Lamborghini Countach kończy 50 lat. Historia auta, na widok którego dalej można powiedzieć tylko jedno słowo
Przenieśmy się do roku 1971. Volkswagen w najlepsze produkuje Garbusa, na Żeraniu składana jest FSO Warszawa, w Fiacie trwają ostatnie prace nad mającym wkrótce wejść do produkcji modelem 126. W takich okolicznościach Lamborghini prezentuje dzieło, które widzicie na zdjęciach.
15.03.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:16
Kilka miesięcy temu podczas słuchania albumu Paranoid zespołu Black Sabbath z niedowierzaniem odkryłem, że te ciężkie, gitarowe brzmienia, które dały początek heavy metalowi, zostały nagrane dokładnie pół wieku wcześniej. Moja pierwsza myśl była taka, że się już starzeję, skoro coś tak nadal dla mnie współczesnego i zbuntowanego liczy już sobie tyle lat.
Teraz myślę sobie jednak, że to nie chodzi o mnie, tylko o samo dzieło. Co jakiś czas trafiają się jedyne w swoim rodzaju dzieła, których nie dotyczy upływający czas. Dla muzyki był to drugi album zespołu Black Sabbath, dla motoryzacji – drugi supersamochód Lamborghini.
Powstałe z buntu
Kultowy producent z Sant’Agata zawsze miał w sobie element anarchii. Ferruccio Lamborghini zadał sobie trud stworzenia całej firmy tylko po to, by utrzeć nosa Enzo Ferrariemu. Z definicji więc mogła pozwolić sobie ona na więcej niż inni. Jej pierwszy hit, czyli model Miura, w praktyce stworzyła grupka młodych pasjonatów w myśl zasady "a co by było, gdybyśmy naprawdę to zrobili?".
Z Countachem 6 lat później było podobnie. Auto miało potężny silnik V12 i inne atrybuty supersamochodu, ale definiował go jeden element: wygląd. Niska, wyznaczona ostrymi krawędziami bryła z drzwiami unoszonymi do góry wyglądała jak nic, co do tej pory pojawiło się na drogach. Projekt następcy Miury Lamborghini zlecił studiu Bertone, w którym wykonał go niezwykle utalentowany (i podówczas liczący sobie niewiele więcej niż 30 lat) projektant Marcello Gandini.
Zafascynowany geometrycznymi kształtami Turyńczyk miał wiele wizjonerskich pomysłów, ale nikt nie miał odwagi wprowadzić ich do produkcji. W projekcie Alfy Romeo Carabo z 1968 roku wymyślił drzwi otwierane do góry. Dwa lata później wydał na świat Lancię Stratos Zero o porażającej sylwetce klina. Żaden z tych modeli nie wyszedł poza etap powstałego w jednym egzemplarzu prototypu. Ich założenia ucieleśniło dopiero Lamborghini.
Można sobie wyobrazić, że misja stworzenia następcy Miury – modelu, który dał genezę do powstania określenia superauta – musiała pod koniec lat 60. wydawać się beznadziejnie trudna. Gandini przyszedł jednak z projektem z innej ery. Okrągłe światła i muskularne nadkola zastąpił zwartą bryłą, którą przecina tylko kilka linii. Zaburzyć je mogły również unoszone do góry przednie światłą i drzwi, które najskuteczniej przekonywały co do faktu, że jest to auto nie z tej Ziemi (premiera przypadła na okres misji Apollo i podboju Kosmosu). Równocześnie centralne umiejscowienie wyeksponowanego przez kratownicę silnika nie pozwalało przy tym zapomnieć, do czego służył ten wóz: do bycia szybszym od czegokolwiek, co pojawi się na jego drodze. Po 50 latach Countach nadal robi dokładnie takie samo wrażenie, w którym jest tyle samo fascynacji, co i szacunku.
