List czytelnika o realiach kierowców ciężarowych. "Większości Polaków nigdy nie dogodzisz"
Jeżdżąc na wschód spotykał się z życzliwością i pomocą. Na zachodzie odłączają mu skład unieruchamiając ciągnik i nakładają koszmarne mandaty. "Czemu do tej krucjaty przeciwko polskim przewoźnikom i ich kierowcom dołączają obecne władze polskie i współobywatele" - pyta nasz czytelnik.
14.08.2018 | aktual.: 01.10.2022 17:04
Poniżej prezentujemy list od naszego czytelnika, który dostaliśmy na #dziejesię.
Ostatnio coraz bardziej utrudnia się pracę kierowców ciężarówek w naszym kraju i tworzy się fałszywe stereotypy na nasz temat. Na stronach Wirtualnej Polski dotychczas znalazłem sporo artykułów rzucających nowe światło na wiele dla mnie obcych kwestii. Dlatego postanowiłem wyjaśnić parę wątków dotyczących kierowców ciężarówek i polskiego transportu drogowego w nadziei, że moje słowa również uświadomią przynajmniej część naszego społeczeństwa w temacie, który ostatnio jest dość popularny w mediach, a o którym wiele osób wypowiadających się nie ma pojęcia.
Z zawodu jestem kierowcą ciężarówki i jeżdżę już od około 6 lat. Polska ma najwięcej aut ciężarowych w Europie, to główna siła polskiej gospodarki. PKB, którym tak się wszyscy cieszą, aż w 70 proc. tworzą firmy zagraniczne, a ok. 8 proc. to branże związane z polskim transportem drogowym. Tak więc to ciężarówki są ostatnią ostoją polskiego kapitału. W całej Europie Wschodniej politycy, jak i inni obywatele wiedzą, że nasza część kontynentu utrzymuje się w znacznej mierze z transportu. Dlatego dbają o rodzime firmy transportowe. Na Litwie na przykład rząd zawsze jest otwarty na pomoc przewoźnikom, konsultuje się często z przedstawicielami branży transportowej. Mają tam też sygnalizację świetlną informującą wcześniej o zmianie świateł nad drogami, po których poruszają się ciężarówki, aby ułatwić wyhamowanie ciężkich pojazdów oraz wiele innych usprawnień.
We wspomnianym państwie nawet ja jako Polak jadąc busem za brak winiety nie dostałem mandatu (167 euro, ok. 720 zł) podczas kontroli. Wcześniej jeździłem tam ciężarówką i myślałem, że na busy nie jest wymagana opłata drogowa. Litewski urzędnik wykazał większą dbałością o polską firmę transportową niż nasi rodzimi politycy. Na Słowacji po zatrzymaniu przed wagą pozwolono mi jechać dalej, abym nie tracił czasu. Na Węgrzech podobna sytuacja. Podczas rutynowej kontroli inspektorzy tylko sprawdzili dokumenty i życzyli szerokiej drogi zadowoleni, że spotkali polską ciężarówkę. Dlatego we wspomnianych państwach mieszkańcy potrafią wykazać solidarność także wobec innych kierowców z tej części kontynentu.
Na zachodzie natomiast trwa intensywna walka z transportem kołowym z Europy Wschodniej. Przybiera różne formy. Na magazynach polskie ciężarówki muszą czekać nawet kilka dni na rozładunek. Mój znajomy został nawet ukarany w Niemczech za posiadanie latarki z napisem policja mandatem o wys. 200 euro (ok. 860 zł – przyp. red.). Najnowsze przepisy tam wprowadzane każą nocować w hotelach, chociaż nie ma takich z parkingami dla ciężarówek. Władze niektórych państw zachodnich solidarnie w parlamencie europejskim żądają też zmian przepisów dotyczących pracowników delegowanych, żeby utrudnić działalność polskich firm transportowych, które często wysyłają swoje ciężarówki na długi czas poza naszą zachodnią granicę. Podobnie sprawa ma się z ograniczeniami w przewozach kabotażowych. We Francji dochodzi też do rozłączania zestawów w nocy, co powoduje zerwanie pneumatycznych i elektrycznych przewodów i w rezultacie unieruchamia naczepę oraz poważnie uszkadza ciągnik. O imigrantach napadających na polskie ciężarówki nie wspomnę, gdyż to już teraz w znacznej mierze nie zależy od tamtejszych władz. Jednak zachód broni swoich interesów w taki a nie inny sposób.
Dlatego nie rozumiem czemu do tej krucjaty przeciwko polskim przewoźnikom i ich kierowcom dołączają obecne władze polskie i współobywatele. Przykładów jest wiele. Przekroczenie maksymalnego czasu prowadzenia pojazdu bez przerwy o czas powyżej 15 minut do 30 minut oraz za każde następne rozpoczęte 30 minut to kara w wysokości 150 zł, a cały taryfikator kar tylko dla kierowcy to prawie 40 pozycji. Przy tym maksymalny wymiar jednorazowej kary został podniesiony z 10 000 zł do 15 000 zł dla przewoźnika. Poza tym zakazy wyprzedzania na jezdniach dwupasmowych (najbezpieczniejszych do tego celu), ceny paliw w górę (tak nawet 10 gr dla firmy, która ma kilkadziesiąt ciężarówek, z których każda pali średnio 35 litrów to potężny cios).
