Niesamowita przygoda – TRA Kyoto, Carland 86 i Phoenix Power [część 1]
Wiecie czego oczekiwałem gdy jechałem do Japonii? Zobaczenia na żywo samochodów, które codziennie widzie na tapecie komputera w domu czy wyświetlaczu telefonu. I spełniłem te marzenia, a do tego dostałem coś jeszcze czego absolutnie się nie spodziewałem.
13.04.2015 | aktual.: 30.03.2023 13:18
Kioto jest drugim najczęściej odwiedzanym miastem turystycznym w kraju Kwitnącej Wiśni. Wpływ mają na to na pewno bardzo znane zabytki jak złoty i srebrny pawilon, Gion (dzielnica gejsz) oraz mnóstwo świątyń. To miasto ma swój niesamowity klimat. Jednak nie był bym sobą, gdybym nie odwiedził tu jakiegoś warsztatu. Na mojej liście w tym mieście znajdował się jeden niesamowity warsztat. Chociaż nazywać to miejsce warsztatem to lekka przesada.
TRA Kyoto, bo o tym miejscu mówię, zajmuję się projektowaniem i produkcją body-kitów. Robi to dla różnych innych warsztatów w Japonii, jak i produkuje swoje własne pod marką Rocket Bunny. To miejsce jest manufakturą. Nie znajdziecie tu armii pracującej nad samochodami. Nie znajdziecie tu podnośników, sprzętu do zmiany kół czy bańki na olej. Tu tworzy się sztukę na kołach. Dlatego pełna nazwa tego miejsca zawiera słowo sztuka - Tops Racing Arts Kyoto.
Tak jak napisałem na wstępie, przyjechałem tu dla samochodu, a konkretnie tego - Toyota 86 z bodykitem Rocket Bunny. Ten samochód rozsławił to miejsce i sprawił że telefony z całego globu urywały się. Te poszerzenia, te wszystkie małe dodatki, sprawiają, że samochód po prostu wygląda obłędnie. Mógłbym tam stać cały dzień i po prostu patrzeć na niego, ale będąc tu głupio nie zajrzeć do środka.
Wszedłem i poczułem się jak bym znalazł się w innym wymiarze. Klimat tego miejsca był obłędny - lata 80. pełną gębą. Tam leży stara gitara, zaraz obok stolik zrobiony ze starych automatów do gier, a w rogu lodówka Coca-Coli. To miejsce można nazywać po prostu męską jaskinią.
Drzwi były otwarte, ale czy jest tutaj ktoś? Rozglądam się krzyczę dzień dobry w dwóch językach i nagle z zaplecza wyskakuje uśmiechnięta japonka mówiąca coś w jej języku. Pytam się „eigo ga hanasemasu ka?” – Czy mówisz po angielsku? W tym momencie ona biegnie po telefon do miejsca, z którego przyszła i zaczyna się rozmowa przez Google tłumacza.
Dowiaduje się że Miura-san człowiek który projektuje body kity a zarazem właściciel tego miejsca będzie po 17:00. Zadaję pytanie, a raczej piszę je na ekranie telefonu: czy mogę chociaż teraz porobić zdjęcia w środku? Odpowiedź brzmi: tak. Pochodziłem, popstrykałem zaszedłem nawet na zaplecze i ujrzałem obrabiarkę CNC która tworzy formy. Wtedy pracowała nad poszerzeniami do Lexusa RC-F-a.
Podziękowałem, powiedziałem że wrócę koło 17:00 i dostałem jak zwykle parę naklejek Rocket Bunny.
Miałem 4 godziny do powrotu Miury-sana. Dojście na stację i jazda pociągiem do centrum trwała ponad godzinę. Mając na uwadze, że muszę pokonać ten dystans jeszcze raz, zostały mi 2 godziny na obiad i odwiedzenie kolejnego warsztatu.
Był nim Carland 86 - warsztat specjalizujący się w Toyocie Corolli AE86. Fanom driftingu nie muszę przedstawiać tego kultowego samochodu. Pozostawię bez dalszego komentarza te zdjęcia, bo lepsze rzeczy działy się po powrocie do Tops Racing Arts.
Ponownie pokonałem trasę do TRA Kyoto. Wszedłem do środka i w tym momencie zaczyna się coś niesamowitego. Miura-san, człowiek, którego prace powodują u mnie ciarki na plecach, okazuje się zwykłym gościem. Usiedliśmy razem przy herbacie. Zaczęliśmy rozmawiać o samochodach, o jego Hondzie EF9, o jego pracach, o Kanjozoku. Miura-san pokazał filmik z jego udziałem, jak sam ścigał się na obwodnicy Osaki. Później odpalił komputer i pokazał swoje najnowsze projekty na komputerze. Body kity które wyszły, które dopiero wyjdą.
Tu też mała informacja techniczna. Jeżeli przyjrzycie się, na zdjęciu sprzed warsztatu stoi szary namiot. Znajduje się tam skaner 3D do którego wjeżdża cały samochód i wrzuca jego trójwymiarowy model do komputera. Na bazie tego modelu Miura tworzy swoje dzieła. Na zdjęciu pokazuje model RX-7, ten sam, który stoi przed warsztatem.
Oczywiście nie mogło zabraknąć pytania jak się tu dostałem. Pokazałem mu na mapie z której stacji przyszedłem. Zrobił wielkie oczy i powiedział, że taką wytrwałość trzeba wynagrodzić. Dowiaduje się nagle że odwiezie mnie na stacje, a po drodze zabierze do warsztatu Phoenix Power (o którym nawet nie wiedziałem). Jakby tego było mało to wszystko w… Toyocie 86, o której marzę!
Z tego co się dowiedziałem, to spece od kręcenia silników. To tłumaczy czemu znajdowało się tam 5 GT-R-ów i wiele innych sportowych japońskich samochodów.
Powrót na stację byłby cichy, gdyby nie blow-off który odzywał się przy każdej zmianie biegu. Po prostu nie wierzyłem w to co się działo tego popołudnia i nie wiedziałem co dalej mam mówić. Pożegnałem się z Miura-sanem zamknąłem drzwi samochodu i podziwiałem odjeżdżającą 300-konną Toyotę marzeń, którą miałem przyjemność jechać. Stałem tak jeszcze chwilę przed stacją, patrząc w miejsce, w którym zniknęła za rogiem. To co się stało było surrealistyczne i w sumie nadal jest.
Na tym zakończymy część pierwszą. Dzięki i do następnego. :)