Japończyk leżący pod porsche to obiekt kultu. Rżnie piłą i wierci na oko, a ludzie go podziwiają i... rozumiem to
Od kilku dni w Polsce przebywa Akira Nakai San, który dla wielu jest obiektem kultu, ale przypadkowa osoba z ulicy na pewno o nim nie słyszała. Przyglądałem się jego pracy, by zrozumieć, o co w tym fenomenie chodzi. Widok był osobliwy, ale szanuję.
Wyobraź sobie taki obraz. Masz jakieś stare auto, ale nie zabytkowe, raczej bez wartości. Na przykład sypiące się clio, zardzewiałą mazdę czy wartą 1500 zł felicję. Jutro musi przejść badanie techniczne, a diagnosta jest bardzo surowy, ale trochę niedowidzi i łatwo go rozproszyć. Doskonale wiesz, że wystarczy trochę poimprowizować, wykorzystać kilka trytytek, wdmuchać trochę pianki w progi, coś skręcić drutem, przykręcić obluzowane lusterko, zamaskować pęknięcie szyby i wyjedziesz ze stacji z pieczątką.
Jest wieczór. Niby jesteś wyspany po nocce, a jutro jest sobota, więc masz czas i energię na kolejną noc pracy, choć wiadomo – oczy lekko podpuchnięte, a ruchy mało dynamiczne. Niespiesznie zabierasz się do roboty. W stodole, którą nazywasz warsztatem, w ciszy i spokoju, nikt na ciebie nie patrzy, nikt nie zagląda, nie przeszkadza. Krzątasz się z papierosem w ustach, z porwanymi spodniami na tyłku, z brudem pod paznokciami. Bez napinki, bez pośpiechu. Tu się coś przyklei, tam przytnie, a w innym miejscu zaszpachluje i będzie dobrze. Na pewno się uda, ale swoje trzeba zrobić.
Tyle tylko, że tak naprawdę obserwuje cię tłum ludzi, jak w filmie "The Truman Show", tylko na żywo. Nawet nie po prostu ludzi, lecz twoich wielbicieli, którzy tylko dla ciebie przejechali 400 km. Tylko po to, by przez godzinę popatrzeć, jak to robisz. Ty nawet nie widzisz, że oni są, a oni patrzą na każdy twój ruch i wzdychają, kiedy bierzesz w dłoń kolejne narzędzie lub część samochodu.
Nie zwracasz na nich uwagi, jakby ich nie było, jakbyś nie wiedział, że na ciebie patrzą. Pracujesz sam, czasami siadasz na starym fotelu, by odpocząć albo skończyć papierosa, myśląc, czy to już wystarczy, czy jeszcze coś podreperować. Nawet kiedy patrzysz prosto na nich, na twoich wyznawców, to ich nie widzisz.
Akira Nakai San przy pracy
Ta mocno przerysowana, hipotetyczna historyjka, ma na celu przybliżyć obraz tego, z czym mają do czynienia widzowie obserwujący Akirę Nakai Sana przy pracy. Gdybym ci po prostu powiedział, co ten facet robił, zawarłbym to w jednym zdaniu, może nieco rozbudowanym, a ty odrzekłbyś: no i co z tego?
Gdyby szukać analogii w innej branży, to można by to porównać z przyrządzaniem specjalnego dania przy stole klienta w restauracji, ale to nie to samo. Ponieważ kucharz jest wtedy gwiazdą, a to, co robi, jest w jakimś sensie sztuką. Akira Nakai i jego praca są przeciwieństwem określeń "gwiazda" i "sztuka".
Akira Nakai absolutnie nie jest gwiazdą, choć ma taki status. Jest wręcz zaprzeczeniem gwiazdy. To osoba, która swoim sposobem bycia nie zachęca nawet do rozmowy czy podejścia po autograf. Nie jest odpychający, raczej zniechęcający, jeśli potrafisz czytać twarz.
Jego wyraz twarzy jest zawsze skupiony, jakby mówił "nie przeszkadzać", a oczy wskazują, że myśli są daleko od tego, co dzieje się dookoła. Zauważa jednak swoich fanów, ale daje im tylko delikatny znak skinieniem głowy i wzrokiem, że mogą podejść właśnie teraz po autograf. Kiedy pracuje, jest cisza, choć o nią nie prosi. Jedynie szepty, ale nikt mu nie przeszkadza, nikt nie podchodzi, nie rozmawia normalnym tonem.
