Stracił swoje Ferrari F430 w kasynie i to nie przez ruletkę!
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Macie luksusowe auto, wyjeżdżacie na weekend do ulubionego, renomowanego kasyna. Świetnie się bawicie, ale obowiązki wzywają. Pakujecie bagaże, schodzicie na parking i chcecie odebrać swoje warte kilka milionów auto. Okazuje się, że ktoś wziął je przed wami. Czarna rozpacz czy może wściekłość? Van Marcus wybrał drugą opcję.
17.05.2010 | aktual.: 02.10.2022 20:42
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Macie luksusowe auto, wyjeżdżacie na weekend do ulubionego, renomowanego kasyna. Świetnie się bawicie, ale obowiązki wzywają. Pakujecie bagaże, schodzicie na parking i chcecie odebrać swoje warte kilka milionów auto. Okazuje się, że ktoś wziął je przed wami. Czarna rozpacz czy może wściekłość? Van Marcus wybrał drugą opcję.
Marcus jest sławnym pokerzystą. Dla chwili rozrywki zatrzymał się wraz ze swoim Ferrari F430 w kasynie Crown Casino w Australii. Oczywiście kluczyki i dokumenty przekazał portierowi. Sam udał się do hotelowego pokoju oraz do kasyna, by zażyć trochę hazardu. Pokerzysta bawił się w najlepsze, a tymczasem obcy mężczyzna odjeżdżał jego samochodem!
Zapytacie: jak to możliwe? Okazuje się, że to bardzo proste. Inny gość kasyna, Adam Ramsey, postanowił jechać do domu. Zszedł na parking, wybrał Ferrari F430. Zakomunikował pracownikom kasyna, że to jego samochód. Wypełnił formularze i lokaje oddali mu kluczyki. Nie sprawdzili jego tożsamości, po prostu mu zaufali. Po około sześciu godzinach na parking zajrzał Van Marcus. Pokerzysta w mgnieniu oka zorientował się co zaszło. Szybko zgłosił sprawę na policję.
Adam Ramsey został złapany, gdy zatrzymał się na stacji benzynowej. Policja oświadczyła, że to nie był jego pierwszy raz. Facet systematycznie kradł auta bogaczy z hoteli lub kasyn. Całe szczęście, że przy okazji ich nie uszkadzał. Ten fakt nie pociesza Van Marcusa. Ten twierdzi, że auto straciło swojego ducha i po prostu już nie czuje, by było jego.
Cała sytuacja wydaje się być paradoksalna i groteskowa. Niewiarygodne, ale prawdziwe.
Źródło: autoblog.com