Poradniki i mechanikaZerwany rozrząd i cztery proste błędy, które kosztowały go 2 tys. zł

Zerwany rozrząd i cztery proste błędy, które kosztowały go 2 tys. zł

Ta drobna na pozór awaria części za 100 zł przyniosła wydatki rzędu 2 tys. zł.
Ta drobna na pozór awaria części za 100 zł przyniosła wydatki rzędu 2 tys. zł.
Źródło zdjęć: © fot. Marcin Łobodziński
Marcin Łobodziński
26.01.2018 08:50, aktualizacja: 30.03.2023 11:09

Można by powiedzieć, że zadziałało tu proste prawo Murphy’ego, ale tak naprawdę Jacek popełniał proste błędy. Wymiana elementu za 100 zł przyniosła 20-krotnie większe straty. Jego historia może być dobrą lekcją dla każdego użytkownika samochodu.

Jacek jest mechanikiem-amatorem. Nie ma własnego warsztatu, ale lubi „grzebać” przy samochodach. Pomaga kolegom z forum naprawiać ich hondy. O tej marce wie więcej niż niejeden profesjonalista, choć jak sam przyznaje, nie potrafi zrobić wszystkiego.

O jego solidności niech świadczy to, że przyjeżdżają do niego ludzie z całej Polski wykonywać proste czynności serwisowe – tylko jemu ufają. Sam uważa, że to jakiś fenomen, bo przecież każdy mechanik powinien potrafić zregenerować zaciski hamulcowe, wymienić przewody czy ustawić luz zaworowy. To jednak nie fenomen Jacka, ale polskiej branży mechaników.

Przyszedł czas na trzecią wymianę napędu rozrządu w jego hondzie accord. Na liczniku pojawiło się już 300 tys. km przebiegu. Pompa wody była jeszcze fabryczna, zatem miała za sobą lata eksploatacji i 300 tys. km przebiegu.

Poprzednim razem nie wymieniał jej, bo jak twierdzi, w tych silnikach jest całkowicie bezawaryjna. Sam nikomu nie poleca jej wymieniać profilaktycznie, gdyż nie ma to sensu. Dopiero wtedy, gdy przecieka. Postanowił, że w drodze wyjątku zrobi to dla własnego spokoju. Tym bardziej, że polecana przez niego część firmy Aisin jest dość tania – wydał na nią niewiele ponad 100 zł.

Błąd pierwszy

Jacek nie ufa nikomu oprócz siebie i swojemu koledze, profesjonalnemu mechanikowi, Markowi. Bardzo skrupulatnie dobiera też części do napraw, w dużej mierze korzystając z produktów oryginalnych. Uważa, że jakość części z ASO Honda, a zamienników to nierzadko przepaść. Tym razem nie kupował oryginałów, ale cenione, markowe zamienniki.

Błąd drugi

Choć zwykle sam robi wszystko przy swoich autach – od lat jeździ wyłącznie różnymi modelami Hond – to tym razem nie miał czasu i chęci. Wymianę napędu rozrządu zlecił wspomnianemu koledze mechanikowi, który zajął się tym w czasie, gdy Jacek był w pracy.

Po odbiorze auta wszystko pracowało perfekcyjnie. – Gdyby było coś nie tak, od razu bym to poznał, bo źle napięty pasek charakterystycznie hałasuje. – opowiada Jacek. – Jeszcze przez kilka dni jeździłem i wsłuchiwałem się, czy wszystko jest w porządku.

Po przejechaniu 300 km stało się coś, czego absolutnie nie mógł się spodziewać. Nagle silnik stanął i to był koniec jazdy.

– Od razu wiedziałem, że to rozrząd i natychmiast zadzwoniłem do Marka. Kazał przyjechać, bo poczuwał się do odpowiedzialności.

Było już dość późno, więc auto miało być sprawdzone drugiego dnia. Jednak jak opowiada Jacek, mechanik nie mógł sobie darować i nie trzeba było długo czekać na informację - Usłyszałem niepokojące "Przyjedź, zobaczysz co się stało, bo mi nie uwierzysz".

Od razu pojechałem. Zdjął tylko osłonę rozrządu i pokazał, co się stało. Urwane koło zębate na pompie kręciło się luźno. Silnik był zniszczony.

Poniższe wideo pokazuje, jak zachowywało się koło zębate na zamontowanej jeszcze w silniku pompie wody:

Błąd trzeci

Samochód został u mechanika, a Jacek szukał na drugi dzień silnika na wymianę. Na szczęście, silniki do Accordów nie są zbyt drogie i łatwo je znaleźć, więc nie trwało to długo, a koszt był stosunkowo nieduży. Dopiero po wymianie silnika Jacek pomyślał o reklamowaniu pompy. Była ewidentnie wadliwa, więc nie podejrzewał, że czas i kolejność zdarzeń może mieć znaczenie.

Najpierw udał się do sprzedawcy, u którego zakupił pompę. Ten powiedział mu, że będzie reklamował to w hurtownii. Jacek od razu podejrzewał, że nie będzie łatwo. Poza tym nie interesowała go nowa część czy też zwrot pieniędzy za nią. Jego interesowało 2 tys. zł, które wydał na naprawę. Postanowił więc odezwać się do producenta.

