Kia Picanto po face liftingu. Zagniewana buźka, sprawdzone silniki i więcej asystentów
Podczas gdy inni producenci ograniczają ofertę małych aut, Kia widzi w nich nadal interes i modernizuje swój najmniejszy model. Nowe Picanto prezentuje się szlachetniej i w nowych barwach, otrzymało też systemy asystujące z wyższej półki, porządne multimedia, ale nadal napędzają je sprawdzone, wolnossące silniki.
04.07.2023 | aktual.: 05.07.2023 14:05
Liczby mówią same za siebie – segment A się kurczy. W 2018 r. w Europie o klientów rywalizowały aż 32 modele, a obecnie na placu boju zostało już tylko 18, niebawem będzie 14. Roczny wolumen najmniejszych aut skurczył się z 1,171 mln sztuk do 740 tys., udział segmentu A w rynku – do marginalnych 5 proc. W obawie przed normą emisji spalin Euro 7 i z uwagi na niską marżowość tego typu aut, a także odpływ klientów do samochodów używanych czy wyższych klas, niektóre marki nie widzą już sensu oferowania najmniejszych aut. I dokładnie w tej postawie Kia widzi dla siebie szansę.
Analitycy marki przewidują bowiem, że wolumen ustabilizuje się na obecnym poziomie, a do 2030 roku wręcz może przekroczyć 800 tys. sztuk rocznie. Wespół z bratnim Hyundaiem i10 będzie więc czym się dzielić. I co ciekawe, Kia twierdzi, że Ci klienci nie będą oczekiwali po prostu tanich czterech kółek z małym nadwoziem, lecz są to progresywnie nastawieni konsumenci, szukający nowych technologii i innowacyjnych rozwiązań, lubiący próbować nowe rzeczy. Hmm, czy to nie Ci sami, którzy powinni właśnie przesiadać się do elektryków?
Nie, nowe Picanto się nie elektryfikuje nawet w najmniejszym stopniu. Nie ma też żadnych planów, by wprowadzić wersję na prąd wzorem VW e-upa, Skody e-Citigo czy Renault Twingo Z.E. – byłoby to po prostu za drogie i nieopłacalne w produkcji, twierdzi Kia. Platforma nie jest do takiej modyfikacji przystosowana. Picanto będą napędzać wolnossące silniki z rodziny Smartstream o pojemności 1.0 (3-cyl.) i 1.2 (4-cyl.) sparowane z pięciobiegowym manualem lub skrzynią zautomatyzowaną. Są to jednostki znane ze schodzącego Picanto, ale Kia jeszcze nie zdradza takich parametrów jak moc, osiągi czy spalanie.
Szkielet nadwozia, a także wymiary zewnętrzne pozostają niezmienione: poręczne 3,60 m długości, 1,60 m szerokości i 1,49 m wysokości przy rozstawie osi 2,40 m. Tym bardziej imponujące jest to, jak wiele stylistom udało się tu wizualnie odmienić. Picanto nabrało pewności siebie, design został dopasowany do obecnej estetyki Kii "opposites united" – zjednanych przeciwieństw. Uwagę przyciągają trójkątne reflektory LED z pionowo ułożonymi soczewkami. W wersji GT-Line światła zostały połączone ledowym pasem wyznaczającym górną krawędź "tygrysiego nosa" – znaku rozpoznawczego Kii. Muskularności nadają przetłoczenia maski, ale nie do przeoczenia są też "fejkowe" wloty powietrza po bokach dolnej części zderzaka.
Analogicznie jak z przodu, tylne klosze też zostały połączone ledowym pasem, a sportowy charakter wersji GT-Line podkreśla – wybaczcie zdrobienienie, ale nie sposób to inaczej nazwać – pseudodyfozurek. Z takim pakietem wizualnym Picanto aż się prosi o mocniejszą odmianę. Wszak bratni Hyundai i10 może mieć nawet 100 KM. Wrażenie świeżości Picanto kompletują nowe wzory felg (14-, 15- i 16-calowe) oraz niedostępne dotychczas kolory lakieru – Signal Red, Smoke Blue czy widoczny na zdjęciach i mający "mój głos" Adventurous Green.
W kabinie także czekają nowe barwy tapicerki, listw i detali. Klienci będą mogli wybierać spośród pakietów Glossy Black, Adventurous Green i Rich Brown. Mocnym punktem Picanto pozostaje świetna relacja gabarytów nadwozia do przestrzeni w kabinie – przy 183 cm wzrostu mogę bez problemu usiąść sam za sobą. Duże drzwi ułatwiają też nachylanie się do dzieci w fotelikach. Ponadto Picanto ma jeden z największych bagażników w klasie: 255 l. Więcej oferują tylko Suzuki Ignis (260 l) i Dacia Spring (260 l).
Układ deski rozdzielczej się nie zmienił – właściciele Picanto znają go od 2017 r., gdy ta generacja pojawiła się na rynku. Z punktu widzenia ergonomii – nie jest to zła wiadomość, wszak zgodnie z trendami nowa deska mogła oznaczać usunięcie świetnie rozplanowanych i wygodnych pokręteł i guzików. Wizualny regres stanowią niestety zegary: zamiast analogowych są teraz cyfrowe, ale takie "kalkulatorowe", z małym, 4,2-calowym ekranem pośrodku. Czytelne, ale wolałem te stare, ze wskazówkami i skalami.
Na pocieszenie: standardem będzie teraz 8-calowy ekran dotykowy. System obsługuje CarPlaya i Android Auto, ma nawigacje online, nowy przejrzysty interfejs, łączność z aplikacją Kia Connect oraz możliwość zdalnej aktualizacji. Wszystko na czasie, a do tego ekran jest ustawiony wysoko, czyli w polu widzenia kierowcy, nadal ma dwie gałki i klasyczny przyciski do szybkiego przełączania między funkcjami. Do ładowania telefonu przewidziano zarówno półkę indukcyjną jak i gniazda USB-A i USB-C (także z tyłu).
Najważniejszą nowość z punktu widzenia technologicznego stanowi pakiet asystentów, czyniący Picanto jednym z najbezpieczniejszych modeli w swojej klasie. Większość z nich znamy z większych modeli Kii. System unikania kolizji wykrywa pieszych i rowerzystów, również podczas skręcania na skrzyżowaniach. Czujniki martwego pola pomagają nie tylko przy zmianie pasa ruchu, ale wykrywają też ruch poprzeczny podczas cofania i ostrzegają przed otwarciem drzwi w niebezpiecznej sytuacji. Asystent znaków drogowych nie tylko sczytuje ograniczenia prędkości, lecz także dostosowuje automatycznie zadaną prędkość tempomatu. Do tego automatyczne światła drogowe, czujnik uwagi kierowcy i upomnienie, gdy poprzedzający pojazd odjechał – coś dla tych, którzy na każdych światłach sięgają po smartfona.
Mimo że mamy do czynienia tylko z liftingiem, Kia z wprowadzeniem nowego Picanto na rynek się nie spieszy. Auto pojawi się w Polsce na początku 2024 roku. Ceny jeszcze nie są znane, lecz z uwagi na podniesienie standardu wyposażenia należy się nastawić też na wyraźny wzrost kwot w cenniku. Bez zmian pozostaje za to 7-letnia gwarancja z limitem 150 tys. km – wzorowo.