Uruchamianie zimnego silnika. Nagrzewanie auta jest błędem
Poranne przygotowanie samochodu do jazdy to zimą nie lada problem. Wielu Polaków popełnia przy tym błąd, który nie tylko naraża nas na mandat i wyższe wydatki na stacji paliw, ale też na awarię silnika.
12.12.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:01
Stare nawyki
Kolejność czynności, jakie w zimowe poranki podejmuje wielu kierowców, nie zmieniła się od lat. Najpierw wsiadamy do auta i uruchamiamy silnik, by się zagrzał, a potem odśnieżamy karoserię. To błąd, który może cię drogo kosztować.
U jego podstaw leżą oczywiście dobre intencje. Kierowcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że do prawidłowej i bezpiecznej pracy silnika potrzebny jest olej. Wraz ze spadkiem temperatury ciecze gęstnieją, a to oznacza, że dotarcie oleju do najodleglejszych zakamarków silnika powinno zająć znacznie więcej czasu, niż latem. W efekcie ruszenie w drogę niedługo po uruchomieniu jednostki napędowej ma narażać ją na uszkodzenie. Taka argumentacja miała sens, ale przed laty. Stosowano wówczas inne oleje, które wraz ze spadkiem temperatury otoczenia nabierały znacznie większej gęstości. Dziś nie stanowi to już poważnego problemu, co oznacza, że nie ma potrzeby nagrzewania silnika przed jazdą.
- Moim zdaniem, jeśli panuje temperatura powyżej -15 stopni Celsjusza, minuta rozgrzewania na postoju jest wystarczająca. Jeśli jednak jest zimniej, grzejmy auto na tyle, aby móc nim bezpiecznie i komfortowo jechać, bo jest to ważniejsze niż kilka litrów więcej paliwa zużytego w skali sezonu - mówi Krzysztof Michałowski, mechanik prowadzący w serwisie YouTube kanał "Profesor Chris". Należy przy tym pamiętać, by do osiągnięcia właściwej temperatury jednostki napędowej starać się nie wykorzystywać górnego rejestru obrotów. Najlepiej bez zwłoki zmieniać bieg na wyższy wtedy, gdy jest to możliwe, co dla jednostek wysokoprężnych oznacza ok. 2-2,2 tys. obr./min., a dla silników benzynowych 2-2,5 tys. obr./min. w przypadku motorów doładowanych i nieco więcej dla tych bez doładowania.
Część kierowców może teraz powiedzieć, że choć co prawda silnik nie potrzebuje nagrzewania, to przecież na pewno taki zabieg w niczym nie zaszkodzi, a pozwoli użytkownikowi wsiąść do ciepłej kabiny. Niestety, nie jest to prawda. Taka praktyka naraża nas na utratę pieniędzy i przyspiesza zużycie jednostki napędowej.
Koszty ciepła
Zacznijmy od tych związanych z przepisami. Nie wszyscy zmotoryzowani zdają sobie sprawę z tego, że za nagrzewanie samochodu przy pomocy nawiewu - o ile dzieje się to w terenie zabudowanym - można otrzymać mandat. Policjant może w takim wypadku zastosować jeden z dwóch przepisów.
Pierwszy z nich zabrania pozostawienia bez nadzoru pojazdu z uruchomionym silnikiem, a więc potencjalnie niebezpiecznego dla innych. Za to wykroczenie funkcjonariusz może nałożyć mandat wynoszący 100 zł. Aż 300 zł zapłacić można za odśnieżanie, jeśli policjant stwierdzi, że silnik pracuje bez potrzeby i wiąże się to z nadmierną emisją hałasu oraz spalin. Oczywiście nie jest tak, że wszyscy napotkani przez policję kierowcy odśnieżający auto z włączonym silnikiem otrzymają mandaty. Każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie. To funkcjonariusz decyduje o tym, czy doszło do złamania przepisu.
Nagrzewając kabinę auta nawiewem, możemy być również pewni konieczności częstszego odwiedzania stacji paliw. Współczesne samochody są projektowane tak, by na biegu jałowym pracowały na jak najuboższej mieszance. W efekcie nagrzewanie wnętrza auta na postoju jest bardzo nieefektywne. By osiągnąć rezultat, trzeba bardzo długo czekać i przy okazji marnować paliwo.
Specjaliści niemieckiego automobilklubu ADAC sprawdzili, jak szybko na biegu jałowym nagrzewa się silnik przy temperaturze -10 stopni Celsjusza. Po czterech minutach pracy na „luzie” temperatura oleju wynosiła zaledwie -7 stopni Celsjusza, a temperatura spalin wydobywających się z rury wydechowej wynosiła 13 stopni Celsjusza. Przy okazji spalono 0,1 l benzyny. By osiągnąć zamierzony efekt, trzeba więc zainwestować sporo czasu i pogodzić się z utratą realnej ilości paliwa.
Widmo awarii
Jak się okazuje, nagrzewanie silnika przed wyruszeniem w drogę jest nie tylko kosztowne, ale też szkodliwe dla jednostki napędowej.
- Pozostawianie silnika na kilka minut w celu rozgrzania na pewno nie będzie rzutowało negatywnie na jego eksploatację. Natomiast w ekstremalnych przypadkach może dochodzić do zanieczyszczania oleju silnikowego paliwem, kondensacji pary wodnej w skrzyni korbowej, gromadzenia się nagarów w układach dolotowym i wydechowym - dodaje Krzysztof Michałowski.
Pozostaje jeszcze kwestia całościowego spojrzenia na eksploatację samochodu zimą. - Możemy rozważać sytuację, w której mamy rozgrzany silnik na postoju, natomiast reszta podzespołów samochodu, takich jak amortyzatory, hamulce czy skrzynia biegów jeszcze nie zaczęły pracować. Kierowca takiego auta rusza dynamicznie, narażając pozostałe komponenty pojazdu, poza nagrzanym silnikiem, na nadmierne obciążenia - kwituje nasz rozmówca.
Czy jest więc sposób na to, by nagrzać samochód przed jazdą i nie narażać się przy tym na mandat, a także uniknąć przyspieszonego wyeksploatowania silnika? Taka metoda istnieje, choć nie jest tania. W aucie można zamontować ogrzewanie postojowe, które wytwarza ciepło bez uruchamiania jednostki napędowej. Niestety, koszt instalacji wyniesie kilka tysięcy złotych. Jeśli nie chcemy tyle wydawać, musimy pogodzić się z szarą rzeczywistością. W końcu "jak jest zima, to musi być zimno".