Podsumowanie pierwszego sezonu Formuły E

Zakończony w minioną niedzielę pierwszy historyczny sezon Formuły E obfitował w liczne, emocjonujące pojedynki, a napięcie trwało do samego końca finału na Visa London ePrix. Przygotowaliśmy dla Was przegląd sezonu 2014/2015 FIA Formula E Championship.

Podsumowanie pierwszego sezonu Formuły E
Źródło zdjęć: © fot. Mariusz Zmysłowski
Elektryzująca Formuła E

02.07.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:52

Sezon rozpoczął się we wrześniu roku 2014 w Pekinie. Chińskie ePrix wygrał Lucas di Grassi, który był też pierwszym testerem bolidów Spark-Renault SRT_01 E. Jednak to nie Brazylijczyk był faworytem od startu, lecz syn słynnego kierowcy Formuły 1 Alaina Prosta. Nicolas Prost z zespołu e.dams Renault prowadzonego przez ojca, po zdobyciu pierwszego pola startowego objął prowadzenie i utrzymywał je również po zmianie samochodów. Za jego plecami toczyła się walka pomiędzy Lucasem di Grassim a Nickiem Heidfeldem. Ostatecznie to Niemiec wyszedł zwycięsko z tego pojedynku i jechał na tyle dobrym tempem, że zbliżył się do prowadzącego Prosta. Wtedy doszło do kontaktu i spektakularnego wypadku Heidfelda, którego bolid został podbity na tarce i w powietrzu wykonał obrót uderzając przy tym o bandę. Obaj odpadli, a jako nowy lider zwycięsko wyszedł z tego di Grassi, jakby w myśl zasady: gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta.

Po emocjonującym wyścigu w Chinach, Formuła E zawitała do Malezji. Choć z pierwszego pola ruszał Oriol Servia z powodu kary dla zdobywcy pole position Nicolasa Prosta, to Sam Bird nie miał większych problemów z przebiciem się na czoło stawki. Brytyjczyk ruszał z drugiej linii. Objął prowadzenie i utrzymał je do zmiany samochodu, po której utracił pozycję na rzecz Daniela Abta. Jednak i ten kierowca nie sprawił mu większego problemu. Co więcej, Abt mający w końcówce wyścigu problemy z energią w bolidzie, spadł na dziesiątą pozycję. Tymczasem po zwycięstwo Sam Bird zmierzał praktycznie niezagrożony. Z tyłu przez stawkę przebijał się lider klasyfikacji kierowców Lucas di Grassi. Brazylijczyk finiszował na drugim miejscu, dzięki czemu utrzymał prowadzenie w mistrzostwach.

Kolejnym zwycięzcą wyścigu Formuły E, tym razem w Urugwaju, został były kierowca zespołu Formuły 1 Toro Rosso i obecnie rezerwowy Red Bulla: Sébastien Buemi. Po starcie jechał trzeci za Nelsonem Piquetem Jr i Jeanem-Eric Vergnem. Po 12 okrążeniach prowadzenie objął Vergne, ale niedługo po tym zjechał jako pierwszy na zmianę samochodu, podczas gdy zanim zrobiła to reszta kierowców, na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Po jego zjeździe liderem został Nick Heidfeld, ale Niemiec musiał odbyć karę i tym samym w czołówce znaleźli się Buemi i Vergne. Francuz miał spore zużycie energii i nie mógł walczyć o zwycięstwo, choć ostatecznie powodem jego odpadnięcia z wyścigu było uszkodzenie samochodu. Gdy Sébastien Buemi jechał po pierwsze miejsce, na drugiej pozycji znalazł się Piquet Jr oraz di Grassi. Cała trójka już wtedy pokazała, jacy kierowcy będą się liczyć w walce o tytuł pierwszego mistrza Formuły E.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Po wyścigu w Urugwaju, kierowcy pozostali w Ameryce Południowej i zawitali do Argentyny, ale już w roku 2015. Tu w dość trudnych zmaganiach zwycięzcą został Antonio Felix da Costa z zespołu Amlin. Dobry start miał Sébastien Buemi, zdobywca pole position. Szwajcar prowadził przed di Grassim do 20. okrążenia, kiedy to po uszkodzeniu bolidu Chandhoka na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. Po zakończeniu neutralizacji Buemi rozbił auto w tym samym miejscu, a nowy lider di Grassi również odpadł w tej pechowej części toru. O zwycięstwo walczył Sam Bird z Nickiem Heidfeldem, ale obaj dostali kary i na prowadzenie wyszedł niespodziewanie da Costa. Było to tuż przed metą, więc kierowca zespołu Amlin jechał już niezagrożony i nie lada zaskoczony obrotem spraw. Na drugim miejscu zameldował się Nicolas Prost.

