Błąd zły dla silnika. Kierowcy tylko sobie szkodzą
23.01.2024 12:13, aktual.: 23.01.2024 18:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Temat rozgrzewania silnika przed rozpoczęciem jazdy w okresie zimowym wywołuje wiele emocji wśród kierowców. Kiedy temperatury spadają poniżej zera, wiele osób decyduje się na uruchomienie silnika swojego samochodu, jednocześnie skrobiąc zamarznięte szyby. Inni natomiast, po włączeniu silnika, od razu ruszają w trasę. Czy istnieje złoty środek, optymalne rozwiązanie dla tej sytuacji?
Przyjrzyjmy się, ile czasu silnik potrzebuje na osiągnięcie optymalnej temperatury pracy, która wynosi około 90 stopni Celsjusza. W warunkach zimowych, może to zająć od kilku do nawet kilkunastu minut. Silniki diesla zazwyczaj potrzebują więcej czasu na rozgrzanie, podczas gdy silniki benzynowe osiągają odpowiednią temperaturę szybciej. Wiele jednak zależy od stylu jazdy i warunków, w jakich się poruszamy. W mieście, gdzie często zatrzymujemy się na światłach, proces rozgrzewania silnika będzie trwał dłużej, niż w przypadku jazdy na drodze szybkiego ruchu, gdzie prędkość jest stała. Generalnie jednak, można przyjąć, że średni czas potrzebny na rozgrzanie silnika wynosi około 10 minut.
Nie oznacza to jednak, że do tego czasu nie powinniśmy ruszać z miejsca - to jest mit. Powinniśmy jechać zgodnie z przepisami, unikając jednocześnie gwałtownego przyspieszania i zbyt wysokich obrotów silnika. Nie oznacza to jednak, że nie możemy przyspieszać dynamicznie. Warto jednak pamiętać, aby robić to z umiarem i utrzymywać silnik w średnim zakresie obrotów. Optymalnie, dla silnika benzynowego powinno to być w przedziale od 2000 do 3000 obrotów na minutę, a dla diesla - około 1800-2500 obrotów na minutę.
Zastanówmy się teraz, ile czasu powinniśmy poświęcić na rozgrzewanie silnika, zanim ruszymy z miejsca. Jeżeli w silniku jest odpowiedni olej, to już po kilkunastu sekundach od uruchomienia powinien być on już rozprowadzony po magistrali olejowej i zaczynać obmywać każdy ruchomy element, do którego ma dotrzeć. To oznacza, że możemy bezpiecznie ruszać. Jednak ruszanie zaraz po włączeniu silnika nie jest dla niego korzystne. Szczególnie stary olej lub taki o dużej lepkości potrzebuje chwili na rozpłynięcie się po kanałach olejowych.
Osobiście, zimą stosuję następującą procedurę: po zamknięciu drzwi uruchamiam silnik, zapinam pas, ustawiam nawiew klimatyzacji na szybę, włączam odpowiedni bieg i dopiero wtedy ruszam. W ten sposób, daję silnikowi kilkanaście sekund na wstępne przygotowanie do jazdy.
Czy jednak warto rozgrzewać silnik na postoju? Z kilku powodów, odpowiedź brzmi "nie". Przede wszystkim, żaden konstruktor współczesnego silnika samochodowego nie projektował go z myślą o takim rozgrzewaniu. Silnik jest optymalizowany pod kątem jazdy, a nie pracy na wolnych obrotach. Dlatego też proces spalania bogatej mieszanki przebiega bardzo niekorzystnie, zwłaszcza bez obciążenia. To oznacza nie tylko dużo wyższą emisję spalin, ale także skrócenie żywotności kilku elementów, takich jak:
- Układ filtrów spalin – DPF, GPF oraz katalizator, które są niszczone przez wodę i nadmiar paliwa. Są to drogie urządzenia, bez których silnik nie może poprawnie pracować. Praca na wolnych obrotach przyspiesza ich niszczenie.
- Cały układ wydechowy – jeżeli woda pozostaje w nim zbyt długo, a samochód nie zdąży się rozgrzać do zgaszenia, woda pozostaje w układzie wydechowym. Powstawanie wody przy niskich temperaturach w układzie wydechowym jest procesem naturalnym i prowadzi do korozji.
- Olej silnikowy – im szybciej się rozgrzewa, tym szybciej odparuje z niego gromadząca się naturalnie woda. Pozostanie wody w oleju przyspiesza proces jego starzenia i zmniejsza właściwości smarujące.
- Ścianki cylindrów i pierścienie – woda i nadmiar paliwa mogą pogarszać smarowanie i tym samym przyspieszać proces niszczenia się silnika. Niespalone paliwo trafia także do oleju.
- Układ dolotowy i zawory – nierozgrzany silnik spalający bogatą mieszankę wytwarza duże ilości nagaru, który gromadzi się w całym układzie dolotowym i na zaworach.
- Łańcuchowy napęd rozrządu – łańcuch napinany olejowym napinaczem dłużej pracuje luźno, co niszczy również koła zębate.
- Alternator – kiedy silnik rozgrzewa się na postoju, zazwyczaj włączamy też ogrzewanie szyb, co zwiększa pobór prądu, ale na niedużych obrotach alternatora, więc pracuje on pod dużo większym obciążeniem niż w czasie jazdy.
Rozumiem jednak, że niektóre osoby cenią sobie komfort wsiadania do rozgrzanego samochodu, nawet kosztem trwałości elementów silnika czy ryzyka otrzymania mandatu w symbolicznej kwocie 100 zł. Warto jednak pamiętać, że koszty (szczególnie paliwa) są dość wysokie, a dodatkowo zanieczyszczamy swoje otoczenie, ponieważ spaliny z zimnego silnika są wyjątkowo toksyczne.
Czy istnieje więc złoty środek? Moim zdaniem, osoby, które cenią sobie komfort, powinny zadbać o czystość szyb i osuszenie wnętrza samochodu, ponieważ to głównie z tego powodu później rozgrzewają auto. Mogą one również zainwestować w osłonę przedniej szyby, która zapobiega jej zamarzaniu, lub w dobrą skrobaczkę, na przykład z mosiężną końcówką albo mechaniczną - jest to droższe rozwiązanie, ale wyjątkowo wygodne.
Ponadto, zamiast grzać silnik na postoju, mogą jechać dość dynamicznie, na wyższych obrotach lub z nieco większym obciążeniem niż normalnie (mocniej wciskać gaz). Wtedy silnik rozgrzewa się nawet dwa razy szybciej, a zużywa się tak samo jak na postoju.