Mechanik zdjął koło i złapał się za głowę. Opowiedział nam, co dalej z autem i gdzie leży problem
Ciąg dalszy historii skody octavii opowiedział szef warsztatu Moto Service Worwa. Auto poznaliśmy, gdy przyjechało do mechanika z hamulcami, które się skończyły. Mało kto w życiu widział coś podobnego.
16.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 13:59
"Czegoś takiego w swoim życiu nie widziałem" - napisał Łukasz Worwa w poście na stronie facebookowej swojego warsztatu. Opisaliśmy temat krótko w artykule poniżej.
Był oczywiście ciąg dalszy tej historii. Warsztat wycenił naprawę na 1700 zł wraz z częściami. Do wymiany były nie tylko hamulce. Ostatecznie klient zdecydował się na naprawę na swoich częściach. Wymieniono komplet tarcz, klocki, jarzma, zaciski z przodu i z tyłu. Do tego płyn hamulcowy, przewody hamulcowe metalowe oraz prawy przegub.
W kolejnym poście opublikowanym na Facebooku szef warsztatu napisał: "Klient na moje pytanie, jak hamował z takimi hamulcami, odpowiedział ze szczerością dziecka: Jak to jak? Jedynką...".
Mnie przypomina to przełom lat 80. i 90., kiedy w Polsce nie każdego było stać na samochód i jego utrzymanie, więc jazda bez hamulców nie była niczym szczególnym. Trudno jednak to sobie wyobrazić dziś, gdy aut na drogach jest o wiele więcej i nie ma większego problemu ani z zakupem, ani też z utrzymaniem pojazdu. Gdzie więc leży problem, jeśli pominąć kwestię podejścia do serwisowania samochodu?
Badania techniczne — problem znany i nierozwiązany od lat
Wielu czytelników zwróciło uwagę na to, że auto nie powinno przejść badania technicznego, więc powinien za to odpowiedzieć również diagnosta. Dowiedziałem się jednak, że auto, kiedy przyjechało do warsztatu, miało już od 3 miesięcy nieważne badanie techniczne, co oznacza, że od 15 miesięcy nie było na stacji diagnostycznej. Właściciel natomiast nie miał świadomości, że badanie już nie jest ważne. W tym momencie można uznać, że diagnosta, który robił badanie 15 miesięcy wcześniej, jest "czysty".
Właściciel warsztatu, sam prowadzący Stację Kontroli Pojazdów, zwraca jednak uwagę na ogromny problem w tym zakresie.
- Potrzeba naprawdę niewiele, żeby poprawić sytuację – mówi Łukasz Worwa, współwłaściciel warsztatu Moto Service Worwa sp.j. - Jesteśmy członkiem Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów i od lat walczymy o zmiany. Postulujemy trzy drobne, aczkolwiek bardzo istotne rzeczy – wskazuje.
Mechanik mówi o następujących postulatach:
- Konieczność wykonywania zdjęć na przeglądach oraz obowiązkowy monitoring na stacji.
- W przypadku udowodnienia \wykonywania badań technicznych\ bez wizyty na Stacji Kontroli Pojazdów powinna zostać zablokowana możliwość prowadzenia działalności w tym zakresie na danych urządzeniach (dzisiaj właściciele nierzadko przepisują SKP np. na żonę i działalność nadal jest prowadzona).
- Powstanie stacji kontroli pojazdów prowadzonych przez Transportowy Dozór Techniczny (po jednej w każdym województwie), gdzie trafiałyby samochody z zatrzymanymi dowodami (przez policję i nie tylko).
Zdaniem Łukasza Worwy stacje jak w punkcie trzecim "oczyściłyby Polskę z takich złomów w rok".
- Na takiej stacji urzędnik państwowy pracowałby bez pośpiechu i nie miałby żadnych skrupułów – wyjaśnia mój rozmówca. - No i niech podniosą ceny, bo przy tak niskich kwotach korzystają cwaniaki podbijający dowody na potęgę, a uczciwe SKP przymierają głodem... – konkluduje.
