Bell Aurens Longnose - Land Rover dla prawdziwego smakosza
Jeśli komuś podoba się słynny Tank Car Jaya Leno, to z całą pewnością ta propozycja przypadnie mu do gustu. Trochę angielskiego, klasycznego stylu połączonego z pomysłowością dwóch pasjonatów. Rezultat? Najbardziej smakowity kąsek dla wielbicieli klasycznych Land Roverów i jednocześnie najbardziej szalony Land Rover w dziejach.
07.08.2011 | aktual.: 07.10.2022 18:07
Król Afryki - mówi się o Land Roverze Serii. Jednak samochód zbudowany przez Thomasa Bella i Holgera Kalvelage przerasta najśmielsze oczekiwania każdego pasjonata tej marki. To auto jest przynajmniej... szalone.
Land Rover Series II to konstrukcja tak prosta, że chyba jedynie rosyjski UAZ może pod tym względem konkurować z brytyjską legendą bezdroży. Sztywne mosty osadzone na piórowych resorach, żadnego wspomagania, nawet brak czegoś, co dziś nazywamy deską rozdzielczą. Z drugiej strony ogromna niezawodność, prostota i kompatybilność części nawet z konnym wozem do siana sprawiła, że na filmach o Afryce, mogliśmy go oglądać nie rzadziej niż słonie i zebry.
Połączenie czegoś takiego z silnikiem mocniejszym niż 150 KM wydaje się misją samobójczą. Jednak nie dla wspomnianego Thomasa Bella i jego kolegi Holgera Kalvelage. Ci niemieccy dżentelmeni wsadzili pod maskę Serii z 1967 roku silnik 4,6 V8 o mocy 235 KM, dostępnych już przy ok. 2500 obr./min. A to dopiero początek.
Podstawowa jednostka pochodzi oczywiście z gamy Land Rovera, a konkretnie z Range Rovera. To jednak silnik dla tych mniej wymagających. Jeśli ktoś potrzebuje więcej, jest 5-litrówka o mocy 280 KM. Jeśli komuś jeszcze mało, to można połączyć ze sobą dwa silniki V8 i cieszyć się mocą od 500 KM do 700 KM.
Ale tym, którzy powiedzą, że samochód Jaya Leno i tak jest bardziej szalony, zaproponowano opcję z motorem lotniczym Rolls Royce o mocy 1500 KM znanym m. in. z samolotów Spitfire. Jednostka V12 ma 27 litrów pojemności.
Aby pomieścić te wszystkie silnikowe szaleństwa, potrzebne było miejsce. Dwumetrowa maska nie jest efektem przedłużania konstrukcji, choć stanowiła inspirację do nadania mu takiej, a nie innej nazwy. Tu panowie wykazali się sprytem. Zapewne podejrzeli samochody swojej ulubionej serii DTM i przesunęli fotele kierowcy oraz pasażera w miejsce tylnych siedzeń. Przednich drzwi właściwie nie ma, a ich miejsce zajmują rury wydechowe. Natomiast tylne drzwi stały się przednimi.
Tył, w zależności od wymagań potencjalnych klientów, może być klasyczny lub w kształcie, który konstruktorzy nazwali "Yacht Tail". Choć trudno w to uwierzyć, ten samochód przeszedł wszystkie badania kontrolne przeprowadzone przez surowy, niemiecki TUV i jest dopuszczony do jazdy.
Trochę SUV, trochę roadster, trochę lis pustyniTak o swoim dziele mówi Thomas Bell - kierowca rajdowy i pasjonat samochodów terenowych, który właśnie spełnił swoje marzenie. Jak sam twierdzi jest to auto dla purystów. Normalna szyba została zastąpiona przez niewielkie, składane szybki rodem z lat 30. Wnętrze to mieszanka prostego stylu z najwyższej jakości materiałami, zamienionymi w małe dzieła sztuki. Skórzane paski, polerowana stal i aluminium oraz kubełkowe fotele budują atmosferę znaną tylko z najwspanialszych, klasycznych roadsterów. Gałka zmiany biegów jest zrobiona z piłki do gry w krykieta.
Chcieliśmy, aby pierwszy egzemplarz był tak purystyczny jak to tylko możliwe
A co z osiągami? Samochód ma jak już wspomniałem 235 KM. Maksymalny moment obrotowy to 403 Nm. Dzięki takim parametrom, według autorów projektu prędkość 200 km/h nie powinna sprawiać większych problemów. Jednak sami przyznają, że już przy 60 km/h jazda możliwa jest tylko w stylowych goglach, bo w przedziale pasażerskim szaleje burza.
Silnik jest tak elastyczny, że nie montowano obrotomierza. W centralnym miejscu kokpitu jest tylko duży prędkościomierz kręcący się w odwrotną niż zwykle stronę. Brakuje również wskaźnika paliwa, co może być nie lada wyzwaniem dla kierowcy. Nie ma tu nawet ogrzewania.
Aby samochód nadal nieźle radził sobie w terenie, nie poddano go przeróbkom obniżającym, ale ze względu na ogromną moc, zawieszenie zostało mocno usztywnione. Co więcej zamontowano porządne terenowe opony Mickey Thompson Baja MTZ.
Cena samochodu, który widzimy to 230 tys euro netto. Wersja podstawowa, bez pięknych elementów wykończenia ma kosztować 150 tys euro netto. Więcej zdjęć na facebooku.