Polacy nie potrafią korzystać z autostrad. Ale Niemcy… też nie
Wiele ostatnio mówi się o fatalnym zachowaniu polskich kierowców na autostradach. Na nowych drogach jeździmy nieodpowiedzialnie i bez wyobraźni. Za wzór stawia się nam zasady obowiązujące u naszych zachodnich sąsiadów. Moja ostatnia podróż przez Niemcy uświadomiła mi jednak, że tam nie jest dużo lepiej.
16.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 18:04
Niemieckie autostrady są fenomenem na skalę światową. Choć pierwsza droga tego typu powstała we Włoszech i to stamtąd przyszła do Polski nazwa dróg szybkiego ruchu, to właśnie autobahny stawia się za wzór zarówno w Polsce, jak i USA czy w każdym innym zakątku globu.
W Niemczech urosły one już do rangi czegoś na miarę ciągnącego się przez cały kraj pomnika. Stanowią świadectwo historyczne, najpierw nazistowskich ambicji utworzenia nowego, lepszego państwa, a po wojnie okresu gospodarczego prosperity. Są czymś więcej niż tylko drogami.
Jak ważne są dla Niemców autobahny, można przekonać się, gdy w debacie publicznej pojawia się kolejna próba wprowadzenia na nich ograniczeń prędkości. Niemcy są ostatnim dużym krajem na świecie, w którym na drogach tego typu można jeździć tak szybko, jak tylko dusza zapragnie. Kierowcy bardzo sobie cenią tę możliwość, ponieważ widzą w tym jeden z ostatnich przejawów swobody w świecie, w którym coraz mniej można i coraz mniej wypada.
Powszechne przekonanie jest takie, że w Niemczech takie liberalne zasady mogą funkcjonować, ponieważ kierowcy z tego kraju potrafią z nich odpowiedzialnie korzystać. Autobahny, którymi jeździ obecne pokolenie kierowców, były wykorzystywane przez ich ojców i dziadków. Oni wychowali się z tymi drogami, dzięki czemu doskonale wiedzą, co robić, by jazda była sprawna i bezpieczna. Są to rzeczy, których my w Polsce nadal musimy się uczyć, ponieważ autostrady stają się naszą codziennością dopiero w ciągu ostatnich lat. Dość powiedzieć, że w naszym kraju drogi szybkiego ruchu (autostrady i drogi ekspresowe) mają w tej chwili łączną długość niecałych 4000 kilometrów. W Niemczech tyle było ich pod koniec lat 60.
Start: godzina 12:00, Dortmund
Aby przekonać się na własnej skórze, jak korzystanie z autostrad w Niemczech różni się od polskich realiów, postanowiłem zrobić eksperyment podczas swojej niedawnej podróży z Dortmundu do Warszawy. To odcinek dobry do celów badawczych. Mierzy około tysiąc kilometrów, prawie po równo w takiej samej odległości po stronie niemieckiej i polskiej.
Wyjazd z największego miasta Zagłębia Ruhry przebiega sprawnie i bez nerwów. Gdy tylko kończy się obszar zabudowany, peleton aut osobowych na lewym pasie wyraźnie przyspiesza. Niemcy rzeczywiście wykorzystują w pełni możliwości dawane im przez brak ograniczeń prędkości. Jadąc z prędkościami rzędu 140 km/h jestem tutaj średniakiem. Czasem muszę zwolnić przed kierowcą przede mną, ale częściej wyprzedzają mnie ci jadący szybciej. Znacznie szybciej.
Według przeprowadzonego w 2006 roku w Brandenburgii badania, na trzypasmowych drogach na terenie tego landu średnia prędkość samochodów osobowych wynosiła 142 km/h. Oznacza to, że na każde auto jadące 100 km/h przypadało jedno jadące 180 km/h.
Gdy tylko jednak na znakach nad każdym z pasów pojawia się ograniczenie do 120 km/h, wszyscy zgodnie zwalniają do zadanej prędkości. Szybciej jadą co najwyżej pojedyncze auta, i to nieznacznie. Fotoradarów na autobahnach nie ma wiele, ale w miejscach wymagających szczególnej kontroli można się ich spodziewać.
Początek zmian: godzina 17:00, Berlin
Na autostradę A10 docieram w najgorszym możliwym momencie, czyli w popołudniowe godziny szczytu. Z dróg korzysta wtedy wielu Niemców wracających do okolicznych miejscowości. Ruch zaczyna zwalniać i w końcu transformuje się w liczący wiele kilometrów korek.
Powodem większych utrudnień niż zwykle są roboty drogowe i wynikające z tego zwężenie. To oczywiście mnie irytuje, choć dostrzegam w ruchu niemiecką dyscyplinę. Samochody i konwoje ciężarówek odruchowo tworzą korytarz życia i zgodnie stosują się do zasady zjeżdżania na suwak. Myślę sobie, że jeszcze wiele lat minie, nim zobaczę polskie drogi wolne od cwaniaków i szeryfów, którzy nie przepuszczą żadnej okazji, by tylko na drodze uprzykrzyć życie innym i udowodnić swoją rację.
