Po stłuczce się "dogadały". Szok po piśmie od ubezpieczyciela
Pani Anna jechała parkingową alejką, gdy w jej samochód uderzyło subaru wyjeżdżające z miejsca postojowego. Sprawę załatwiono spisaniem wspólnego oświadczenia, ale to jeszcze nie był koniec. Osiem miesięcy później właściciel subaru zgłosił tę samą szkodę, ale jako sprawcę podał panią Annę. Teraz wraz z mężem ma ona zwrócić odszkodowanie.
08.01.2023 | aktual.: 09.01.2023 19:15
Banalna sprawa, zaskakujący finał
Jeśli w zdarzeniu drogowym nie ma rannych czy ofiar śmiertelnych, na miejsce nie trzeba wzywać policji. Argumentem, by tego nie robić, jest dla jednych perspektywa długiego oczekiwania na przybycie patrolu, a dla innych słonego mandatu dla sprawcy. Po stłuczce kierujący często załatwiają więc sprawę za pomocą wspólnego oświadczenia o zdarzeniu. Opisuje się w nim okoliczności zajścia oraz podaje dane kierowców i aut biorących udział w kolizji. Następnie dokument jest podpisywany przez obydwie strony i wysyłany do ubezpieczyciela, który likwiduje szkodę. Tak właśnie sprawa przebiegła w przypadku pani Anny (imiona postaci zostały zmienione – przyp. red.). Tylko efekt był zupełnie inny niż zakładany.
O sprawie poinformował Autokult.pl nasz czytelnik, pan Bartłomiej. "Do zdarzenia doszło w listopadzie 2021 r., gdy naszego fiata 500 prowadziła moja żona. Na parkingu pod przedszkolem jechała alejką w kierunku wyjazdu. Wówczas opuszczająca swoje miejsce kierująca subaru zaczęła cofać i uderzyła w nasz samochód. Żeby nie tarasować parkingu, żona i kierująca subaru zjechały na dostępne miejsca i tam wykonano zdjęcia uszkodzeń. Spisały wspólne oświadczenie, w którym ta druga przyznała się do winy za zdarzenie. Opisano w nim także przebieg stłuczki. Podpisany przez obydwie strony dokument trafił do LINK4, bo – jak się okazało – obydwa samochody były tam ubezpieczone. Po pewnym czasie przyznano nam odszkodowanie i uznaliśmy sprawę za zamkniętą. Byliśmy w błędzie" – pisze pan Bartłomiej.
"W maju 2022 r. dowiedziałem się, że w sprawie złożono do ubezpieczyciela drugie oświadczenie. Zostało ono wniesione przez właściciela subaru. W tym oświadczeniu odpowiedzialnością za stłuczkę obarczona jest już jednak... moja żona. Początkowo nie widzieliśmy tego oświadczenia, ponieważ do końca 2022 r. ubezpieczyciel, mimo próśb, nie udostępnił nam tego dokumentu do wglądu" – dodaje nasz czytelnik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Zgłosiłem sprawę do ubezpieczyciela i w odpowiedzi otrzymałem pismo, w którym przyjęto punkt widzenia kierującej subaru. Ubezpieczyciel twierdzi, że to moja żona wyjeżdżała z miejsca parkingowego i uderzyła w subaru, które jechało alejką parkingu. Nie chodzi tu więc nawet o inną interpretację zdarzeń z 2021 r., ale o całkiem nową wersję przebiegu stłuczki. W efekcie do warsztatu, w którym naprawialiśmy samochód, wpłynęło żądanie o zwrot pieniędzy zakładowi ubezpieczeń. Dodatkowo płacę wyższe OC, bo sprawa trafiła też do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego" – stwierdza pan Bartłomiej.
"W żadnym piśmie, jakie dostaliśmy, LINK4 nie wspomina o tym, że decyzja z maja 2022 r. została podjęta wskutek decyzji biegłego, który dokonał oględzin miejsca zdarzenia. Ubezpieczyciel nie wspomina również o żadnym innym czynniku, który miałby przesądzić o nowej interpretacji zdarzenia, na przykład o zeznaniach świadka czy zapisie z monitoringu. To sytuacja, w której słowo stawiane jest przeciwko słowu. Tylko dlaczego oświadczenie zgłoszone po ponad ośmiu miesiącach stało się ważniejsze niż to, które powstało na miejscu i w momencie zdarzenia?" – pyta pan Bartłomiej. Jak do sprawy odnosi się sam ubezpieczyciel?
