Musiał położyć się na ulicy, by obejrzeć Rajd Polski. Teraz szuka go rajdowiec
Dla jednych to dowód na upadek ducha sportów motorowych, dla innych jeden z najjaskrawszych przejawów zbytniej opresyjności przepisów dotyczących organizacji imprez w czasie pandemii. Zdjęcie chłopca, który musiał położyć się na jezdni, by obejrzeć przejazd rajdówek po Karowej, przesyłają sobie tysiące kibiców.
Tegoroczny Rajd Polski był inny niż poprzednie z wielu względów. Rywalizacja, która od lat rozgrywa się na mazurskich trasach, tym razem miała finał w Warszawie, na Karowej - odcinku kojarzonym z Rajdem Barbórka. Ze względu na ograniczenia związane z występowaniem koronawirusa nie wyznaczono tam stref kibica. Miłośnicy sportów motorowych byli niepocieszeni, ale nie wszyscy się poddali.
Robert Hundla, do niedawna aktywny pilot rajdowy, udostępnił w mediach społecznościowych budzące wielkie emocje zdjęcie. Widać na nim chłopca, który położył się na jezdni, by obejrzeć przejazd zawodników. Nie miał innego wyjścia, bo bariery ustawione wzdłuż odcinka zostały zasłonięte plandekami. Jedni widzą w tym sposób na przestrzeganie związanych z pandemią obostrzeń, które zabiły ducha sportu na finałowym fragmencie rajdu. Inni odczytują tę sytuację raczej jako przejaw zwykłej chciwości organizatorów w myśl zasady "skoro nie można było kibicom sprzedać biletów, to nikt nie zobaczy rywalizacji".
Sytuacja z Warszawy budzi wiele emocji. Nie brakuje gorzkich słów kibiców i zawodników, którzy negatywnie oceniają przygotowanie tegorocznej edycji Rajdu Polski. Teraz Robert Hundla poszukuje chłopca, by zaprosić młodego kibica na jedną z rund mistrzostw Polski i pokazać mu piękno tego sportu w sposób, który nie licuje z niczyją godnością.