[Niedzielne popołudnie] Limity prędkości, rozmowy przez telefon oraz picie piwa
Dlaczego limity prędkości są zbyt rygorystyczne, rozmowy przez telefon nie są niebezpieczne, a picie piwa i jazda nie powodują śmierci wszystkich starszych ludzi.
09.02.2014 | aktual.: 08.10.2022 09:42
Ok. 50 kilometrów na godzinę w mieście wydaje się całkiem sensowne. Nie mniej i najwyżej dziesięć więcej. Prędkość, którą wystarczająco szybko można wytracić nie potrącając przy okazji idącej przez pasy matki z dziećmi. Ale 90 na pustej, prostej drodze o natężeniu ruchu równym frekwencji uczniów w szkole pierwszego dnia wiosny?
Oto mój plan. Powołujemy komisję ds. dostosowania prędkości na drogach publicznych. Brzmi dobrze, czyli 50% planu zrealizowane. Następnie wysyłamy ich na drogi w celu wykonania różnorakich pomiarów jak m. in. natężenie ruchu, wypadki (bardziej z danych historycznych), stan nawierzchni i jeszcze kilka innych wytycznych wymyślonych przy posiedzeniu dłuższym niż moje kilka chwil poświęconych pracy nad tym tekstem. Dalej: przy zbadanych drogach umieszczamy urodziwe, okrągłe znaki o białym tle, z czerwoną obwódką i pięknym, czarnym napisem informującym nas o dozwolonej prędkości 120 km/h. Albo 130. 140... i 150. Poważnie. Na niektórych drogach całkowicie dopuszczalne powinno być jeżdżenie z taką szybkością. Nie wspominając już o drogach ekspresowych i autostradach (dwieście?). Ograniczenia jakie zostały nałożone na dzisiejsze drogi to nic innego jak efekt „badań” niezliczonej ilości „amerykańskich naukowców” którzy poczęli twierdzić, że jazda to wręcz niebywale trudna umiejętność w której posiadanie mogą wejść tylko najlepsze jednostki rasy ludzkiej. Ekm, po 30 godzinach nauki jazdy...
Pozwalając sobie na małą dygresję à propos liczby 30. Samochody zostały stworzone po to, aby poruszać się szybciej od innych środków transportu, więc ograniczenie do trzydziestu w mieście jest totalnym idiotyzmem Europo.
Gdybyśmy pozwolili doświadczonym ojcom i matkom uczyć swoje dzieci jazdy od 15 roku życia na wiejskich drogach czy parkingach, byłyby one znacznie lepiej przygotowane do rozpoczęcia kursu na prawo jazdy. Nie występowałaby wtedy konieczność ciągłego skupiania się owego kursanta na ruszaniu i zmianie biegów w trakcie osiemnastej godziny jego kursu. Mógłby w końcu zacząć uczyć się jak brać czynny i dynamiczny udział w ruchu drogowym zamiast szukać trójki.
Skoro już trudność prowadzenia samochodu została postawiona na równi z operacją na otwartym sercu nie mogę naturalnie robić niczego innego, a na szczycie listy rzeczy zabronionych jest rozmowa przez telefon. Nawet zważywszy na fakt, że nie potrzebuję zmieniać biegów (co i tak pewnie za kilka lat przejdzie do lamusa – szkoda) jadąc stałą prędkością poza terenem zabudowanym i wciąż mając jedną rękę wolną. A także oba kolana, łokcie i brodę, które to części mego ciała są całkowicie zdolne do utrzymania pojazdu w linii prostej oraz pokonywania zakrętów. Niektórzy panowie posłowie mogliby używać również swojego brzucha.
Idąc dalej, nie ulega jakiejkolwiek wątpliwości, że wypicie jednego piwa zamroczy moją zdolność do wykonywania niezmiernie trudnych, zsynchronizowanych czynności sterowania tą skomplikowaną maszyną i natychmiast znajdę się na pasach z babcią i jej balkonikiem na masce. Nieprzyjemnie, ale i równocześnie nierealnie. Żeby odnieść wrażenie upojenia czy dowolnego stanu uniemożliwiającego mi jazdę po jednym piwie musiałbym mieć około dwunastu lat. Albo nie pić alkoholu w ogóle, tylko, że wtedy problem znika. Dlatego też nie widzę problemu w zjedzeniu w restauracji obiadu, wypiciu piwa i powrocie do domu w swoim własnym aucie.