Europejskie miasta chcą szerokich stref tempo 30. Ograniczenia nie tylko w centrum
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że wraz ze wzrostem prędkości zwiększa się ryzyko odniesienia ciężkich obrażeń czy poniesienia śmierci wskutek kolizji. To właśnie dlatego dwa europejskie miasta chcą wprowadzić strefę tempo 30 na wszystkich ulicach.
02.11.2020 | aktual.: 16.03.2023 15:44
Władze Paryża poddały pod konsultacje społeczne projekt przepisów, które wprowadzą strefę tempo 30 na terenie całej stolicy Francji, informuje Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC). Wyjątkiem mają być ulice zaprojektowane z myślą o rozwijaniu wyższych prędkości, których zadaniem jest rozładowywanie ruchu, oraz strefy zamieszkania, gdzie obowiązuje niższy limit. Już dziś na wielu ulicach Paryża obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. Szerokie zastosowanie stref tempo 30 rozważa też Lille, Grenoble oraz Nantes.
Francja nie jest jednak jedynym państwem, w którym padają takie pomysły. W Hiszpanii władze chcą odgórnie zmniejszyć dopuszczalną prędkość w miastach do 30 km/h. Zmiany miałyby wejść w życie już w 2021 r. Bilbao nie oglądało się jednak na ruch władz ogólnokrajowych i samo 22 września 2020 r. ogłosiło wprowadzenie strefy tempo 30 na terenie całego miasta. Mieszka w nim około 350 tys. osób, więc będzie to pierwsze na świecie duże miasto z takimi przepisami. Plan szerokiego wprowadzenia ograniczenia do 30 km/h ma również Bruksela. W stolicy Belgii takie przepisy miałyby wejść w życie w 2021 r.
Czyżby wszyscy uwzięli się na kierowców i postanowili im niszczyć przyjemność z jazdy samochodem? Takie przepisy na pewno nie spodobają się zmotoryzowanym, ale u ich podstaw nie leży satysfakcja z ograniczania czyichś praw, lecz liczby. Podstawowym powodem wprowadzania stref tempo 30 jest chęć zwiększenia bezpieczeństwa. Chodzi szczególnie o pieszych, których w miastach jest wielu, a nie chroni ich ani karoseria (jak u kierowców), ani specjalny ubiór czy kask (jak w przypadku motocyklistów).
Z punktu widzenia kierowcy przyspieszenie z 30 km/h do prędkości 50 km/h to niemal symboliczny ruch pedałem gazu. Jak wynika z badań, dla pieszych może być to kwestia życia lub śmierci. Według Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego pieszy uderzony przez samochód jadący 30 km/h ma 90 proc. szans na przeżycie. Jeśli auto jedzie 50 km/h, potrącenie przeżyje jedynie 20 proc. pieszych. Ta dysproporcja robi już wrażenie.
Innym powodem wprowadzenia nowych przepisów ma być dbałość o jakość powietrza. Na pierwszy rzut oka mogłoby się to wydawać absurdalne. Skoro samochód mniej pali na wyższym biegu, to w jaki sposób jakość powietrza może poprawić zmuszenie kierowców do jazdy z niską prędkością? Jak pokazują niemieckie doświadczenia, to jednak działa.
W 2018 r. w 40 proc. stacji badania jakości powietrza w niemieckich miastach zanotowano przekroczenia norm pod względem obecności tlenków azotu i cząstek stałych. W 2019 r. wartość ta spadła do 20 proc. Według "Deutsche Welle" niemiecki resort środowiska łączy tę poprawę z przestawieniem miejskiego transportu publicznego na pojazdy elektryczne, a także szerszym wprowadzaniem stref tempo 30. Najwyraźniej niska dozwolona prędkość przekłada się na większą chęć korzystania z transportu publicznego lub roweru czy hulajnogi.
Czy takie rozwiązanie sprawdziłoby się również w Polsce? Oczywiście pozytywne skutki z obniżenia prędkości byłyby takie same, ale można podejrzewać, ze problemem byłoby wyegzekwowanie przepisów. W Polsce za przekroczenie prędkości o wartość nie większą niż 20 km/h można otrzymać mandat w wysokości od 50 do 100 zł. Kierowca, który przekroczy prędkość o nie więcej niż 30 km/h, może otrzymać mandat w wysokości od 100 do 200 zł. To wartości na tyle niewielkie, że wielu kierowców nie obawia się złapania.