"Nie mogę sprzedać rajdówki, bo jestem kobietą". Męska duma i kompleksy Polaków
Nie wszyscy zauważyli, że od średniowiecza świat poszedł na przód i kobiety mają dokładnie takie same prawa jak mężczyźni. Teoretycznie każdy rozumie tę kwestię, ale w praktyce bywa różnie. Mamy przykład sytuacji, w której miłośniczka wyczynowej jazdy nie może sprzedać auta, bo faceci nie chcą auta od kobiety.
02.01.2018 | aktual.: 01.10.2022 19:20
Roksana od dwóch lat startuje w amatorskich imprezach samochodowych. Początkowo jeździła autami nieco prowizorycznie przygotowanymi do sportu, ale z czasem przesiadła się do prawie profesjonalnej rajdówki. Jej mały peugeot ma klatkę bezpieczeństwa, kubełkowe fotele i wiele innych przeróbek (pełną listę modyfikacji można znaleźć w ogłoszeniu).
Po dwóch latach startów i usprawniania małej "stoszóstki" przyszedł czas na zmianę dyscypliny, co wiąże się z wymianą auta. Nowy wóz już stoi w garażu, a stary został wystawiony na kilku stronach dla zawodników, specjalistycznej grupie na Facebooku i popularnym serwisie ogłoszeniowym. Wszystko pięknie, dopóki kupujący nie odkryją, że samochód sprzedaje kobieta.
"I co? Mam jeździć babskim autem teraz?!" – to jedna z reakcji potencjalnego klienta na peugeota Roksany. Humorystyczna odpowiedź: "dwa lata w rękach kobiety, tylko do sklepu po bułki jeżdżony" zakończyła konwersację. Później było już tylko gorzej. Mężczyźni w czasie rozmowy proponowali, że przyjadą z kawą (i nie przyjeżdżali) albo zadawali szczegółowe pytania chcąc wykazać się wiedzą. Nawet jeśli właścicielka odpowiadała na nie rzeczowo, zwykle rozmowy są urywane i nie dochodzi do przedzakupowych jazd próbnych.
To zaskakujące, że wielu sprzedających w ogłoszeniach "cywilnych" samochodów podkreśla, że wóz należał do kobiety. To zapewnienie oznacza mniej więcej tyle, że auto jest zadbane, rozsądnie używane i serwisowane przez specjalistę, a nie domorosłego mechanika. W świecie rajdów i KJS-ów (Konkursowych Jazd Samochodem – to amatorskie zawody dla kierowców) widocznie kobieta-właściciel, oznacza kłopoty.
– Stereotyp kobiety za kierownicą to niestety chleb powszedni. Utarło się, ze "baby" jeżdżą źle, nie znają się na samochodach i najlepiej, żeby siedziały w kuchni. A często jest zupełnie odwrotnie! Podczas kilku lat pracy w branży motoryzacyjnej napotykałam internautów, którym nie odpowiadały motoryzacyjne teksty napisane przez kobietę. Merytoryka schodziła na dalszy plan, a komentarze sprowadzały się do "baba mi nie będzie mówić o samochodach" – tak tę sprawę komentuje dziennikarka motoryzacyjna Zuzanna Krzyczkowska.
Specjalista kontra amator – o co pytają?
Jeśli już spotkania w sprawie zakupu peugeota dochodziły do skutku, to zainteresowani klienci "wykrywali" usterki, które nie istniały. Dla przykładu spadek ciśnienia powietrza był według jednego uszkodzonym zawieszeniem, a ktoś inny dosłuchiwał się awarii silnika. Inni przykładają się jeszcze bardziej.
Wylistowują elementy, które będą musieli dokupić lub wymienić i sumę cen tych części odejmują od kwoty w ogłoszeniu. Ta praktyka jest znana wszystkim, którzy próbują sprzedać auto używane, ale w przypadku samochodu do sportu nie liczy się wartość rynkowa auta, tylko suma poczynionych inwestycji. To dlatego ten peugeot został wyceniony na 16 tys. zł, a nie na 5.