Przecież tak miało być, ale czy będzie?
Prace nad nowelizacją przepisów dot. systemu badań technicznych trwają od października 2020 roku. Chodzi m.in. o dokumentowanie zdjęciami wykonanych badań, kary za spóźnienia czy zwiększenie stawek za podstawowe badania. Na razie jednak projekt utknął na ścieżce legislacyjnej. Oczywiście rząd jest w stanie przegłosować ustawę w jedną noc, ale w tym temacie nie wydaje się to realne.
Zatem zapowiadane na 1 stycznia 2022 r. zmiany w badaniach technicznych znów zostaną odwleczone w czasie. Do kiedy – tego na razie nie wiadomo.
Mechanik chce nagłośnić sprawę, bo jego zdaniem przepisy można wprowadzić jeszcze w tym roku. Ma chęć przekazać jedną z tych ekstremalnie zużytych tarcz hamulcowych na WOŚP.
A co obecnie może mechanik?
Co jeśli mechanik chce być uczciwy wobec prawa i napotka klienta, którego pojazd nie tyle budzi zastrzeżenia, co nie nadaje się do ruchu? A klient chce zabrać auto z warsztatu i pojechać do domu lub do innego mechanika.
– Właściciel warsztatu nie ma prawa, by zatrzymać samochód, ponieważ ustawodawca nie udzielił mechanikom żadnych narzędzi w tym zakresie – wyjaśnia Adam Lehnort, ekspert ProfiAuto. - Nie oznacza to, że mechanicy mają związane ręce i muszą za każdym razem wydać pojazd w złym stanie technicznym. Są specjalistami w swojej dziedzinie i brak reakcji mógłby być potraktowany jako przyzwolenie na popełnienie przestępstwa, co może skutkować pociągnięciem mechaników do odpowiedzialności. Wynika to bezpośrednio z przepisów Kodeksu Karnego (art. 179 i Art. 160. § 1.) – wskazuje.
Jak wyjaśnia ekspert, na mechaniku ciąży także odpowiedzialność moralna. Dlatego jeśli w trakcie naprawy zauważy, że samochód zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego, powinien o tym poinformować właściciela pojazdu, jednocześnie wyliczając zakres prac, jakie należy podjąć, żeby auto doprowadzić do użyteczności.
- Właściciel powinien dokładnie poznać wagę problemu i odpowiedzialność warsztatu – mówi Adam Lehnort. - Jeśli mimo to kierowca będzie się upierał i nie zechce wykonać dodatkowej naprawy, właściciel serwisu powinien, a nawet ma obowiązek wezwać policję, która ma prawo nie dopuścić takiego pojazdu do ruchu. Niestety, w tym przypadku serwis naraża się na nieprzyjemności ze strony właściciela auta, a w dobie mediów społecznościowych także na utratę klientów – stwierdza ekspert.
Co jeszcze może zrobić właściciel serwisu? Na przykład wydać samochód z zastrzeżeniem wyjazdu jedynie na lawecie. Tutaj można się jedynie domyślić, że skoro kierowca nie miał pieniędzy na usunięcie awarii zagrażających bezpieczeństwu, to na transport lawetą także się nie zgodzi.
- Pewnego rodzaju zabezpieczeniem prawnym dla właściciela serwisu będzie w tym wypadku podpisanie przez klienta oświadczenia — wyjaśnia ekspert ProfiAuto. Właściciel auta powinien zaznaczyć w nim, że jest świadomy, że pojazd zagraża bezpośrednio bezpieczeństwu w ruchu drogowym, wie, że serwisant ma obowiązek niedopuszczenia takiego pojazdu do ruchu, ale on, mimo wszystko, świadomie i na własną odpowiedzialność podejmuje decyzję o odebraniu samochodu z warsztatu.