Rzeczywiste spalanie, a dane producenta - walka w polskim sądzie
W lutym mogliście u nas przeczytać, że w Stanach Zjednoczonych pewnej kobiecie udało się wywalczyć od Hondy odszkodowanie za zbyt duże spalanie w modelu Civic. Pewien polski przedsiębiorca podjął podobną próbę. Tym razem obiektem sporu był Volkswagen Crafter 35. Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Z jakim skutkiem?
03.05.2012 | aktual.: 12.10.2022 13:12
W lutym mogliście u nas przeczytać, że w Stanach Zjednoczonych pewnej kobiecie udało się wywalczyć od Hondy odszkodowanie za zbyt duże spalanie w modelu Civic. Pewien polski przedsiębiorca podjął podobną próbę. Tym razem obiektem sporu był Volkswagen Crafter 35. Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Z jakim skutkiem?
Przedsiębiorca kupił dostawczego Volkswagena Craftera 35 w 2007 roku. Według katalogu auto powinno spalać średnio 8,1 l oleju napędowego na 100 km. Właśnie tym przy zakupie w głównej mierze kierował się nabywający auto Bernard W. Dla pewności spytał sprzedawcę o faktyczne zużycie. Ten potwierdził wartość katalogową. Jednak już podczas pierwszej podróży okazało się, że na autostradzie Crafter osiąga średnie spalanie na poziomie 16 – 19 l/100 km. To w ekstremalnym przypadku znacznie ponad 2 razy więcej niż deklaruje producent.
Bernard W. zgłosił auto do reklamacji sprzedawcy. Oczywiste jest jednak, że trudno oczekiwać rzeczywistego spalania identycznego z deklarowanym katalogowo. Wynika to z tego, że liczby podawane przez producenta są wynikiem badań przeprowadzonych zgodnie z odpowiednią dyrektywą Unii Europejskiej. Określa ona, że pomiary spalania mają odbywać się na hamowni, w warunkach laboratoryjnych. Jest to gwarantem porównywalności spalań poszczególnych modeli różnych producentów. Badanie przeprowadzone w warunkach drogowych nie dawałoby jednoznacznych wyników ze względu na dużą zmienność różnych czynników wpływających na spalanie paliwa.
Auto zostało skierowane przez sprzedawcę do biura ekspertyz motoryzacyjnych, które miało zbadać faktyczne spalanie Craftera. Według specjalistów wyniosło ono 10,7 l/100 km. Sprzedawca odmówił więc gwarancyjnej wymiany samochodu, ale założył w nim ogranicznik prędkości do 120 km/h. To oczywiście dla Bernarda W. nic nie zmieniało i właściciel dostawczego Volkswagena wystąpił w tej sprawie do sądu domagając się nowego samochodu wolnego od wad fizycznych.
Sąd powołał wielu biegłych, którzy przeprowadzili badania w warunkach zbliżonych do wskazywanych przez dyrektywę UE. Osiągnęli oni średnie spalanie 11 l/100 km. To blisko 3 l oleju napędowego na 100 km za dużo w stosunku do wartości katalogowej. Sąd pierwszej instancji uznał, że jest to wada fizyczna, którą należy usunąć.
Po apelacji sprzedawcy sąd drugiej instancji oddalił żądanie Bernarda W. i stwierdził, że różnica potwierdzona badaniami nie jest na tyle duża, by auto podlegało wymianie. Sąd Najwyższy zaakceptował to rozstrzygnięcie i jednocześnie oddalił skargę kasacyjną Bernarda W. Ostateczna decyzja zapadła w wyroku z 27 kwietnia tego roku.
Tutaj nasuwa się pytanie – jaka w takim razie powinna być różnica, by móc skutecznie domagać się swoich praw w sądzie? Ten przypadek pokazuje również, że warto pracować nad swoim stylem jazdy – w końcu kilka badań pokazało, że auto spala mniej niż na początku twierdził właściciel Craftera.
Zapraszam do dyskusji na forum Autokult.pl:
Źródło: Regiomoto