PiS chce wprowadzić darmowe prawo jazdy dla młodych. Można zrobić coś o wiele lepszego [OPINIA]

PiS zamierza zapewnić młodym darmowy kurs na prawo jazdy. Rządząca partia poszła w ten sposób najkrótszym i najprostszym szlakiem, który ma zawieść młodych do urn. I chyba zapomniała, że kilka lat temu kazała płacić młodym kierowcom nawet po uzyskaniu prawa jazdy.

Nie każdy musi mieć prawo jazdy. Każdy powinien znać choćby podstawowe przepisy
Nie każdy musi mieć prawo jazdy. Każdy powinien znać choćby podstawowe przepisy
Źródło zdjęć: © WP | autokult.pl
Tomasz Budzik

03.10.2023 | aktual.: 03.10.2023 15:09

Zbliżają się wybory i politycy, czując nóż na gardle, wpadają na coraz bardziej populistyczne pomysły. W swoim programie PiS przewidział na przykład darmowe prawa jazdy. Czytamy w nim: "(...) każdy osiemnastolatek będzie mógł odbyć w szkole bezpłatny kurs na prawo jazdy". To tylko jedno zdanie w liczącym 300 stron dokumencie, ale wiele mówi nam o krótkowzroczności i zaburzeniach pamięci długotrwałej rządzących.

Ceny kursów na prawo jazdy wahają się w zależności od miejsca i rodzaju zajęć. Średnio trzeba jednak wydać na to 2,5-3 tys. zł. No cóż, firmy reagują na inflację. Czy wydanie takiej kwoty jest problem dla nastolatków i ich rodziców? Dla znaczącej części z nich na pewno tak. Czyli zaproponowanie darmowych kursów w szkole to dobry pomysł? Niekoniecznie. Rządowi powinno bowiem bardziej zależeć na jakości nauki prowadzenia pojazdów, niż na ogólnodostępności prawa jazdy.

Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, młodzi kierowcy są najbardziej niebezpieczną grupą posiadaczy uprawnień do kierowania. W 2022 r. dla kierujących w wieku od 18 do 24 lat współczynnik liczby spowodowanych wypadków na 10 tys. osób w tym wieku zamieszkujących Polskę wyniósł 12,01. Dla grupy wiekowej 25-39 lat było to 7,26, dla kierowców od 40 do 59 roku życia 5,43, a dla osób, które ukończyły 60 lat, tylko 3,64.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tak, system szkolenia kierowców i przepisy związane z młodymi osobami za kierownicą wymagają pilnych zmian. Ale zaproponowanie darmowych kursów na prawo jazdy w szkole nie rozwiąże naszych problemów. Natomiast zorganizowanie w szkole teoretycznych zajęć z przepisów ruchu drogowego to byłby bardzo dobry pomysł. Jeśli byłyby one obowiązkowe, nawet ci, którzy nie zamierzają wyrabiać prawa jazdy, poznaliby chociaż podstawy przepisów. To pomogłoby im w bezpiecznym poruszaniu się skuterem, rowerem czy hulajnogą. Nawet pieszy może wiele zyskać, jeśli pozna optykę kierowcy.

Przeniesienie nauki jazdy do szkoły, byłoby jednak wyeliminowaniem czynnika konkurencji pomiędzy firmami, które dziś oferują takie usługi. Obecnie kandydaci na kierowców w wyborze szkoły jazdy mogą kierować się jej renomą, opiniami znajomych czy zdawalnością, a nawet wybrać miejsce ze względu na pracującego w nim instruktora. Przeniesienie praktycznej nauki do szkoły średniej oznaczałoby rejonizację. Uczęszczasz do szkoły nr 1? Uczysz się jeździć w firmie X, która ma umowę z placówką. Chodzisz do szkoły nr 2 - uczy cię szkoła jazdy Y. Trudno przewidywać, by przyniosło to poprawę jakości kształcenia.

Jeśli rząd chce przeznaczyć więcej pieniędzy na kształcenie kierowców, to jest to doskonała wiadomość. Zamiast darmowych kursów można jednak zaproponować obowiązkową naukę teorii w szkole oraz dokończyć zmiany, które sam (prawie) wprowadził.

W czerwcu 2018 r. w życie miały wejść przepisy nakazujące świeżo upieczonym kierowcom uczestnictwo w dodatkowym szkoleniu z zakresu bezpieczeństwa. Osoba, która zdała egzamin, miałaby - na własny koszt - wziąć udział w takim kursie pomiędzy 4. a 8. miesiącem od uzyskania prawa jazdy. Zajęcia miały być teoretyczne - przypominające przepisy - i praktyczne, a w ramach tych ostatnich młodzi kierowcy mieli uczyć się radzenia sobie z poślizgiem na łuku.

Przepisy nigdy nie przełożyły się na rzeczywistość, ponieważ Centralna Ewidencja Kierowców nie miała odpowiedniej funkcjonalności. Potem temat schowano w szufladzie. Jeśli PiS chce naprawdę pomóc młodym kierowcom, powinien zaproponować świeżo upieczonym właścicielom prawa jazdy darmowy udział w takich właśnie obowiązkowych kursach. Przy odpowiednio bogato skrojonym programie młodzi ludzie nauczyliby się czegoś nowego w kontrolowanych i bezpiecznych warunkach. Przy okazji nabraliby pokory dla prędkości i praw fizyki, a w efekcie z czasem może zmniejszyłaby się liczba tragicznych wypadków z młodymi kierowcami w rolach głównych.

Warto też zastanowić się nad unowocześnieniem procesu nauki jazdy i egzaminowania. Jak robi się to za granicą? W Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemczech kandydaci na kierowców przechodzą testy zauważania ryzyka (hazard perception test). Na czym to polega? Zadaniem testu nie jest sprawdzenie znajomości przepisów, ale zdolności do przewidywania niebezpieczeństw. Także w sytuacjach, gdy inni użytkownicy drogi łamią prawo lub popełniają błędy. Całość odbywa się przed komputerem, a testowana osoba ma za zadanie jak najwcześniej dostrzec zagrożenie i wcisnąć odpowiedni klawisz. Im szybsza reakcja testowanej osoby, tym więcej punktów otrzymuje.

Jak wynika z opublikowanego przez Komisję Europejską raportu "Study on driver training, testing and medical fitness", test zauważania ryzyka w 2002 r. został włączony w Wielkiej Brytanii do egzaminu teoretycznego. W ciągu roku od tej zmiany zauważono spadek liczby wypadków spowodowanych przez świeżo upieczonych kierowców o 11,3 proc. To oczywiście tylko jeden z przykładów.

Kampania wyborcza powinna być momentem, w którym wyborcy otrzymują obietnicę napraw w państwie. Niestety, zamiast tego politycy podrzucają potencjalnym wyborcom nośne hasła. Z drugiej strony, ciekawe co o pomyśle finansowania z budżetu kursów prawa jazdy myślą kierowcy, którym taryfikator mandatów znacznie podniósł kary?

prawo jazdyszkołykampania wyborcza
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (32)