Sprawdziliśmy benzynę E10. Dokumenty pokazały prawdę
Od 1 stycznia 2024 roku na stacjach paliw powinna być dostępna benzyna E10. Na razie pojawiły się oznaczenia, nalepki na dystrybutorach i pistoletach. Jak zapewniał Orlen, od 2024 roku dostawy będą już realizowane w ramach nowych przepisów, czyli będzie to już benzyna E10. A ile etanolu jest naprawdę w dostawach? Sprawdziliśmy.
05.01.2024 | aktual.: 06.01.2024 08:38
W praktyce, zwiększanie realnego poziomu bioetanolu w paliwie, które trafia do zbiorników samochodów, będzie odbywało się sukcesywnie. Jeżeli w zbiorniku o pojemności kilkudziesięciu tysięcy litrów na stacji paliw jest jeszcze benzyna E5 z ubiegłego roku, to dolewka nawet benzyny z 10-procentowym dodatkiem bioetanolu nie spowoduje jeszcze zmiany stężenia alkoholu do 10 proc.
Dlatego też nie sprawdzaliśmy realnej wartości tego składnika w benzynie, bo oczywistym jest, że nie będzie się to zgadzać z zawartością w paliwach dostarczonych na stacje po 1 stycznia. Poprosiłem jedynie o wgląd w dokumenty z dostaw, czyli świadectwa jakości. Odwiedziłem osiem stacji. Już wiem, na czym stoimy.
Bywa różnie
Z ośmiu odwiedzonych stacji paliw, trzy miały jeszcze zapasy ubiegłoroczne. Dwie natomiast dostały na początku stycznia tzw. stare paliwo, czyli klasyczne E5, ale z małym haczykiem. W świadectwie jakości zawartość etanolu wynosiła co prawda równe 5 proc., ale w dokumencie było już oznaczenie normy na <=10 proc. Co oznacza, że takie paliwo jest traktowane jako benzyna E10, pomimo iż powinno mieć ono przynajmniej 5,3 proc. etanolu.
Na trzech pozostałych stacjach były nowe dostawy i benzyna E10 o wyższej zawartości alkoholu – od 7,5 proc. do 7,9 proc. Co oznacza, że najpóźniejsze dostawy najnowszych benzyn z biododatkami będą wzbogacone o taką zawartość etanolu. Niemniej, przez jakiś czas raczej nie będziemy mieli do czynienia z benzyną z 10-procentową zawartością bioetanolu.
Problem z dokumentami
Świadectwo jakości to dokument wystawiany przez sprzedawcę paliw (tego, który dostarcza paliwo na stację) potwierdzający, że paliwo to jest zgodne z obowiązującą normą. W dużym uproszczeniu jest to potwierdzenie, że paliwo jest w porządku. Dla konsumenta to coś jak lista składników na produktach spożywczych czy etykiety przy innego rodzaju produktach, na których znajdziemy zatwierdzenie, że są one bezpieczne, a nierzadko też, z czego się składają (np. na metkach na ubraniach).
W teorii każdy klient ma prawo wglądu w świadectwo jakości paliwa, które zatankował lub zatankować zamierza. Co prawda nalewane do zbiornika paliwo to nie w 100 proc. to, które będzie opisane w najnowszym świadectwie jakości (to mieszanina paliw z różnych dostaw), jednak często do jednej stacji zamawiane jest paliwo z jednego źródła o teoretycznie tej samej jakości.
Niestety, na jednej ze stacji wiodących w Polsce marek miałem problem z uzyskaniem świadectwa jakości do wglądu. Co prawda pracownik stacji mógł mieć wątpliwość, ale takie wątpliwości miał również kierownik. Ostatecznie udało się zajrzeć w dokument. Zgody na zrobienie zdjęcia nie było. I właściwie nie było jej na sześciu z ośmiu stacji paliw. Na każdej udało się zajrzeć do dokumentu, ale tylko na dwóch nie było najmniejszych problemów, by te dokumenty sfotografować.
Jednak moje subiektywne odczucia co do tego są dość mieszane. Co prawda na pięciu z ośmiu stacji pracownik lub kierownik bez chwili zawahania udostępnił mi dokument, to jednak na trzech spotkałem się z bardzo sceptycznym podejściem i pytaniami lub przynajmniej zaskoczeniem. W mojej opinii takie dokumenty powinny być ogólnodostępne.