Kontrole dystrybutorów. Oficjalnie oszustwa na stacjach paliw należą do rzadkości
Okres letnich wyjazdów to czas, gdy wielu kierowców tankuje z dala od swoich zaufanych stacji. Co zrobić, jeśli po zatankowaniu do pełna licznik dystrybutora pokazuje wartość większą niż pojemność baku? Wyniki kontroli GUM-u pokazały, jaka jest skala oszustw na odmierzaniu paliwa.
02.07.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:02
Niechlubna historia
W 2015 r. Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, który wstrząsnął kierowcami. Okazało się wówczas, że Główny Urząd Miar nie sprawował wystarczającego nadzoru nad prawidłowością działania odmierzaczy paliw. Przepisy nakazują, by podlegały one kontroli przynajmniej raz pomiędzy kolejnymi legalizacjami, następującymi co 2 lata w przypadku oleju napędowego i benzyny, a w przypadku LPG - co rok. Tak się jednak nie działo.
Z wyliczeń NIK-u wynikało, że w kontrolowanych województwach tempo kontroli było tak niskie, że każdy dystrybutor zostałby sprawdzony raz na 94 (tak, 94!) lata. W przypadku dystrybutorów oleju napędowego i benzyny było znacznie lepiej. Skala nieprawidłowości wykrytych przez GUM wynosiła 2,2 proc. Jak jest obecnie?
GUM: coraz mniej nieprawidłowości
Według danych, które Główny Urząd Miar przygotował dla Autokult.pl, liczba kontroli zauważalnie wzrosła w 2016 r., a więc po kontroli ze strony NIK-u, potem zaś wróciła do "normy". Jednocześnie jednak sukcesywnie zmniejszał się odsetek dystrybutorów oleju napędowego czy benzyny, w przypadku których kontrolerzy zauważyli nieprawidłowości. W 2015 r. było tak w odniesieniu do 2 proc. sprawdzonych odmierzaczy. W 2016 r. - 1,7 proc. W 2017 r. - 1,1 proc. W 2018 r. - 0,7 proc., a w 2019 r. - 0,6 proc.
| |||||||||||||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
A co z LPG? I tu można zauważyć wzrost liczby kontroli w 2016 r. i późniejszy jej spadek. Skala nieprawidłowości jest tu większa niż w przypadku tradycyjnych paliw. W 2015 r. było to 5 proc. W 2016 r. - 5,3 proc. W 2017 r. - 3,2 proc. W 2018 r. - 1,9 proc., a w 2019 r. - 1,6 proc.
| |||||||||||||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
Statystycznie więc szanse na skorzystanie ze stacji, która oszukuje przy odmierzaniu paliwa są obecnie mniejsze niż na nalanie do baku paliwa o parametrach niezgodnych z określonymi prawem normami. Jest jednak i haczyk.
System nie pomaga w wykrywaniu oszustw
Chcę wierzyć, że żyjemy w kraju, w którym zjawisko patologii w obrocie paliwami jest w zasadzie marginalne i wciąż słabnie. Problem w tym, że w przypadku kontroli odmierzaczy prawo nie pomaga państwowym organom. Zgodnie z przepisami GUM musi powiadomić stację paliw o planowanej wizycie. Kontrola bez uprzedzenia jest możliwa tylko w kilku przypadkach - na przykład jeśli następuje ona wskutek informacji od kierowcy, który podejrzewa oszustwo. W pozostałych przypadkach, przynajmniej teoretycznie, nieuczciwy właściciel stacji ma czas, by doprowadzić do ładu dystrybutory.
W rzeczywistości więc skala problemu może być większa niż wynika to z dokumentów GUM-u. O ile? Wróćmy do 2015 r. Wówczas w porozumieniu z NIK kontrolę prawidłowości odmierzania paliw przeprowadził Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej w Łodzi. Niezapowiedziane przez WIIH wizyty pokazały całkiem inną niż oficjalna skalę błędów w odmierzaniu paliwa. O ile przy zapowiedzianych kontrolach wynosiły one 2,2 proc., to w przypadku działań niezapowiedzianych nieprawidłowości stwierdzono na czterech z 28 zbadanych stacji. To 14,3 proc.
Nie wiadomo, jaki odsetek nieprawidłowości otrzymalibyśmy dziś, gdyby na stacjach przeprowadzono kontrole bez wcześniejszego zawiadamiania ich właścicieli o planowanych wizytach. Jeśli obniżyłby się analogicznie do udziału stacji, na których nieprawidłowości wykrywa GUM, obecnie byłoby to ok. 4 proc.
Zdziwienie na stacji
Niejednemu kierowcy zdarzyło się, że odkładał wizytę na stacji do ostatniej chwili, a po zatankowaniu dystrybutor wskazywał większą ilość zatankowanego paliwa, niż wynosi nominalna pojemność baku. Nie zawsze musi to oznaczać, że doszło do oszustwa. Kluczem do zagadki może być budowa układu paliwowego oraz samego pistoletu odmierzacza.
Bak połączony jest z wlewem rurą nalewową. W układzie tym istnieją również rurki odpowietrzające zbiornik. W większości aut mogą pomieścić kilka litrów paliwa. Zwykle pistolet na stacji "odbija" w takim momencie, by nie zalewać tych elementów paliwem. Ten system nie musi jednak działać idealnie tak samo na każdej stacji.
O momencie "odbicia" pistoletu decyduje jego wewnętrzny układ zabezpieczający. Wewnątrz rury pistoletu jest kolejna, cienka rurka. Ta służy do odprowadzania powietrza, które jest wypychane z baku podczas tankowania. Jednocześnie w zbiorniku pojawiają się wtedy ciężkie opary paliwa. Gdy zostają one zassane przez cienką rurkę, trafiają do zbiorniczka powietrza w dystrybutorze. Zmieniają w nim ciśnienie, a zawór zamyka dopływ paliwa, powodując "odbicie".
Pomiędzy dystrybutorami mogą istnieć pewne różnice w czułości mechanizmu. Gdy zareaguje on później, może nalać się więcej paliwa niż podawana przez producenta auta pojemność baku. Tę liczy się bez uwzględnienia pojemności systemu odpowietrzania i rury nalewowej.
Jeśli różnica jest naprawdę duża, może dochodzić do oszustwa. Jak informuje GUM, takie podejrzenie można przekazać urzędowi w każdy z możliwych sposobów kontaktu: telefonicznie, poprzez elektroniczny formularz kontaktowy dostępny na stronie internetowej tej instytucji bądź poprzez elektroniczną skrzynkę podawczą z wykorzystaniem profilu zaufanego.
Jeśli masz uzasadnione wątpliwości co do działania dystrybutora, nie obawiaj się poinformować o tym GUM. W końcu uczciwy sprzedawca nie będzie miał się czego bać. Na szczęście ryzyko trafienia na taką stację jest w Polsce niewielkie. Przynajmniej oficjalnie.