Samochody, które zasłużyły na nowe wcielenie [przegląd redakcji #15]
Nic nie trwa wiecznie, ale za niektórymi modelami, których już nie ma na rynku, tęsknimy bardziej niż za innymi. Oto auta, które nasza redakcja najchętniej przywróciłaby do życia.
13.03.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:58
Mateusz Lubczański - Mazda RX-7
Kandydatów było wielu, ale tak naprawdę chciałbym zobaczyć nowe podejście Mazdy do RX-7, choć oczywiście może nie pod taką nazwą. W teorii Japończycy mają teraz najlepsze składniki pod ręką: stylistyka ich obecnych i planowanych modeli jest po prostu świetna. Marka przygotowuje się do wprowadzenia na rynek sześciocylindrowych jednostek, które są w stanie doprowadzić do samoczynnego zapłonu benzyny (czyli to taki Diesel na benzynę), które choć trochę nawiązywałyby do zakręconego (dosłownie) silnika Wankla. No i Mazda ma nie lada doświadczenie w robieniu świetnie prowadzących się aut (patrz: Mazda MX-5), więc i tu nie nowe wcielenie idealnie nawiązywałoby do oryginału.
Marcin Łobodziński - Volvo XC70
Gdybym miał wybrać jeden model, który mógłbym wskrzesić, to byłoby to Volvo XC70. Zaklinaniem rzeczywistości jest, że modele V60 czy V90 z serii Cross Country je zastępują. Nie zastąpił go też SUV XC60. Właściwie to nie ma obecnie na rynku równie dobrego samochodu w tej koncepcji.
Chodzi o koncepcję kombi z praktycznym kanciastym tyłem (pionowym tylnym pasem i szybą) i zawieszeniem oraz układ przeniesienia napędu, które rzeczywiście są zdolne do wyjazdu w trudniejszy teren. Chodzi o samochód nie tyle ładny, jak V60, co do bólu praktyczny i niezwykle wszechstronny. Szczerze myślałem, że XC70 wróci do produkcji, bo moim zdaniem to najlepsze volvo, jakie kiedykolwiek powstało.
Szymon Jasina - HSV Maloo
Po chwili zastanowienia można stwierdzić, że australijski HSV Maloo to jeden z najbardziej bezsensownych samochodów w historii. Najpierw rodzinnego sedana przebudowano na dwuosobowego pick-upa, a później zrobiono z niego samochód sportowy o ogromnej mocy. W efekcie nie jest to samochód, którym można zabrać znajomych czy rodzinę, jego właściwości użytkowe są znikome, a pusta paka nad tylną osią nie poprawia właściwości jezdnych.
W najmocniejszej wersji GTS napędzany był doładowanym silnikiem V8 o zawrotnej mocy 585 KM. Była to jednostka znana między innymi z Chevroleta Corvette. To właśnie za tę jego absurdalność go kocham. Za to, że został stworzony tylko do zabawy, ale też za wygląd i świetne proporcje. Jasne, zwykły Holden Ute też je ma i też dobrze wygląda, ale muskularne, sportowe dodatki stylistyczne i przykryta przestrzeń przewozowa są tą niezwykle ważną wisienką na torcie. To samochód zrobiony przez fanów motoryzacji dla fanów motoryzacji, dlatego chciałby, żeby wrócił.
Filip Buliński - Mitsubishi Lancer Evolution
Wybranie jednego auta, które mógłbym wskrzesić, nie należy do łatwych. Ostatecznie postawiłbym na Mitsubishi Lancera Evolution. Podczas gdy jego odwieczny rywal, subaru, wciąż jeszcze dzielnie walczy o utrzymanie na poszczególnych rynkach, światło w pokoju Evo zostało na dobre zgaszone, a gama modelowa japońskiej marki przekształcona tak, że jest równie emocjonująca, co biurowy zszywacz. Niepozorny łobuz zamknięty w 4-drzwiowym nadwoziu, z napędem na 4 koła i rajdowym potencjałem, którego zamiary zdradza jedynie trudny do przeoczenia spojler, rozruszałby nieco to towarzystwo. No i perfekcyjnie wpisywałby się w trend downsizingu, z wysiloną do granic możliwości 2-litrową jednostką benzynową. Aż mnie ciarki przeszły na przypomnienie o blow-offie.
Tomasz Budzik - Lancia Fulvia coupé HF
Z największą przyjemnością wyciągnąłbym z grobu Lancię Fulvię coupé HF. Piękność z lat 60. wciąż przykuwa spojrzenia. Nie była przy tym potworem z ogromnym silnikiem i ogromnym zasobem mocy. Twórcom chodziło raczej o sportowy charakter, który dawałby kierowcy radość z jazdy. Wskrzeszenie Fulvii byłoby przy okazji powrotem na szerokie wody całej marki. Lancia ma w końcu wspaniałą historię i szkoda byłoby, aby zakończyła się ona miejskim Ypsilonem.