Z Ameryki Południowej kolorowy festiwal elektrycznych samochodów poleciał na północ. W Stanach Zjednoczonych rozegrano dwa wyścigi. Pierwszy miał miejsce w Miami i dał zwycięstwo kolejnemu kierowcy w stawce. Tym razem Nicolas Prost utrzymał wysokie tempo przy niższym zużyciu energii niż Daniel Abt i odebrał prowadzenie Niemcowi gdy ten był liderem. Co więcej, Abt spadł na trzecią pozycję po atakach Scotta Speeda – amerykańskiego kierowcy z amerykańskiego zespołu. Ku uciesze lokalnych fanów Speed, kierowca o wyścigowo brzmiącym nazwisku do samej mety naciskał Prosta by dać swojemu krajowi pełnię zadowolenia. Jednak Prost, niczym jego słynny ojciec, zachował spokój i nie popełnił błędu finiszując 0,433 s przed rywalem.

Niespełna miesiąc później w Long Beach odbyło się kolejne, amerykańskie ePrix. Tu nie było mocnych na Nelsona Piqueta Jr. Brazylijczyk szybko rozliczył się ze zdobywcą pole position Danielem Abtem i nie oddał prowadzenia do mety. W międzyczasie miały miejsce neutralizacje, ale kolejny syn mistrza świata Formuły 1 spokojnie kontrolował rywalizację. Do mety utrzymywał za sobą Vergne’a, di Grassiego i Buemiego.

Pierwszym kierowcą Formuły E, który wygrał dwa wyścigi w tej serii został Sébastien Buemi. To właśnie Szwajcar zwyciężył w rywalizacji na torze w Monako. Kierowca e.dams Renault wystartował z pierwszego pola, a ten słynny uliczny tor, jak wiadomo, nie służy wyprzedzaniu. Buemi utrzymywał prowadzenie praktycznie od startu do mety, choć próbował go atakować Lucas di Grassi. Brazylijczyk wcześniej zmienił samochód od swojego rywala i wyjechał na tor tuż przed di Grassim. Brazylijczyk dojechał do mety na drugim miejscu przed swoim rodakiem Piquetem.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Wyjazd do Berlina nie był szczęśliwy dla niemieckiego zespołu Audi Sport ABT. Choć to Lucas di Grassi zdominował wyścig, później okazało się, że jego bolid nie spełniał wymogów technicznych. Powodem wykluczenia było m. in. przednie skrzydło. Po wszystkim zespół tłumaczył, że pewne niezgodności wynikały z napraw przeprowadzonych przed startem. W związku z tym zwycięstwo otrzymał w prezencie Jerome d’Ambrosio, który ledwo ukończył wyścig z powodu rozładowania akumulatorów. Kierowca Dragon Racing mocno naciskał rywali i wyprzedził kilku z nich. To z kolei spowodowało nadmierne zużycie energii, które było efektem zatrzymania się tuż za metą. Na drugim miejscu finiszował Sébastien Buemi, a na czwartej pozycji Nelson Piquet Jr., który nie mógł wydrzeć podium Loicowi Duvalowi.

Przedostatnia lokalizacja FIA Formula E Championship to Rosja. W Moskwie Nelson Piquet Jr dołączył do Sébastiena Buemiego jako drugi kierowca, który wygrał w sezonie więcej niż jeden wyścig. Brazylijczyk będący już liderem klasyfikacji generalnej kierowców jeszcze powiększył swoją przewagę nad rodakiem Lucasem di Grassim. Piquet świetnie wystartował i szybko znalazł się przed Vergnem, który zdobył pole position. Później już bezpiecznie kontrolował sytuację. Dopiero pod koniec miał problem z brakiem energii. Tylko dzięki uzyskaniu sporej przewagi nad Lucasem di Grassim pozwoliło mu zatrzymać zwycięstwo dla siebie. Trzecie miejsce zajął Sébastien Buemi i to właśnie ta trójka walczyła do końca o mistrzostwo, ale Szwajcar po wyścigu w Moskwie został ukarany dodatkowym czasem, co spowodowało jego spadek na dziewiąte miejsce w wyścigu. Tym samym Buemi stracił sporo punktów i z 23-punktową stratą do lidera generalki pojechał do Londynu.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Punkty te szybko odrobił w pierwszym z dwóch finałowych wyścigów Visa London ePrix. Kierowca e.dams Renault po starcie z pierwszego pola, zdeterminowany walką o tytuł szybko rozprawił się z rywalami. Nie dał szans ścigającemu go Jerome d’Ambrosio, choć Belg zbliżył się do Buemiego po neutralizacji. Mimo to, finiszował niespełna sekundę za Buemim. Trzecie miejsce zajął Jean-Eric Vergne, a za nim na mecie pojawił się Lucas di Grassi. Niestety Brazylijczyk musiał się pogodzić ze spadkiem w klasyfikacji generalnej kierowców na trzecie miejsce po tym jak wyprzedził go Buemi. Prowadzenia nie stracił natomiast Nelson Piquet, który ukończył wyścig na czwartym miejscu. Różnica pomiędzy Piquetem a Buemim zmalała do 5 punktów. 13 punktów do lidera tracił Lucas di Grassi.

