Czy Dodge Viper miał płyn do kierunkowskazów? Główny inżynier zdradza niezwykłą historię
Nie, to nie jest spóźniony żart na prima aprilis – Dodge Viper pierwszej generacji faktycznie miał w reflektorach żółty płyn, który pełnił ważną funkcję. Co więcej: przednie światła Viper zawdzięcza… BMW!
11.04.2023 | aktual.: 11.04.2023 12:43
Ci, którzy mieli szczęście na żywo dokładnie przyjrzeć się Dodge’owi Viperowi pierwszej generacji, mogli zauważyć nietypowe szklane fiolki umieszczone w reflektorach. Są one wypełnione żółtym płynem i mają nadrukowane kreski niczym na linijce. Czyżby to był ten mityczny płyn do kierunkowskazów, którego regularną wymianę zalecają królowie dowcipasów wśród mechaników?
Nie będę was nabierał, bo prima aprilis już był w tym roku – płyn NIE odpowiada za działanie kierunkowskazów Vipera, które tak naprawdę znajdują się obok nich. Choć musicie przyznać, że wspomniane fiolki nie tylko trochę wyglądają jak podłużne żarówki, ale są też umieszczone w takim miejscu, że spokojnie mogłyby być "migaczami".
Tak naprawdę jednak są to małe poziomice, tzw. libelki, które pomagały pracownikom w fabryce prawidłowo montować reflektory – stąd też te małe kreski i pęcherzyk powietrza w płynie. Wiem, brzmi to równie niewiarygodnie jak teoria z płynem do kierunkowskazów, wszak żaden inny znany mi samochód tego rozwiązania nie miał. Ale ta informacja pochodzi z wiarygodnego źródła i z reflektorami Vipera wiąże się jeszcze inny zaskakujący fakt.
Historię zagadkowych fiolek z żółtym płynem opowiedział Roy Sjoberg, główny inżynier Dodge’a Vipera, w wywiadzie z YouTuberem Four Eyes. Reflektory Vipera pochodziły od firmy GE, która pierwotnie opracowała je z myślą o… BMW Z1. Bawarczycy ostatecznie jednak odrzucili projekt amerykańskiego poddostawcy i zdecydowali się na inny kształt kloszy, zostawiając GE z kosztami rozwoju i reflektorami gotowymi do produkcji. Patrząc na ostateczny design BMW Z1 aż trudno w to uwierzyć, wszak jedyne co łączy tego niemieckiego roadstera z Viperem, to projektorowe soczewki reflektorów.
Roy Sjoberg nie wie, dlaczego BMW tak postąpiło i w dodatku ktoś w GE na to pozwolił. Jak wspomina w wywiadzie, zbiegiem okoliczności w Chryslerze szybko się o tym fakcie dowiedzieli. Ponieważ akurat trwały prace nad Viperem, dostosowano projekt zderzaka i maski do gotowych reflektorów GE. Sjoberg twierdzi, że skorzystanie z tej okazji i "pójście na skróty" pozwoliło Chryslerowi zaoszczędzić wówczas 3,5 miliona dolarów. GE też było z takiego finału sprawy zadowolone, bo mogło produkować reflektory i zrekompensować inwestycję poczynioną pierwotnie dla BMW.
Libelki zostały, bo to oszczędność... 3 dolarów na aucie
Ale skoro libelki miały służyć tylko przy montażu, to dlaczego w ogóle umieszczono je w tak widocznym miejscu reflektora, zamiast je nieco bardziej ukryć? Roy Sjoberg wspomina, że rozważano ich usuwanie, jednak ta czynność w procesie produkcyjnym kosztowałaby 1,50 dol. na każdą stronę, co daje 3 dolary na samochodzie – nie takie kwoty się w fabrykach aut oszczędza, więc fiolki z płynem zostały na swoim miejscu.
Mam jednak wrażenie, że księgowy, który nie dał zgody na ten wydatek, zapomniał, że Viper nie będzie produkowany w setkach tysięcy czy milionach egzemplarzy, jak inne modele Chryslera, tylko powstanie go raptem 6709 sztuk pierwszej serii i 10 422 egzemplarzy drugiej generacji, która też korzystała z tych reflektorów. Łączna oszczędność na pozostawieniu libelek na swoim miejscu wyniosła zatem oszałamiające 51 393 dol.
Rodzi się też pytanie, czy w takim razie nie było taniej skonstruować reflektorów w taki sposób, by te fiolki w ogóle nie były potrzebne – wszak one też przecież kosztują. Ale z drugiej strony nie zapominajmy, że pierwsze Vipery nie miały też tak oczywistych udogodnień jak zewnętrzne klamki czy uchwyty na kubki – w amerykańskim aucie nie do pomyślenia! Z brakiem cupholderów akurat też wiąże się ciekawa historia, ale tu już odsyłam was do ciekawego filmu na kanale Four Eyes. Jeśli natomiast chcecie dowiedzieć się, jak Viper jeździ – koniecznie przeczytajcie test Filipa Bulińskiego.