. Pod jednym warunkiem – że mówimy o nazwach, czyli marce lub modelu, a także nazwie firmy. To dlatego model Astra to auto marki Opel. Jednak z salonu wyjechałem astrą lub oplem, bo moja astra to po prostu przedmiot, który nazywam astrą lub oplem. W garażu może stać maserati quattroporte, sąsiad może jeździć skodą, a moja żona laguną. Ale model Quattroporte kupiłem w salonie Maserati, moja skoda to model Fabia, a laguna jest produktem firmy Renault. Niejasne? My czasami też mamy z tym problem.

Podsumowując - gdy o marce, modelu lub nazwie firmy piszemy jak o marce, modelu lub nazwie firmy, to używamy wielkiej litery. Gdy natomiast piszemy o przedmiocie, używając nazwy marki lub nazwy modelu, wówczas piszemy małą literą.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (32)