W pierwszym wyścigu Visa London ePrix rozstrzygnięto kwestię tytułu w klasyfikacji zespołów. Dzięki zwycięstwu Sébastiena Buemiego i siódmej pozycji Nicolasa Prosta drużyna e.dams Renault prowadzona przez Alaina Prosta sięgnęła jako pierwsza w historii po mistrzowską koronę.

Przed finałowym wyścigiem Visa London ePrix pachniało sensacją. Pozostało już tylko trzech kierowców z szansami na mistrzostwo, a wraz z rozpoczęciem kwalifikacji zaczęło padać. Podzieleni na grupy Nelson Piquet Jr, Sébastien Buemi oraz Lucas di Grassi nie startowali w pierwszej części czasówki, a tylko w niej można było uzyskać w miarę dobry wynik. Później było już coraz gorzej. Ostatecznie Piquet zakwalifikował się na szesnastej pozycji, di Grassi na jedenastej a Buemi na szóstej.

W wyścigu finałowym wydawało się, że Piquet ma najmniejsze szanse na mistrzostwo mimo przewagi punktowej. Start z tak odległej pozycji wymagał wyjątkowego wyścigu. Już na prostej startowej Brazylijczyk pokonał czterech rywali i nie brakowało mu chęci poprawienia wyniku. Taktyczna jazda pozwoliła na zaoszczędzenie energii i zmianę bolidu później niż reszta stawki, co umożliwiło mu wskoczenie na dziesiątą pozycję, a finalnie w wyścigu był siódmy. Jednak trzeba przyznać, że Piquet wiele zawdzięcza również szczęściu. Znalazł się m. in. za zespołowym partnerem Oliverem Turveyem, który go przepuścił. Później wyprzedził też Salvadora Durana, który nie należy do wybitnych kierowców Formuły E. Ważnym momentem w wyścigu był także błąd Buemiego, utrata jednej pozycji i finisz na piątym miejscu. Gdyby nie to, Szwajcar cieszyłby się tytułem mistrza, a tak musiał zadowolić się drugim miejscem z jednym punktem straty do Piqueta. Zwycięzcą drugiego Visa London ePrix został Sam Bird. Anglik tryumfował w serii dwukrotnie.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Podsumowanie

Pierwsze, historyczne mistrzostwa Formuły E można uznać za zakończone i wyjątkowo udane ze sportowego punktu widzenia. Do samego końca nie było wiadomo, który kierowca sięgnie po koronę, a ostatni wyścig Visa London ePrix był wspaniałym zwieńczeniem sezonu. O nieprzewidywalności tej serii niech świadczy to, że w 11 wyścigach mieliśmy aż siedmiu różnych zwycięzców, a trzynastu różnych kierowców stanęło na podium. O zaciętej rywalizacji niech z kolei świadczy fakt, że największa różnica czasowa pomiędzy zwycięzcą wyścigu a drugim kierowcą na mecie wynosiła 6,973 s. Formuła E to nie tylko nowa seria o niespotykanych dotąd zasadach oraz rozgrywana w sposób zupełnie inny niż pozostałe. To również rywalizacja na najwyższym poziomie oraz masa ciekawych atrakcji dla całych rodzin, które mogą podczas dnia wyścigowego zbliżyć się do przyszłości motoryzacji jaką jest napęd elektryczny oraz miło spędzić czas w centrum wydarzeń, niezależnie od stopnia zainteresowania motoryzacją i motorsportem. A to wszystko przy stosunkowo niskim poziomie hałasu i zerowej emisji spalin, co nie zaburza naturalnego życia miasta goszczącego rundę ePrix.

Autor wpisu:

Marcin Łobodziński:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)