Elektryczny Ford Transit z bliska. Taki problem to marzenie każdego importera
Tak naprawdę elektryczną wersję Forda Transita poznasz tylko po grillu, który dostał niebieskie akcenty. Niemal wszystko za to zmieniło się pod skórą. Cel importera jest jasny – w tym roku na drogi wyjedzie 300 egzemplarzy.
24.03.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:48
Można powiedzieć "tylko" 300, gdyż taki przydział otrzymała Polska i co ciekawe – wszystkie auta rozeszły się na pniu. To nie są wbrew pozorom zakupy dokonywane przez małe firmy, lecz duże floty, które potrzebują pojazdu poruszającego się po stałych, krótkich, miejskich trasach. Innymi słowy, taki produkt to problem, który chciałoby mieć kilku konkurencyjnych producentów.
Nie ma sensu spierać się, czy lepszy jest elektryk, czy auto z jednostką Diesla, gdyż każdy z nich wpisuje się w inny scenariusz użytkowania. Transit elektryczny jest dostępny jako van, van brygadowy oraz podwozie z pojedynczą kabiną, a każda wersja będzie miała akumulator mający 67 kWh pojemności. Opcje silnikowe są dwie – 184 lub 269 KM – i zawsze mają 430 niutonometrów trafiających na tylne koła. To wyniki, którymi elektryczna konkurencja nie może się pochwalić.
Łącznie można przebierać z 22 wersji nadwoziowych. Objętość paki nie uległa zmianie, choć ogniwa umieszczono pod podłogą. Ładowność waha się od 720 kg do 1630 kg (wersja homologowana na DMC 4,25 tony).
Pozostaje też paląca kwestia zasięgu. Tutaj mowa o wynikach (homologowanych, WLTP) na poziomie 240 – 308 km. W ramach badań potwierdzono, że wpływ na zasięg ma nie tyle waga ładunku (przy 25 stopniach Celsjusza odpowiada co najwyżej za 9 proc. zasięgu), ale temperatura zewnętrza. Auto "na pusto" przy 0 stopniach Celsjusza ma 72 proc. wydajności ogniwa, przy -30 stopniach to już tylko 47 proc. Ładowanie może zająć w najlepszym scenariuszu ok. 30 min, gdyż Transit przyjmie nawet 115 kW mocy.
Standardowa gwarancja wynosi dwa lata bez limitu przebiegu. Komponenty wysokonapięciowe mają gwarancję na osiem lat lub 160 tys. km. Jeśli chodzi o ogniwo, producent zapewnia o utrzymaniu co najmniej 70 proc. pojemności (wersja van i van brygadowy, samo podwozie z kabiną – 65 proc.).
Za sukces Transita odpowiada też cena – 236 tys. zł oczywiście małą kwotą nie jest, ale konkurencja jest po prostu droższa i to często o kilkadziesiąt tysięcy złotych. Co więcej, pojazdy z serii 350 (homologacja N1) mogą być współfinansowane przez państwo. Mowa tu o 70 tys. zł dopłaty, lecz z zastrzeżeniem, że auto przejedzie minimum 20 tys. km rocznie. Pierwsze egzemplarze trafią do klientów pod koniec roku.