Masz prawo odmówić przyjęcia mandatu. Ale lepiej tego nie rób
Część sprzętu wykorzystywanego przez polską policję do mierzenia prędkości pojazdów budzi poważne wątpliwości. Mimo to podczas konfrontacji przed sądem kierowca prawie nie ma szans.
15.05.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:01
Zwykle nie warto odmawiać
Zatrzymanie przez policję podczas jazdy to jeden z czarnych scenariuszy, jakie mogą zdarzyć się nam na drodze. Jeśli nie jest to rutynowa kontrola, celem patrolu jest na pewno ukaranie kierowcy. W takim przypadku mamy dwie możliwości. Pierwszą jest po prostu przyjęcie mandatu. Trzeba jednak wiedzieć, że kiedy kierowca podpisuje przygotowany przez policjanta dokument, mandat staje się prawomocny. Nawet jeśli potem do głosu dojdą wątpliwości, nie można nic zrobić. A co jeśli sądzimy, że jesteśmy niewinni? Drugą z możliwości jest odmowa przyjęcia kary. Musimy jednak liczyć się z konsekwencjami takiej decyzji.
Po pierwsze, w razie odmowy dalsze postępowanie będzie toczyło się przed sądem właściwym dla miejsca popełnienia wykroczenia. Jeśli więc do zdarzenia doszło kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania kierowcy, same koszty dojazdu i konieczność wzięcia urlopu sprawią, że cała sprawa będzie mało opłacalna. Po drugie, polskie sądy prawie nigdy nie przyznają kierowcom racji.
Według danych obejmujących okres od początku 2016 r. do czerwca 2018 r. w sprawach o przekroczenie dopuszczalnej prędkości sądy uniewinniły średnio tylko 0,76 proc. obwinionych, informuje Jarosław Zieliński, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jeśli odniesiemy liczbę uniewinnionych w sądach do wszystkich kierowców, którzy zostają zatrzymani za przekroczenie prędkości, to okaże się, że na uniewinnienie może liczyć niespełna 0,007 proc. zmotoryzowanych. To mało jak na wątpliwości, które dotyczą policyjnego sprzętu i sposobu jego używania.
"Suszarki" z warunkami
Ręczne mierniki prędkości to najczęściej wykorzystywany przez policję sprzęt. Dziś to na ogół modele laserowe, ale w użyciu wciąż są urządzenia radarowe. Kontrola spraw związanych z przekraczaniem prędkości, którą w 2018 r. zlecił komendant główny policji, zmieniła podejście mundurowych do tej kwestii.
- Teraz z założenia kupujemy laserowe mierniki prędkości, które posiadają funkcję rejestracji obrazu - tłumaczy podinsp. Radosław Kobryś z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
- W życie weszło również zarządzenie, które nakazuje używanie wszelkich mierników zgodnie z instrukcją oraz przeprowadzanie testu urządzenia przed rozpoczęciem pomiarów podczas służby. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że w przypadku pomiarów na maksymalne odległości określone przez instrukcję może dojść do błędu. Dlatego pragmatyka służbowa to mierzenie prędkości z maksymalnej odległości wynoszącej 300 m. Jeśli pomiary wykonywane są na większą odległość, musi to być sytuacja, w której nikt nie jedzie w pobliżu "namierzanego" pojazdu - dodaje podinsp. Kobryś.
Dlaczego dystans jest taki ważny? W przypadku radarowych mierników prędkości emitowany przez nie sygnał nie jest zwartą wiązką, którą można ukierunkować na konkretny samochód, a stożkiem, rozchodzącym się od urządzenia. Wiązka fal w odległości 100-200 m ma już średnicę kilkudziesięciu metrów. Jeśli więc drogą porusza się kilka pojazdów, np. na dwóch pasach, powstaje pytanie: którego prędkość jest mierzona, najbliższego czy najszybszego? A może największego?
W przypadku mierników laserowych też występuje margines błędu, choć jest on znacznie mniejszy. Wiązka lasera jest emitowana przez układ optyczny znajdujący się poniżej celownika. Oznacza to, że punkt celowniczy nie jest zbieżny z wiązką lasera w pionie. Jak stwierdził biegły powołany w procesie, w którym uniewinniono kierowcę, w przypadku pomiarów na duże odległości (500-700 m) wynik jest wiarygodny tylko wtedy, gdy w odległości przynajmniej 100 m za widzianym przez policjanta w celowniku pojazdem i 100 m przed nim nic nie jedzie.
Wideorejestrator prawdy nie powie
Mogłoby się wydawać, że jeśli przekroczenie prędkości zostanie nagrane przez policjantów jadących radiowozem z wideorejestratorem, to nie ma z czym dyskutować. Przecież wszystko widać na filmie. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Wartość prędkości wyświetlana na ekranie dotyczy radiowozu, w którym zamontowany jest wideorejestrator, a nie pojazdu, którego prędkość chcą ustalić policjanci.
Można zastanawiać się, jak to możliwe, że Główny Urząd Miar dopuścił do użytku urządzenie, które ustala prędkość jednego pojazdu poprzez prędkość drugiego. Przecież określone w rozporządzeniu wymagania metrologiczne mówią, że maksymalny błąd dla urządzeń mierzących prędkość pojazdów może wynosić maksymalnie 3 proc. W zatwierdzonej przez GUM instrukcji obsługi stwierdzono po prostu, że kierowca radiowozu musi zachowywać stały dystans względem "namierzanego" pojazdu, choć oczywiste jest, że w rzeczywistej sytuacji drogowej nie jest to możliwe. Tym bardziej, ze żaden przyrząd nie podaje kierującemu na bieżąco tej odległości. Wszystko jest robione "na oko".
W rzeczywistości błędy mogą być spore. W głośnym przypadku Krzysztofa Hołowczyca wideorejestrator pokazał wartość o 25 proc. większą niż w czasie procesu wyliczył biegły. Były rajdowiec jest osobą publiczną, więc sąd należycie rozpatrzył sprawę, a biegły przyłożył się do wydania opinii. Wielu szarych Kowalskich nie ma tyle szczęścia.
Kłopoty związane z używaniem przez policję radarowych ręcznych mierników prędkości czy wideorejestratorów mogłoby rozwiązać cofnięcie zatwierdzenia typu wydanego przez GUM. Urząd jednak nie zamierza tego zrobić, ponieważ decyzje zostały wydane na podstawie obowiązującego prawa. Skoro zaś urządzenia mają zatwierdzenie typu, policja nie wycofa się z ich użycia. W razie odmowy przyjęcia mandatu kierowcy zwykle stawiani są w sytuacji słowo przeciwko słowu i z danych MSWiA wynika, że funkcjonariusze mają w tej konfrontacji miażdżącą przewagę. Jeśli więc kierowca nie jest w stanie wykazać swojej niewinności na przykład nagraniem z samochodowej kamerki albo wskazać na rażącą nieprawidłowość w przeprowadzeniu pomiaru, najlepiej zrobi przyjmując mandat. Nawet jeśli nie jest przekonany o swojej winie.