Do tego teraz rządzącym i obywatelom przeszkadza wyprzedzanie się ciężarówek. Jak mamy się nie wyprzedzać, skoro (pomijając mandaty za czas pracy) za opóźnienie w dostawie wynikające nie z winy kierowcy tylko na przykład kontroli ITD kary w niektórych magazynach wynoszą 10 000 euro (ok. 43 tys. euro – przyp. red.). Poza tym my nie decydujemy, kiedy nas załadują/rozładują i co jeszcze może nas spotkać na drodze, dlatego przy każdej okazji staramy się oszczędzać czas. Na parkingach też często brakuje miejsc do postoju, aby odbyć wymaganą przerwę, a kary za nawet drobne przekroczenia czasu jazdy są, jak już wspomniałem, ogromne.
Poza tym to przewoźnicy płacą najwięcej za przejazd ich ciężarówek nie tylko autostradami, ale i drogami ekspresowymi oraz niektórymi odcinkami dróg krajowych. Poza tym to właśnie dzięki firmom transportowym, które dowożą materiały sypkie (o pracy w takiej firmie wspomnę w dalszej części artykułu) takie jak na przykład piach i asfalt, te drogi w ogóle powstają. Dlaczego osobówki jeżdżące za darmo na większości odcinków maja być bardziej uprzywilejowane od tych pojazdów, które płacą za nie najwięcej. To się robi chore. A najlepiej to widać na przykładzie miasta, w którym mieszkam, że większości Polaków nigdy nie dogodzisz.
Otóż właśnie pracowałem swego czasu w firmie przewożącej materiały sypkie. Jeździłem zestawem z naczepą wywrotką. Po referendum w sprawie budowy lotniska okazało się, że mieszkańcy go chcą i ruszyły prace. Ja i ok. 60 innych ciężarówek woziliśmy piach na jego budowę z kopalni oddalonej o około 70 km. Aby przyspieszyć wykonanie prac jeździliśmy po drogach z zakazami dotyczącymi tonażu za pozwoleniem władz miasta. Jednak, jak to u nas bywa, urzędnicy poskąpili papieru i nie dali nam pisemnych zezwoleń. No to co na to mieszkańcy? Skargi i donosy jeden za drugim. Mieliśmy płacone od przewiezionych ton, ale gdy policja nas zatrzymywała, to musieliśmy godzinami czekać, aż nasi pracodawcy dostarczą pisemne zgody od władz miasta.
Zresztą wcześniej też były przeboje. Kiedy woziliśmy żwir z kopalni przy drodze na przedmieściach było tam ograniczenie do 7 t, a my ważyliśmy w porywach ponad 45 t (tak wiem, że nieprzepisowa waga, ale tak to właśnie wygląda, gdy wszyscy wokół utrudniają wykonanie ustalonych w zleceniach norm, a władze chcą zdążyć pochwalić się przed wyborami ukończoną inwestycją). Oczywiście znów miejscowi zadzwonili, policja nas zatrzymała i staliśmy tak długo, że potem ci mieszkańcy nie mogli z własnych podwórek wyjechać. Ale i tego było mało. Ludzie z okolic kopalni też pokazali klasę. Donieśli, że im drogę krajową nr 19 pobrudziliśmy. Ok. 50 ciężarówek utknęło w rezultacie w kopalni, bo policja kazała czekać aż właściciel wyrobiska zorganizuje traktor ze szczotkami do czyszczenia dróg. Padał deszcz i większość ciężarówek utknęła przez to w błocie i koparki zamiast hałdować, musiały wyciągać nas z tego bagna. W rezultacie budowa lotniska doprowadziła do spadku mojego wynagrodzenia z 4 tysięcy do 2800 zł.
Tak więc, co byśmy nie robili, Polak Polakowi zawsze będzie wilkiem. O hamowaniu na złość przed nami za to że nas za dużo na głównych ulicach miasta nie wspomnę. W ostatniej firmie, w której pracowałem, mój szef jeździł z nami w dzień swoją ciężarówką, a w nocy jechał do innej pracy oddalonej o 200 km od jego domu i bazy naszych ciężarówek, aby móc utrzymać swoją firmę transportową i dobrze opłacać nas kierowców, gdyż główny wykonawca przestał płacić w terminie. Trudno jest w naszym kraju osiągnąć sukces w interesach, w branży transportowej, jak widać, szczególnie. Jednak to właśnie w tym nasz kraj ma największe osiągnięcia. Dlatego na tym większy podziw i uznanie zasługuje polska branża transportu drogowego. Przykładów, które utrudniają nam pracę i zmuszają do ciągłego wyprzedzania na drogach szybkiego ruchu, można wymieniać bez końca.
Na pewno nasze dłużej trwające wyprzedzanie jest niczym dla kierowców aut osobowych w porównaniu z utrudnieniami, jakich my doznajemy w ojczyźnie i za granicą zachodnią w swojej pracy. Dlatego moje pytanie brzmi: kto tu ma większe powody do narzekania na kogo? Czy naprawdę polskie firmy transportowe mają podzielić los innych rodzimych polskich przedsiębiorstw przez złośliwość polityków i współobywateli, którym przeszkadzają ciężarówki wyprzedzające się na autostradzie?
Autor listu: Polak90
Jesteś kierowcą ciężarówek i chcesz wypowiedzieć się o proteście bądź akcji policji? Napisz do nas na #dziejesie.