Były policjant zdradza, czego nie mówić podczas kontroli
Zdaniem byłego policjanta największym problemem polskich kierowców jest brak pokory. Są tacy, którzy próbują się dogadać i im się to udaje, ale bynajmniej nie chodzi o łapówki. Jednak na dwa stwierdzenia policjanci reagują jak byk na czerwoną płachtę.
14.05.2024 | aktual.: 14.05.2024 10:41
– Największy problem Polaków to brak pokory – opowiada Marcin Rosołowski, były funkcjonariusz jednej z warszawskich komend. – Brak umiejętności do przyznania się do błędu. Kierowcy, zamiast wykazać skruchę, by załagodzić sprawę, niepotrzebnie kłamią lub udają, że nie wiedzą, co się stało. Jednak nie to jest najgorsze.
Były policjant wyjaśnia, że w wielu sytuacjach da się na tyle załagodzić sprawę zwykłą kulturalną rozmową, że zamiast mandatu, interwencja zakończy się pouczeniem. Przypomina też, że są widełki i funkcjonariusz może wybrać tę najniższą kwotę mandatu. Za niewielkie wykroczenia chętnie wystawia się pouczenia, ale tylko pod warunkiem, że kierowca rozumie, co zrobił i sensownie się tłumaczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Jeśli kierowca jest bezczelny, to policjant nie będzie mu pobłażał – ostrzega Marcin Rosołowski. – Policjant ma narzędzia, by ukarać takiego kierowcę nie tylko mandatem. Zgodna z prawem pełna kontrola kierowcy i pojazdu może potrwać nawet 40-45 minut. Jeśli kierowca "nie ma czasu na głupoty", to policjant pomoże mu go znaleźć.
Tego nigdy nie mów policjantowi
– Są dwie rzeczy, które działają na policjanta jak płachta na byka – mówi były funkcjonariusz. – Pierwsza to powoływanie się na znajomości. Może to być komendant czy inny policjant, czasami pada pytanie: "czy pan wie kim ja jestem lub jest mój ojciec/brat/żona/syn?".
Policjant wyjaśnia, że to już nie te czasy, żeby ktoś bał się swojego przełożonego, oczywiście nie należy tego mylić z szacunkiem do niego. Dziś choćby przez braki kadrowe nie zwalnia się funkcjonariuszy za to, że ukarali mandatem znajomego komendanta. Policjanci, którzy zostali w służbie, to już raczej pasjonaci, a nie ludzie, którzy pracują dla pieniędzy.
– Zdarzają się też śmieszne sytuacje – dodaje Marcin Rosołowski. – Przykładowo, pracownicy ochrony potrafią powoływać się na to, że są z tej samej firmy (czyli z policji). Inni pokazują książeczkę wojskową i chwalą się swoim stopniem. Wtedy wzywa się żandarmerię wojskową.
Policjanci inaczej traktują niektóre służby jak wojsko, straż pożarna, pogotowie, itp. To żadna tajemnica. Ale zdaniem byłego funkcjonariusza, nie powinno się zaczynać rozmowy od przedstawienia tzw. przywilejów.
– Drugie hasło, którego zalecam nie używać, to "zajmijcie się prawdziwymi przestępcami" – mówi Rosołowski. – Czyli zwrócenie się do policjanta w taki sposób, jakby nic nie robił albo robił rzeczy nieważne.
Mój rozmówca zaznaczył, że żadne wykroczenie nie jest nieważne i należy trzymać taką linię w rozmowie z funkcjonariuszem drogówki. Jest prosta zasada – przyznaj się, wytłumacz i poproś o najniższy wymiar kary.
– Policjant, który usłyszy od kierowcy jakieś sensowne wyjaśnienie powodu wykroczenia, może potraktować go znacznie łagodniej niż osobę, która twierdzi, że nic złego się nie stało lub nie wie, jaki jest powód kontroli – wyjaśnia były funkcjonariusz. – Bo to oznacza, że albo za nic ma przepisy i nadal zamierza je łamać, albo nie rozumie, co zrobił źle, więc stworzył potencjalne zagrożenie. Jeśli kierowca wie, co zrobił i złamał prawo świadomie, wykazując przy tym skruchę, to najczęściej zrobił to, zachowując przy tym ostrożność, bo zdaje sobie sprawę z tego, że było to niewłaściwe.
Najgorzej jest powiedzieć za dużo
Może zdarzyć się, że widzimy młodego policjanta, trochę niepewnego siebie i za mocno popłynąć albo po prostu poniosą nas nerwy. Można jeszcze przeprosić lub wyjaśnić swoje zachowanie. Ale czasami sprawy wymykają się spod kontroli i można naprawdę przesadzić.
– Policjanci zazwyczaj mają cierpliwość, bo uodparniają się na pewne rzeczy, ale pamiętajmy, że za znieważenie policjanta można zostać aresztowanym – przestrzega mój rozmówca. – Jeszcze gorzej, kiedy kierowca powie na przykład: "ja znam pańskiego komendanta i zaraz mogę do niego zadzwonić". Policjant może to odebrać jako wywieranie wpływu na urzędnika celem odstąpienia od czynności. Za coś takiego grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Może się okazać, że ze zwykłego wykroczenia i mandatu sytuacja przeobrazi się w sprawę karną i spędzenie nocy w areszcie.