Po zjechaniu z obwodnicy Berlina na Autobahn A12 biegnący ku granicy z Polską sprawy przybierają już inny kształt. Zaczynają dominować samochody z tablicami rejestracyjnymi z Polski. Pojawiają się też wykorzystujący ten sam szlak Rosjanie czy Litwini.
Mimo że wciąż jesteśmy na niemieckim terenie, a kierowcy jeszcze przed chwilą kulturalnie stosowali się do autostradowej etykiety, teraz już czują się pewniej i wprowadzają "nasze" zasady. Zaczyna się nerwowe popędzanie światłami drogowymi każdego, kto ośmieli się wjechać na lewy pas. Odległości pomiędzy autami znacznie się skracają, pojawiają się pierwsze manewry wyprzedzania prawym pasem. Słowem: pojawia się wszystko to, co sprawia, że jazda na polskich drogach jest męką i nadal pozostaje bardzo niebezpieczna.
Kulminację stanowi tradycyjnie odcinek autostrady A2 z Łodzi do Warszawy. Mimo późnej godziny ruch na tej dwupasmowej drodze przez cały czas jest duży. Na tym etapie irytują mnie już zarówno władcy lewego pasa, którzy wykonują bardzo niebezpieczne, agresywne manewry, jak i kierowcy blokujący ten sam pas bez świadomości, że powinni zjechać na prawy.
Odcinki w Niemczech i Polsce pokonałem w porównywalnym czasie. W Niemczech części, na których nie obowiązuje ograniczenia prędkości, zostały zbilansowane przez równie liczne obecnie fragmenty z robotami drogowymi i zwężeniami. Trzeba przyznać, że autostrady w Polsce obecnie reprezentują wyższy standard niż osławione niemieckie autobahny, ale w zakresie drogowej kultury nam jeszcze daleko do bywalców tych dróg zza zachodniej granicy.
Refleksja: godzina 24:00, Warszawa
Tak przynajmniej wynika z moich obserwacji podczas wizyt na drogach tego kraju. Mieszkający w Niemczech znajomi kierowcy mówią jednak, że z ich perspektywy kultura na autobahnach także się pogarsza. Agresywne próby dominacji, jechanie lewym pasem bez powodu i zajeżdżanie drogi staje się codziennością także wśród niemieckich kierowców. "W Niemczech nie da się już jeździć w ciągu dnia" – mówi mi Rafael Riethmüller.
W przypadku Rafaela te słowa mają znaczenie dosłowne. Jest kierowcą testowym firmy Ruf Automobile, kultowego producenta jednych z najszybszych samochodów na świecie. Ich konstrukcje bazujące na modelach Porsche bez trudu osiągają abstrakcyjne prędkości powyżej 300 km/h. Rafael wie o tym, ponieważ sam takie wyniki regularnie osiąga. Wszystko w świetle prawa. "Nie mam problemu z jazdą z takimi prędkościami. Zdarzały się sytuacje, że na lewym pasie drogi samochód policji jechał z prędkością powyżej 200 km/h. Musiałem mu mignąć długimi, żeby mnie puścił. Poskutkowało".
Mimo takich historii Rafael podkreśla, że jest profesjonalnym i bardzo odpowiedzialnym kierowcą. Na autostradzie nigdy nie miał wypadku i nie rozwija wysokich prędkości, jeśli widzi, że mógłby sprawić zagrożenie. Oznacza to, że na próby aut Rufa pozostaje mu tylko czas w środku nocy i nad ranem. "W ciągu dnia staram się nie korzystać z autostrad nawet do prywatnych celów. Kierowcy stali się agresywni do punktu, w którym jest to już nie do zniesienia".
Pytam się go, jak myśli, z czego wynika ta agresja. "Nowe samochody mają coraz większe możliwości. Pod względem technicznym są coraz bezpieczniejsze, ale paradoksalnie przez to w praktyce stają się coraz bardziej niebezpieczne. Kierowcom włącza się tryb nieśmiertelności i myślą, że wszystko mogą".
Podobnie sprawę ocenia Misza Charoudin. Mieszkający w Niemczech znany tam kierowca wyścigowy i postać telewizyjna także twierdzi, że kierowcy się zmienili przez samochody. "Na drogach w Niemczech pojawia się coraz więcej obcokrajowców, którzy nie rozumieją celu odcinków autobahnów bez limitów prędkości. Jadą lewym pasem 140 km/h i nie zdają sobie sprawy, jak duże niebezpieczeństwo ściągają na siebie i innych" – ocenia Misza.
Jednocześnie dodaje: "większym problemem są jednak sami Niemcy, przede wszystkim ci starsi. Mentalnie przez cały czas są przyzwyczajeni do osiągów samochodów sprzed dziesięciu czy dwudziestu lat. Nie spodziewają się więc, jakie prędkości czy przyspieszenia potrafią generować nowe samochody, co prowadzi do wielu konfliktowych sytuacji".
Misza kończy naszą rozmowę bardzo mądrym zdaniem: „Jazda na autostradach to duży przywilej, ale i równie duża odpowiedzialność”. Wraz z rozwojem możliwości samochodów – coraz większa. Powinni o tym pamiętać kierowcy w każdym kraju.