"Countach!" 50 lat później
Gdy projekt ten został pokazany po raz pierwszy dokładnie 50 lat temu na targach samochodowych w Genewie, Gandini już wiedział, że odniósł sukces. To właśnie jego dzieło, wtedy jeszcze w formie przedprodukcyjnego prototypu o nazwie Countach LP500 zaprezentowanego na małym stoisku studia Bertone, zostało okrzyknięte gwiazdą targów. To w ten żółty latający spodek na kołach wycelowane były wszystkie flesze mediów i uwaga klientów. W niego, a nie w… nową Miurę SV, która świętowała swój debiut kilka metrów dalej, na bardziej wystawnym stoisku Lamborghini.
Tak ekstatyczne przyjęcie zmotywowało firmę do szybkiego skierowania Countacha do produkcji, ale dla tak małej firmy okazało się to karkołomnym zadaniem, które trwało kolejne 3 długie lata. W tym czasie zweryfikowano wiele z rewolucyjnych założeń prototypu. Wypełnione ekranami wnętrze ze statku kosmicznego przeistoczyło się w normalną kabinę samochodu z analogowymi wskaźnikami i plastikowymi przełącznikami. Futurystyczne nadwozie samonośne zostało zmienione na tradycyjną dla ówczesnych aut sportowych ramę przestrzenną z cienkich rurek. Pięciolitrowe V12 zamieniono na sprawdzony w Miurze silnik o podobnej konfiguracji, tyle że pojemności czterech litrów.
Na nadwoziu pojawiło się też parę nowych otworów wentylacyjnych, niezbędnych do chłodzenia tej generującej 375 KM (i niewyobrażalną ilość ciepła) jednostki na zwykłej drodze. Mimo tych wszystkich zmian i upływu czasu, Lamborghini osiągnął wielki sukces. Model Countach LP400, który został wprowadzony do produkcji w roku 1974, nadal wyglądał jak nic innego na drodze. Co ważne, podobnego wrażenia nie robił również nowy konkurent ze stajni Ferrari, inspirowany prototypowym Countachem model 365 GT/4 Berlinetta Boxer.
Projekt Countacha był na tyle udany, że flagowy model Lamborghini z powodzeniem utrzymywał się na rynku aż 16 lat, podczas których wyprodukowano w 5 ewoluujących seriach 2 tys. aut. Co ciekawe, jedna z nich od niedawna jest w Polsce i każdy może na własne oczy zobaczyć, jak nieziemskie wrażenie ten liczący pół wieku projekt robi dziś.
Zobacz także
Jeszcze więcej o dokonaniu Gandiniego mówi jednak chyba fakt, że zarówno następca Countacha, czyli Diablo, jak i kolejne Murcielago, a nawet produkowany obecnie Aventador, w bezpośredni sposób nawiązują do zamysłu włoskiego projektanta i nadal bazują na wyznaczonym przez niego języku stylistycznym.
Jak ten język można określić jednym słowem? W wywiadzie w 2018 roku opowiedział to sam, liczący wtedy 80 lat Gandini. "Gdy przygotowywaliśmy auta na targi, zarywaliśmy noce, ale morale były wysokie, bo ciągle sobie żartowaliśmy. Mieliśmy w zespole taką złotą rączkę, wielkiego, wysokiego na dwa metry faceta, który wykonywał wszystkie drobne czynności. Nawet nie mówił po włosku, tylko po piemoncku. To inny język, który brzmi bardziej jak francuski. Jednym z najczęściej powtarzanych przez niego słów było countach, co było rodzajem przekleństwa, które znaczy tyle co plaga, zaraza. On używał go jako wyraz zachwytu i oczywiście tak też krzyknął na widok tego auta. Zaczęliśmy żartować, że tak powinniśmy nazwać to auto. Nakleiliśmy nawet na nim taką nazwę. W końcu ten Countach przylgnął tak do tego auta na tyle, że naprawdę go tak nazwaliśmy". I ta historia chyba najlepiej oddaje ducha tego samochodu.