Maserati stało się marką masową. Nowy szef FCA uważa to za błąd
Po śmierci Sergio Marchionne, szefem koncernu FCA został Mike Manley. Przed nim niełatwe zadanie uporządkowania wielu kwestii, w tym problemu słabej sprzedaży Maserati. Manley uważa, że zmiana profilu marki przyniosła jej wiele strat.
19.11.2018 | aktual.: 14.10.2022 15:03
Marchionne był bez wątpienia wielkim wizjonerem i człowiekiem, który na zawsze odmienił oblicze współczesnej motoryzacji. Nie bał się podejmować odważnych decyzji. Wiele z nich, takich jak chociażby likwidacja Lancii, budziło ogromne kontrowersje. Z drugiej jednak strony, wyprowadził na prostą Jeepa czy Alfę Romeo. W pewien sposób również Maserati, choć nowy szef FCA, ma na ten temat inne zdanie.
Auta z trójzębem na masce zawsze były wyjątkowe i ekskluzywne. Oferta Maserati opierała się na niskoseryjnej produkcji samochodów dla wybranych. Marchionne postanowił zmienić taki stan rzeczy, wpuszczając nowe modele "pod strzechy". Celował głównie w rynek amerykański, uzupełniając ofertę o czterodrzwiowe limuzyny oraz SUV-a. Początkowo pomysł chwycił, ale z każdym kolejnym rokiem sytuacja zaczęła się stopniowo pogarszać.
Nowy szef FCA, Mike Manley uważa, że "zmiana profilu Maserati na markę masową było dużym błędem, ponieważ zatraciła ona swój ekskluzywny, luksusowy charakter. Stanęła na równi z Alfą Romeo". Trudno się z tym nie zgodzić. Choć modele Maserati nie należą do tanich, znajdziecie w nich elementy, które nie do końca przystają do luksusowego charakteru. System multimedialny oraz niektóre przełączniki są identyczne z tymi stosowanymi m.in. w Jeepie.
Właśnie takie detale, nie do końca przemyślany marketing oraz początkowy, szybki wzrost popytu przyczyniły się do tego, gdzie Maserati jest w tej chwili. Klienci, którzy początkowo zachłysnęli się Quattroporte, Ghibli i Levante, zrozumieli, że nabyli bardziej pospolite auta niż początkowo im się wydawało i raczej nie zdecydują się pozostać przy marce.
Potwierdzają to wyniki sprzedaży. Od początku 2018 roku na całym świecie sprzedano 26 400 egzemplarzy, podczas gdy początkowe plany Marchionne zakładały około 70 000 sztuk. Potem obniżono tę wartość do 50 000 aut, lecz już dziś wiadomo, że nie uda się osiągnąć nawet takiej wartości. Czy Mike Manley ma jakiś pomysł na poprawę sytuacji? Miejmy nadzieję, że tak.