Awaria polegała na oddzieleniu się koła zębatego, na którym pracuje pasek rozrządu od wałka pompy. Łącznie odbywa się tutaj przez wprasowanie elementów. Jacek twierdzi, że normalnie nie da się oddzielić tych części nawet potężnym młotem.
Awaria polegała na oddzieleniu się koła zębatego, na którym pracuje pasek rozrządu od wałka pompy. Łącznie odbywa się tutaj przez wprasowanie elementów. Jacek twierdzi, że normalnie nie da się oddzielić tych części nawet potężnym młotem.© fot. Marcin Łobodziński

Wymiana korespondencji e-mail szła w dobrym kierunku od samego początku. Producent nie tylko nie stawiał oporu, ale nawet zaproponował wysłanie prezentów w ramach wdzięczności za współpracę w dochodzeniu. Zachował się naprawdę dobrze.

Poproszono Jacka o wysłanie dokumentacji wizualnej (zdjęcia lub wideo z demontażu) i prowadzono wewnętrzne dochodzenie. Podejrzewano, że został źle napięty pasek rozrządu lub awaria była spowodowana wstrząsem. Poproszono Jacka również o dostarczenie pompy, ale…

Błąd czwarty

… Jacek odpuścił, a potem zapomniał o sprawie. W firmie, w której pracował, było w tym czasie ogromne zamieszanie - wewnętrzne kontrole, dopełnianie pewnych procedur – które spowodowało, że pracował całe dnie i nie miał czasu na nic.

Minęło już kilka miesięcy od ostatniego kontaktu z producentem, ale Jacek po spotkaniu ze mną postanowił dalej pociągnąć tę sprawę. Wyśle im uszkodzoną pompę, choć jego zdaniem nie ma szans na odszkodowanie.

  • Rozmawiałem z radcą prawnym za namową znajomych. Powiedział mi, że jeżeli chciałbym dochodzić swoich praw w sądzie, to nie mam żadnych szans. Dlatego, że nie widział tego rzeczoznawca, który powinien być obecny już przy demontażu części. Wówczas sporządza protokół i wystawia ekspertyzę. Teraz mam tylko pompę i materiał wideo - mówi Jacek.

Ja też rozmawiałem o tym z prawnikiem i jest on nieco innego zdania.

  • W sprawie nadal możliwe jest podjęcie działań, o ile pan Jacek zbierze dobre dowody. Znajomy może sporządzić protokół z diagnostyki i napisać, jakie czynności podjął oraz co stwierdził po awarii. Następnie rzeczoznawca powinien sporządzić opinię na podstawie wszelkich dostępnych dowodów, w tym oświadczeń samych zainteresowanych. Gdyby sprawa trafiła do sądu, powołany zostanie biegły, który przygotowuje opinię na podstawie akt sprawy, a więc również przesłuchania świadków. W praktyce spotykałem się niejednokrotnie z opiniami, które były przygotowywane bez oględzin pojazdu, chociażby dlatego, że wada była już usunięta – mówi Oskar Możdżyń, prawnik i założyciel strony Autoprawo.pl.

Jacek popełnił aż cztery błędy, w tym dwa kluczowe. Ty ich nie popełnij

Błąd pierwszy i drugi się wiążą ze sobą. Samodzielny zakup części z myślą o zleceniu komuś naprawy może być dobrym rozwiązaniem, jeżeli chcecie mieć elementy konkretnej marki, ale nie w przypadku tak istotnych napraw jak napęd rozrządu, gdzie awaria części przynosi potencjalnie wysokie wydatki.

Gdyby Jacek zlecił całość mechanikowi – zakup części i naprawę – jedyną osobą, która by przed nim odpowiadała, były właśnie mechanik. I w tym miejscu nieważne byłoby nawet to, co zrobiono, popełniając trzeci błąd.

Trzeci błąd polega na zaburzeniu kolejności działania. Dochodząc swoich praw z tytułu rękojmi – a tak to należy robić w przypadku awarii zakupionej części – powinien o tym powiadomić sprzedawcę bezzwłocznie, czyli drugiego dnia po oddaniu auta do warsztatu.

Samochód nie powinien być naprawiany do momentu decyzji osoby, do której składa się roszczenie. Nie została zachowana kolejność zdarzeń. Choć zdaniem prawnika, można tu jeszcze powalczyć.

Gdyby Jacek nie popełnił błędu pierwszego i drugiego, wówczas dla niego samego nie miałoby znaczenia, co zrobi mechanik z samochodem i częściami. Jedynym jego zadaniem byłoby oddanie sprawnego auta. Jacek nie musiałby nigdzie pisać i z nikim – poza mechanikiem – się kontaktować.

Czwarty błąd to zaniechanie komunikacji z producentem części. Przeczytałem całą korespondencję pomiędzy Jackiem a producentem i nie było tam żadnych znamion ani podejrzeń co do tego, jakoby producent chciał się wykręcić z całego zdarzenia.

To uznana firma, która prawdopodobnie ceni swoją markę znacznie wyżej niż skromne 500 euro, jakiego zażądał Jacek. Brak dalszej współpracy zaowocował zwykłym wygaszeniem sprawy, ale jak już wiemy, można to wszystko wznowić.

Nie popełnijcie tych samych błędów jeżeli zdarzy wam się podobna sytuacja. Lepiej uczyć się na cudzych. Jestem wdzięczny Jackowi, że odważył się pokazać na swoim przypadku, jak łatwo można stracić spore pieniądze. Zwłaszcza, że nikt nie lubi przyznawać się do błędów.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (46)