Wielu amatorów pyta, czy da się tym jeździć na co dzień i ile pali. Takie pytania bawią każdego, kto chociaż raz w życiu miał okazję siedzieć w aucie przygotowanym do sportu. Klatka wypełniająca wnętrze, głębokie fotele, z których wysiadanie wiąże się z sekwencję gimnastycznych ruchów, twarde zawieszenie i hałas, to tylko część niedogodności związanych z jazda takim autem. Drugą lub trzeciorzędną sprawą jest też zużycie paliwa. Auta te przejeżdżają na raz po kilkadziesiąt kilometrów w większości na wysokich obrotach. Taki wysiłek na podkręconym silniku owocuje dużym spalaniem, ale nikt tego nie mierzy. Przy kosztach serwisów, modyfikacji i startów, paliwo staj się być jednym z mniejszych wydatków.
Powtarzającym się zabawnym schematem są klienci, którzy szukają auta dla syna lub córki. Około 10-letnie dzieci mówią, że auto im się podoba lub nie. Często jest to czynnik decydujący o tym, czy ojciec podejmie się dalszych negocjacji.
Czy obawy są uzasadnione - auto wyczynowe kontra cywilne
Z doświadczenia osoby, która kupiła już kilkadziesiąt samochodów używanych wiem, że płeć właściciela zupełnie nie ma znaczenia. Najważniejszy jest stan auta. Jeśli uznam, że samochód jest warty swojej ceny, to negocjuję dla zasady, a po kolejnym zastanowieniu decyduję, czy jestem pewien, że to dobra oferta.
Jeśli chodzi o auta przeznaczone do sportu, zasada powinna być podobna. Jednak wątpliwości niektórych zainteresowanych peugeotem Roksany pokazują, że pewne kompleksy dają o sobie znać. Ewidentnie zainteresowanie samochodem spada, kiedy dowiadują się, że jeździła nim kobieta.
Czy w przypadku samochodów cywilnych istnieje podobny problem? To pytanie zadaliśmy Katarzynie Frendl, dziennikarce motoryzacyjnej z serwisu motocaina.pl.
– Podczas sprzedaży własnych samochodów czy motocykli nigdy nie spotkałam się z uwagami na temat tego, że to właśnie ja, kobieta, je użytkowałam – mówi Frendl. – Wręcz przeciwnie. Gdy potencjalni kupcy dowiedzieli się, że moje np. usportowione BMW, jest do sprzedania, nie licytowali się zbyt długo widząc, jak dużo w nie zainwestowałam, dbałam itd. Płeć w moim przypadku przeważała na korzyść. Bardzo mnie dziwi przypadek Roksany.
Sam osobiście oglądałem ten wóz i wiem, że nie został w żaden sposób ozdobiony jakimkolwiek elementem, który sugerowałby płeć właściciela. Samochód jest bardzo zadbany, co powinno przypaść do gustu kupującym. Roksana mimo krótkiego stażu w świecie motosportu wykazuje się wiedzą techniczną i rozeznaniem w tematyce modyfikacji.
Kolejnym argumentem za tym, że płeć właściciela nie ma znaczenia jest to, że ten i inne auta są serwisowane przez specjalistów z niezależnych warsztatów.
Wszystko rozbija się o 2 tys. zł
Najwyższe propozycje cenowe padające ze strony ludzi, którzy rzeczowo podeszli do tematu i przeprowadzili oględziny osobiście, są o około 2 tys. zł za niskie w stosunku do oczekiwań Roksany. Właścicielka jest świadoma, że nie odzyska wszystkich pieniędzy zainwestowanych w auto i pogodziła się z tym wystawiając je za określoną kwotę.
Póki co samochód stoi i czeka na wiosnę. Być może zbliżający się sezon startów okaże się motywujący dla osób szukających tego rodzaju samochodów.