Niemieccy producenci nie chcą poprawiać starszych diesli. Wolą dopłacić do nowych aut

Niemiecki rząd daje zielone światło w sprawie wyposażania starszych diesli w urządzenia poprawiające jakość spalin. Producenci aut nie chcą jednak skorzystać z tej możliwości. Uważają, że lepszym rozwiązaniem jest uruchomienie systemu dopłat do nowych aut. To może oznaczać zmiany na rynku wtórnym.

Póki co w polskich miastach nie ma ograniczeń dla diesli. Wysokoprężnymi autami można więc poruszać się bez przeszkód
Póki co w polskich miastach nie ma ograniczeń dla diesli. Wysokoprężnymi autami można więc poruszać się bez przeszkód
Źródło zdjęć: © East News/Gerard/Reporter
Tomasz Budzik

31.12.2018 | aktual.: 28.03.2023 12:16

Dwie opcje

Afera Volkswagena uświadomiła nam, że rzeczywista emisja dwutlenku węgla w przypadku diesli może być znacznie wyższa niż wartości deklarowane przez producentów. Dziś wiadomo, że podobny problem dotyczy emisji tlenków azotu (NOx). Te przyczyniają się do chorób układu oddechowego i zwiększają ryzyko wystąpienia nowotworów, jest to więc problem natury lokalnej - dotyczący osób przebywających w centrach miast, w których występuje nasilony ruch samochodowy.

Jego rozwiązaniem może być wyznaczenie stref, do których nie mogą wjeżdżać użytkownicy starszych diesli, jak uczyniono w Hamburgu. To jednak uciążliwe dla osób, które dysponują nieco starszymi dieslami, a jest ich sporo, bo jeszcze kilka lat temu w wielu krajach istniały systemy zachęcania do kupna takich samochodów. Innym rozwiązaniem jest redukcja emisji NOx z transportu, a cel ten można osiągnąć na dwa sposoby.

Pierwszy polega na zaoferowaniu systemu dopłat do zakupu nowych, bardziej ekologicznych pojazdów. Drugim sposobem jest wsparcie finansowe posiadaczy starszych diesli, mające na celu doposażenie aut w systemy redukujące emisję tlenków azotu. Niemiecki rząd opracował dokument, który daje podstawę prawną do takich modernizacji. Rzecz w tym, że nie chcą tego producenci samochodów.

Opór firm

Ingerencje w starsze diesle w celu zmniejszenia emisji tlenów azotu mogą polegać na zmianach w oprogramowaniu zarządzającym pracą silnika lub montażu instalacji SCR. Ta druga opcja jest potrzebna w większości przypadków. Jak pokazały niemieckie badania, instalacja może obniżyć emisję NOx o 70 proc. w miastach i o 90 proc. poza nimi. Koszt wyposażenia samochodu z silnikiem Diesla SCR waha się od 1,4 do 3,3 tys. euro. W październiku 2018 r. Volkswagen wyraził gotowość pokrywania 80 proc. kosztu modernizacji swoich aut. Podobną deklarację ogłosił Mercedes. Inni producenci nie byli tak chętni do składania obietnic, a teraz nie jest pewne, czy w ogóle akcja dojdzie do skutku.

Jak informuje "Automotive News Europe", niemieckie stowarzyszenie producentów samochodów VDA uważa, że akcja polegająca na wyposażaniu starszych diesli w układy SCR może być nieopłacalna zarówno dla producentów, jak i dla właścicieli aut, a także może trwać dłużej, niż się powszechnie sądzi. Jak zaznaczył Frank Welsch, szef działu badań i rozwoju Volkswagena, takie rozwiązanie prowadzi do zwiększenia spalania, a więc i emisji CO2, a w niektórych przypadkach również do pogorszenia osiągów samochodów. Problemem jest także czas.

Choć niektórzy producenci systemów SCR uważają, że już w 2019 r. są w stanie dostarczyć rozwiązania skrojone pod potrzeby starszych diesli, producenci aut są znacznie bardziej ostrożni w nakreślaniu horyzontu czasowego. Zdaniem przedstawicieli VDA opracowanie instalacji dostosowanych do poszczególnych silników i ich certyfikacja może zająć nawet trzy lata. Firmy Continental i Bosch sceptycznie odnoszą się do opłacalności takich działań, a nawet ich przewidywanej skuteczności. Co więcej, producenci aut zapowiadają, że zainstalowanie układu SCR w aucie, które jest wciąż na gwarancji, doprowadzi do jej utraty.

Na przeszkodzie w doposażeniu aut w systemy ograniczenia emisji NOx stoją również pieniądze. Z 15 milionów zarejestrowanych w Niemczech samochodów z silnikami wysokoprężnymi tylko 2,7 miliona spełnia normę emisji Euro 6. Te pojazdy nie wymagałyby zmian. Szacuje się, że sama modernizacja diesli spełniających normę Euro 5 pochłonęłaby łącznie 14,5 mld euro. Producenci aut woleliby wydać te pieniądze na dopłaty do zakupu nowoczesnych aut charakteryzujących się niższą emisją tlenków azotu.

Co to oznacza dla Polski?

Nie jest tajemnicą, że większość Polaków może sobie pozwolić jedynie na samochód z drugiej ręki. Sprowadzanie pojazdów z zagranicy wciąż jest bardzo popularne, bo auta o takim pochodzeniu uchodzą za lepiej utrzymane od krajowych i często charakteryzują się wyższym poziomem wyposażenia. Jest też po prostu większy wybór. Jeśli zwycięży opcja promowana przez niemieckich producentów, to właściciele starszych aut w zamian za dopłaty będą pozbywać się swoich dotychczasowych pojazdów. Część z nich może trafić do kraju. Jeśli wcześniej nie zostaną zmodyfikowane, będą przyczyniać się do emisji tlenków azotu i negatywnie wpływać na zdrowie Polaków. Może chodzić o wiele tysięcy pojazdów.

Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że od stycznia do listopada 2018 r. w kraju zarejestrowano 864,7 tys. sprowadzonych z zagranicy pojazdów. To o 6 proc. więcej niż w porównywalnym okresie 2017 r. Ważne jest również to, jakie marki wybieramy. Od początku stycznia do końca listopada 2018 r. sprowadzono do Polski 103,4 tys. volkswagenów, 94,5 tys. opli, 76,8 tys. audi, 71,9 tys. fordów i 53,8 tys. BMW.

Czarno na białym widać, że preferujemy marki naszych niemieckich sąsiadów, o które przede wszystkim chodzi w działaniach niemieckiego rządu. Jeśli więc system dopłat w Niemczech otworzy przed Polakami możliwość zakupu starszych aut naszych sąsiadów po atrakcyjnych cenach, wiele osób z takiej opcji skorzysta.

Źródło artykułu:WP Autokult
BMWMercedes-BenzVolkswagen
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)