By zrozumieć fenomen, trzeba trochę poznać historię RWB (opisaną obszernie na łamach Autokult.pl), ale przede wszystkim poczuć tę atmosferę osobiście, będąc jedną z tych niezauważonych przez pracującego Akirę osób. Przyznaję, że nigdy mnie nie interesował, ani też nie jestem wielkim fanem ruchu, stylu czy idei RWB. Natomiast w każdym i we wszystkim staram się dostrzec coś pięknego lub wartościowego.
Pojechanie tam jako dziennikarz i zrobienie z tego relacji nie miało najmniejszego sensu, ale to zrozumiałem dopiero na miejscu. By poczuć ten klimat, najlepiej być klientem, któremu właśnie składa wóz lub fanem, a przynajmniej próbować obserwować otoczenie. Ja wmieszałem się w tłum i wsłuchiwałem w ciche komentarze wielbicieli, którzy w sumie mogliby założyć kościół wyznawców Akiry Nakai Sana.
Zasadniczo niczego ciekawego – poza westchnieniami zachwytu nad banalnymi rzeczami – nie usłyszałem. To religia. I jednocześnie coś tak wyjątkowego, oryginalnego, a nawet osobliwego, że trudno to opisać i jest to na swój sposób piękne. Utożsamiam się z tym, bo pracuję w tym samym stylu, kiedy robię cokolwiek fizycznie – powoli, w skupieniu, ale w bałaganie i trochę niedbale.
Nie chodzi o modyfikacje, lecz o ich autora
Tu nie chodzi o modyfikacje, których dokonuje Akira Nakai San, lecz sam fakt, że robi to on. Jest w gronie swych wielbicieli jak Jan Chrzciciel, od którego nawet sam Jezus przyjął chrzest. Samochód przygotowany przez Akirę jest jak namaszczony czy ochrzczony, do waszego wyboru. Gdybyś zrobił to samo własnoręcznie, to by się nie liczyło.
Bo generalnie Akira nie robi niczego wyjątkowego – ot, przykręcenie szerokich nadkoli z laminatu i kilku dokładek do zderzaków. Czasami zderzak przycina, by kształt dopasować do modyfikacji, ale nie robi tego laserowo – bierze ręczną piłę i do przodu.
To, co jest wizytówką auta w stylu RWB, to dokładnie to, co robią miłośnicy offroadu, by zmieścić w nadkolach większe koła – wielkie, szerokie nakładki z laminatu na błotniki. Nawet sposób ich przymocowania jest taki sam.
Mógłby to zrobić każdy mechanik, tym bardziej, że prace były prowadzone w renomowanym warsztacie 911 Garage, o raczej nieskażonej opinii. Jednak ważne jest, że Akira Nakai zrobił to własnymi rękoma, bez przyrządów pomiarowych, bez specjalistycznych narzędzi, lecz tymi najprostszymi metodami, za to z papierosem w ustach i w porwanych spodniach. Jak typowy rzemieślnik, nie jak spec od tuningu.
Wygląd to jedno, ale porsche 911, które modyfikuje, są też poddawane zmianom mechanicznym, głównie zawieszenia. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że jak Akira ustawi geometrię, to "mucha nie siada". Oczywiście geometrię zawieszenia na tor, bo trudno jeździć tak niskimi i szerokimi autami po ulicy.
Akira wywodzi się z motorsportu, a właściwie jest typowym trackdayowcem (uczestnik jazd torowych na czas, podczas tzw. track days), gdzie liczy się nie każda sekunda, lecz każda setna sekundy. Dlatego też ustawienie geometrii zawieszenia jest prawdziwą sztuką, a choć o tym aż się tyle nie mówi i nie pisze, jest w tym mistrzem.
Akira Nakai San stworzył nie tym co robi, ale jak to robi, kulturę motoryzacyjną. Przyjeżdża do warsztatu, do którego dostaje zaproszenie, z kultową walizeczką wypełnioną m.in. narzędziami. Tylko po to, by to on, a nie ktoś inny, założył zaprojektowane wcześniej części do Porsche 911, zazwyczaj modelu 964. Robi to na pozór bardzo niechlujnie, ale przyglądając się skończonym projektom, trudno odnaleźć na nich jakieś większe niedociągnięcia, szpary czy niespasowania. Każde auto jest od niego, a nie jakiegoś warsztatu – to jest kluczowe. I myślę, że takie auto staje się częścią rodziny jego właściciela, więc jest czymś więcej niż stuningowanym porsche.