Zatrzymywanie prawa jazdy za 102 km/h. Posłowie chcą zmian w traktowaniu kierowców

Czy osobie, która w terenie zabudowanym przekroczyła prędkość o 52 km/h, należy zabrać prawo jazdy? Przepisy mówią, ze tak. Grupa posłanek i posłów KO nie jest jednak tego tak pewna. I nie sposób, przynajmniej częściowo, odmówić im racji.

Przekroczenie prędkości jest bardzo duże. Ale czy na tyle, by zatrzymać prawo jazdy?
Przekroczenie prędkości jest bardzo duże. Ale czy na tyle, by zatrzymać prawo jazdy?
Źródło zdjęć: © Policja
Tomasz Budzik

07.06.2021 | aktual.: 14.03.2023 16:16

Języczek u wagi

Podczas długiego weekendu kłodzka policja zatrzymała prawo jazdy motocykliście, który w terenie zabudowanym jechał 103 km/h. W kwietniu w Rakowicach Małych "wpadł" kierowca, który w terenie zabudowanym jechał o 51 km/h za szybko. W tym samym miesiącu na wyświetlaczu miernika 101 km/h zobaczyli również bydgoscy policjanci, którzy zatrzymali 18-letniego kierowcę. Wszyscy na trzy miesiące stracili prawo jazdy. Zwykle w takiej sytuacji na usta ciśnie się: "I bardzo dobrze, bo na to zasłużyli". Rzeczywiście, tak znaczne przekroczenie prędkości nie jest owocem przypadku czy zagapienia się, a świadomego lekceważenia przepisów i zasad bezpieczeństwa. Jest jednak i druga strona medalu.

W interpelacji skierowanej do MSWiA grupa posłanek i posłów Koalicji Obywatelskiej pyta o sposób postępowania policji w podobnych przypadkach. "Ustawa stanowi o prędkości, a nie o wskazaniu urządzenia pomiarowego. Jak przyznają sami producenci urządzeń pomiarowych, ich produkty mają dopuszczalny margines błędu pomiarowego. Przeważnie wynosi on około 3 procent lub +/- 3 km/h. W praktyce oznacza to, że kiedy radar wskazuje na przykład prędkość 102 km/h, nie można stwierdzić z całą stanowczością, że występuje przesłanka do zatrzymania prawa jazdy" - zauważają autorzy wystąpienia.

Rzeczywiście, popularny w polskiej policji miernik laserowy LTI 20/20 TruCam ma błąd pomiaru wynoszący 2 km/h. Takie same dane o niedokładności działania znajdziemy w specyfikacji producenta miernika LTI 20/20 TruSpeed, kolejnego popularnego w polskiej drogówce urządzenia. "Jak w opisywanym przypadku wygląda realnie respektowanie zasady rozstrzygania w razie wątpliwości na korzyść obywateli, kiedy urządzenia pomiarowe posiadają wskazany margines błędu?", pytają autorzy interpelacji.

Problem jest szerszy

Posłanki i posłów KO podpisanych pod interpelacją w pierwszym odruchu można byłoby oskarżyć o małostkowość. W końcu z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2020 r. z powodu nadmiernej prędkości kierujących doszło do blisko 6,3 tys. wypadków, w których zginęło 770 osób. Tak naprawdę jednak wystąpienie do MSWiA jest sprzeciwem wobec niskiej jakości stanowienia prawa i jego egzekwowania, a przykładów na takie działania jest więcej.

Od 1 czerwca przepisy dokładnie określają minimalny odstęp, jaki należy zachować od poprzedzającego pojazdu podczas poruszania się drogą ekspresową lub autostradą. Jednocześnie nikt nie zadbał o to, by na czas zmienić przepisy tak, by Główny Urząd Miar mógł zatwierdzić laserowe mierniki policji do pomiaru tej odległości. Urządzenia posiadają taką funkcję, ale nie została ona zalegalizowana, ponieważ nie ma odpowiedniego rozporządzenia. Funkcjonariusze mogą więc "odpuścić" egzekwowanie minimalnego odstępu miernikami lub robić to w sposób budzący wątpliwości co do prawnych podstaw swojego działania.

Problematyczne są również pomiary wykonywane wideorejestratorami. Urządzenia te uzyskały wszystkie potrzebne zatwierdzenia GUM-u, co w teorii potwierdza, że spełniają bądź co bądź wyśrubowane wymagania ustawy metrologicznej i związanego z nią rozporządzenia. Kłopot w tym, że wideorejestrator nie określa prędkości "namierzanego" przez policję pojazdu, tylko podaje prędkość radiowozu, w którym go zamontowano. Zatwierdzenie wydano zakładając, że patrol porusza się w stałej odległości za samochodem, którego prędkość jest mierzona. Tymczasem urządzenie na ekranie w radiowozie nie pokazuje odległości od pojazdu, który jest śledzony. Utrzymuje się ją "na oko".

Polacy jeżdżą zbyt szybko, a rozwijane przez nich prędkości stanowią zagrożenie dla nich samych i - przede wszystkim - dla innych uczestników ruchu. Trzeba jednak postawić sobie pytanie, czy to wystarczający argument, by rozgrzeszyć rządzących odpowiedzialnych za tworzenie mało precyzyjnego prawa i dających zielone światło na jego wątpliwe egzekwowanie. Taka frywolność może powodować, że ukarany kierowca nie widzi niczego szczególnego w swoim nagannym zachowaniu. Czuje się skrzywdzony przez niedomówienia przepisów, zamiast wziąć na siebie ciężar winy za wręczony mandat czy zatrzymane prawo jazdy.

Precyzyjna kara nie pozostawia niedomówień i nie pozwala postępować w myśl zasady: "jeśli oni naciągają przepisy, to ja też mogę". Taką mentalność świetnie pokazuje jeden z komentarzy pod naszym materiałem: "Albo oni nas, albo my ich. Czasem uda się im, ale trzeba się starać, żeby nasze było na wierzchu, żeby bilans był na naszą korzyść". Póki prawo podsyca takie postawy, nie ma co liczyć na poprawę bezpieczeństwa.

Źródło artykułu:WP Autokult
prawo i przepisypolicjaprzepisy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (79)