Słowo przeciw słowu
Rezygnacja z wzywania policji ułatwia sprawę tuż po zdarzeniu. W przypadku naszego czytelnika notatka mundurowych mogłaby ostatecznie rozstrzygnąć sprawę. Stało się jednak inaczej i do ubezpieczyciela trafiło najpierw zgłoszenie spisane na miejscu, a po ośmiu miesiącach drugie – o innej treści.
W oświadczeniu spisanym na miejscu i podpisanym przez obydwie strony zdarzenia kierująca subaru napisała: "[...] cofając na parkingu koło przedszkola publicznego w Borkowie samochodem marki subaru, […] wjechałam w samochód marki fiat 500 […], w lewy tylny zderzak". Oświadczenie było bardzo krótkie i nie zawierało szczegółów dotyczących położenia i ruchu pojazdów w chwili zdarzenia.
Zgłoszenie ze strony właścicieli subaru, które wpłynęło do ubezpieczyciela w maju 2022 r., zawierało dokładniejszy opis, ale zdarzenia prezentowały się w nim inaczej. Napisano tam: "[...] wjechałam na parking przy ulicy Akacjowej, gdzie wyznaczone liniami są miejsca parkingowe (nawierzchnia z kostki brukowej). Chciałam zaparkować subaru i odprowadzić córkę do szkoły. Wszystkie miejsca były zajęte. Musiałam wycofać. Upewniłam się, że za moim autem nic nie ma. Rozpoczęłam cofanie, patrząc w lusterka […], tylną szybę oraz kamerę cofania. Cofałam na wyprostowanych kołach. Nagle poczułam uderzenie. Kierowca fiata wyjechał wprost przed mój samochód. Pani oświadczyła, że widziała, jak cofam, ale chciała zrobić mi miejsce".
Jak informuje pan Bartłomiej, wraz z żoną zobaczyli to zgłoszenie dopiero na początku 2023 r. Nie zostało ono podpisane przez kierującą fiatem w momencie zdarzenia, czyli przez panią Annę.
– W razie kolizji, gdy uczestnicy spisują oświadczenie o przebiegu zdarzenia, dokument ten może stanowić podstawę do rozpoczęcia postępowania likwidacyjnego mającego na celu wypłatę ubezpieczenia. Oświadczenie powinno być podpisane przez sprawcę (osobę biorącą na siebie odpowiedzialność za powstałe zdarzenie) lub przez wszystkich uczestników (kierujących) biorących udział w kolizji. Nie widzę podstaw do stwierdzenia odpowiedzialności kierującego bez jego prawidłowo złożonego oświadczenia, które wymaga jego podpisu. Bez niego nie można zweryfikować, czy uznał on winę, czy też nie. Kwestia ta jest konieczna do uznania odpowiedzialności i wypłaty odszkodowania z polisy OC – mówi Autokult.pl adwokat Piotr Gorczyca, prowadzący Kancelarię Adwokacką w Busku-Zdroju.
Ubezpieczyciel przyjął punkt widzenia zaprezentowany w oświadczeniu z maja 2022 r. i nie wziął pod uwagę niezgody właścicieli fiata na przedstawioną w nim wersję zdarzeń.
– Zaskoczeniem dla mnie jest to, iż ubezpieczyciel wypłacił odszkodowanie na podstawie oświadczenia stwierdzającego winę kierowcy, którego podpis nie widnieje na oświadczeniu. W mojej ocenie, aby oświadczenie było podstawą do uzyskania wypłaty od ubezpieczyciela, musi stwierdzać winę, a takie oświadczenie wymaga podpisu sprawcy, który składa oświadczenie, że przyznaje się do winy, co niesie ze sobą skutki prawne. Złożenie drugiego oświadczenia nie może być podstawą do stwierdzenia, że pierwsze z nich stało się nieważne – dodaje Piotr Gorczyca.
