Stawianie ładowarek dla elektryków to połowa sukcesu. Jeszcze trzeba móc z nich skorzystać
Stacji do ładowania aut elektrycznych w Polsce przybywa, ale to nie znaczy, że takimi samochodami się łatwiej jeździ. Mimo znaków i zakazów miejsca postojowe przy takich punktach często są zastawiane. Niestety też przez inne elektryki.
Z pamięci jestem w stanie wymienić miejsca, gdzie w centrum Warszawy można naładować samochód elektryczny. Po kilku przygodach z elektrykami mam świadomość, że sam fakt istnienia ładowarki nie jest równoznaczny z tym, że uzupełnię tam energię w akumulatorze. Powód? Często nie ma jak fizycznie podłączyć samochodu, bo coś stoi na drodze.
Tym czymś zazwyczaj jest auto spalinowe, zostawione przez kierowcę, który najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z problemu, jaki robi komuś innemu. Albo zdaje i robi to celowo. Nieważne. Ważne jest, że jeśli jeździsz na resztce baterii w poszukiwaniu ładowarki i w końcu ją znajdujesz, to ból na widok "spalinówki" utrudniającej podłączenie się jest porównywalny z nadepnięciem gołą stopą na klocek lego.
Niektóre miejsca postojowe są specjalnie oznakowane. Pod znakiem D-18a umieszcza się tabliczkę z informacją, że tutaj mogą parkować jedynie samochody elektryczne na czas ładowania. Dodatkowo takie miejsca są oznaczane kopertami. Logiczne jest, że można tam zaparkować tylko samochód elektryczny, jeśli ten się ładuje. Nie było to jednak oczywiste jednak dla kierowcy skody superb, którego przyłapał samochód Google Maps. Znalezienie przykładu "spalinówki" na miejscu dla ładującego się elektryka zajęło mi 3 minuty.