Ostro o elektrykach. "Inwestowanie nie ma sensu"
Sceptycyzm Toyoty wobec elektromobilności to nic nowego, ale prezes amerykańskiego oddziału marki jest jeszcze bardziej krytyczny niż jego japońscy czy europejscy koledzy.
06.03.2024 | aktual.: 06.03.2024 12:50
Dyrektor Generalny Toyota Motor North America uważa, że pojazdy elektryczne będą stanowić około 30 proc. amerykańskiego rynku w 2030 roku. To zaledwie połowa celu, do którego jeszcze niedawno dążyła EPA - amerykańska agencja ds. środowiska.
W związku z powyższym Toyota zamierza podążać za popytem, a nie odgórnymi wytycznymi. "O tym, jaki będzie procentowy udział elektryków w gamie marki, zdecydują przede wszystkim klienci" - wyjaśnia Ted Ogawa w wywiadzie udzielonym "Automotive News Europe".
"Wiem, że EPA ponownie rozważa, jaki powinien być poziom regulacji. Jednak naszym punktem wyjścia jest zapotrzebowanie klientów. Na przykład przepisy na rok 2030 mówią, że ponad połowa rynku nowych samochodów powinna być elektryczna, ale nasz obecny plan zakłada około 30 proc." - powiedział Ogawa. "Przestrzegamy przepisów, ale ważniejsze są wymagania klientów" - dodał.
Zapytany, jak w takim razie firma zamierza spełnić regulacje, wyjaśnia, że rozwiązaniem mogą być tzw. kredyty emisyjne w formie opłat za niespełnianie wymagań lub kupowane u innych producentów, którzy spełniają wymogi z naddatkiem.
Ogawa twierdzi, że to wciąż tańsza opcja niż "marnowanie" pieniędzy na inwestycje w pojazdy elektryczne, które się nie sprzedadzą. "Zmarnowana inwestycja jest gorsza niż zakup na kredyt" - wyjaśnił dyrektor.
Czas pokaże, czy Toyota rzeczywiście będzie musiała posiłkować się "kupowaniem emisji" na amerykańskim rynku, czy może też EPA złagodzi dotychczasowe plany. Głosów mówiących, że to bardzo prawdopodobne, stale bowiem przybywa.