Oświadczenie nie jest ostatnim głosem
Sytuacja, w której jedna ze stron obarcza winą za kolizję drugą, zapewne nie należy do rzadkości. Przepisy określają więc, że ubezpieczyciel, oceniając sprawę, nie musi ograniczać się jedynie do oświadczeń spisanych przez uczestników zdarzenia. Ubezpieczyciel może sam dążyć do wyjaśnienia zajścia. Na podstawie pozyskanych dowodów może przyjąć zupełnie inną wykładnię zdarzenia.
"O ile zakład ubezpieczeń może przyjąć dodatkowe oświadczenie od strony, nawet sprzeczne z poprzednim oświadczeniem obu uczestników zdarzenia, to oparcie decyzji w zakresie postępowania likwidacyjnego jedynie o taki jednostronny opis może budzić wątpliwości z punktu widzenia logiki czy doświadczenia życiowego" – informuje Autokult.pl biuro prasowe Rzecznika Finansowego (RF), do którego mogą zgłaszać się osoby uważające, że nie zostały właściwie potraktowane przez ubezpieczyciela.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że sporządzenie wspólnego oświadczenia zawsze musi być końcem postępowania ze strony ubezpieczyciela.
"Oświadczenie stron spisane na miejscu zdarzenia oczywiście stanowi istotny dowód w sprawie i powinno być brane pod uwagę przy ustalaniu okoliczności zdarzenia powodującego odpowiedzialność zakładu ubezpieczeń, niemniej jego treść nie wiąże ubezpieczyciela. Oświadczenie stron nie zwalnia ubezpieczyciela z dokonania własnych ustaleń w sprawie. Tak więc nie jest to dowód uniemożliwiający mu dokonania dalszych samodzielnych ustaleń. Jeżeli pozostały materiał dowodowy prowadzi do odmiennych niż przyjęte początkowo wniosków, ubezpieczyciel może zmodyfikować swoje stanowisko" – informuje RF.
"Przykładowo zakład ubezpieczeń może pozyskać opinię biegłego z zakresu rekonstrukcji zdarzeń drogowych, z której będzie wynikało, że do uszkodzeń pojazdów nie mogło dojść w okolicznościach przez uczestników wskazywanych lub te okoliczności były zdecydowanie odmienne od określonych w oświadczeniu (oświadczeniach)" – stwierdza przedstawiciel Rzecznika Finansowego.
Czy tak było w przypadku pana Bartłomieja? Najprawdopodobniej nie. W komplecie dokumentów sprawy, który nasz czytelnik w końcu otrzymał, nie ma odwołania do opinii biegłego. Wygląda na to, że po prostu przyjęto drugą wersję zdarzeń za prawdziwą.
O swojej sprawie musisz wiedzieć
Po złożeniu wspólnego oświadczenia sprawy mogą potoczyć się różnym torem. Ważne jest jednak to, że każda ze stron ma prawo dostępu do danych, które stały się podstawą działania zakładu ubezpieczeniowego.
"Zarówno poszkodowany, jak również ubezpieczony mogą poprosić o wydanie dokumentacji z akt postępowania likwidacyjnego, prawo wglądu w akta sprawy nie może zostać ograniczone przez ubezpieczyciela, zaś zakład ubezpieczeń, jeżeli takie podstawy prawne dostrzega (np. materiał zawiera w części dane wrażliwe podlegające szczególnej ochronie), to swoją odmowę powinien w należyty sposób uzasadnić" – dodaje biuro prasowe Rzecznika Finansowego.
W przypadku pana Bartłomieja ubezpieczyciel nie przedstawił żadnego uzasadnienia dotyczącego odmowy wglądu w dokumenty i długo ich nie przesyłał. Jak mówi nasz czytelnik, w kolejnych rozmowach był on informowany o czekającym go rychłym kontakcie w sprawie przekazania dokumentów, ale do niczego takiego nie dochodziło. Przepisy mówią jednak, że wglądu w dokumenty odmawiać nie wolno.
Miało być szybko i bez problemów. Jak się okazuje, czasami zdecydowanie się na spisanie oświadczenia zamiast wezwania policji może być źródłem kłopotów, które będą ciągnąć się miesiącami. Jeśli decydujemy się na rozwiązanie bez przyjazdu mundurowych, bądźmy pewni, że w oświadczeniu bardzo dokładnie opisujemy całe zdarzenie i prowadzące do niego okoliczności. Wielką wagę mogą mieć też zdjęcia z miejsca zdarzenia wykonane przed przestawieniem aut.