Klasyczne metody wracają do łask. Już nie tylko kartka czy butelką idą w ruch
Świąteczny okres to prawdziwe żniwa dla złodziei samochodów. Często atakują przed supermarketami, na parkingach, wykorzystując nasze rozkojarzenie i pośpiech. Są jednak pewne znaki, które powinny wzbudzić naszą czujność. Choć jak się okazuje, nie zawsze możemy się uchronić przed stratą.
14.12.2022 | aktual.: 14.12.2022 12:44
W ostatnich latach liczba kradzionych aut znów zaczęła wzrastać. Szczególnie w grudniu. Zatłoczony parking, półmrok, pośpiech i rozkojarzenie — to idealne warunki dla złodzieja, by odebrać nam naszą własność. Nie zawsze chodzi jednak o samochód — czasem przestępcy chcą odwrócić naszą uwagę przy aucie, by ukraść nasze rzeczy.
Wbrew pozorom, nie zawsze chodzi o względnie nowe samochody. Jak w rozmowie z Autokult.pl powiedział Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy KGP, do łask wracają stare metody kradzieży, polegające na wybiciu szyby czy wyłamaniu zamka. Te są jednak stosowane w starszych, gorzej zabezpieczonych elektronicznie pojazdach, a głównymi sprawcami są gorzej wyposażeni w sprzęt obcokrajowcy. W takiej sytuacji trudno się obronić przed kradzieżą, chyba że uciekniemy się do metod rodem z lat 90., jak blokada na kierownicy czy pedałach.
Wśród metod stosowanych na nowych autach dominują te zaawansowane, wymagające użycia elektroniki. Ale nie tylko. Są pewne sygnały, które mogą nam sugerować, że zostaliśmy namierzeni przez przestępców. Oto sposoby, których chwytają się przestępcy.
Metoda na walizkę
To jedna z najpopularniejszych obecnie metod kradzieży aut wyposażonych w kluczyki zbliżeniowe. W tej sytuacji złodzieje działają zazwyczaj w parach, a auto kradzione jest najczęściej spod domu. Ponieważ wiele osób odkłada kluczyki przy domowych drzwiach, jeden ze złodziei podchodzi pod nie i przechwytuje sygnał kluczyka. Drugi, stojący przy naszym aucie, odbiera nadawany przez pierwszą osobę sygnał za pomocą urządzenia, które przypomina niewielką walizkę i przesyła go do samochodu.
Nasz pojazd "myśli", że to my próbujemy go otworzyć za pomocą kluczyka, dlatego odryglowuje zamki. Uruchomienie następuje na tej samej zasadzie i jest formalnością. Cała akcja zajmuje niespełna minutę, a uruchomiony raz pojazd, mimo braku kluczyka w środku, nie zgaśnie samoczynnie. Choć najczęściej sytuacja ma miejsce pod naszymi drzwiami, może zdarzyć się także na publicznym parkingu.
Wystarczy, że po zamknięciu auta pierwszy ze złodziei przez chwilę będzie szedł blisko nas, przechwytując sygnał. Dlatego powinniśmy zwracać uwagę, czy ktoś w naszym pobliżu nie zachowuje się podejrzanie i nie próbuje jeszcze na parkingu zbliżyć się do nas z torbą lub plecakiem. Innym zabezpieczeniem jest kupno specjalnego pokrowca zagłuszającego sygnał lub owinięcie kluczyka folią aluminiową.
Metoda na game boya
Ten sposób w ostatnim czasie zyskuje na popularności. Przebieg kradzieży jest podobny do sposobu "na walizkę", jednak do kradzieży auta, złodziej nie potrzebuje pierwotnego sygnału z naszego kluczyka. Urządzenie pochodzi z Bułgarii, do złudzenia przypomina starego game boya i jest "reklamowane" jako pomoc dla branży ślusarskiej. Jego koszt to ok. 100 tys. zł, ale "inwestycja" szybko się zwraca. Jak to działa?
Gdy złodziej podchodzi do samochodu, oprogramowanie w urządzeniu działa niczym elektroniczny wytrych i generuje kody z kluczyka, które pozwalają dostać się do środka, wyłączyć alarm i odpalić samochód. Oprogramowanie w "game boyu" pozwala dostać się głównie do aut produkcji koreańskiej i japońskiej. Dlatego warto założyć dodatkowe zabezpieczenia jak chociażby odcięcie dopływu paliwa. Jeśli zobaczycie, że w pobliżu jakiegoś auta ktoś przypadkiem "gra w grę", to najprawdopodobniej właśnie stara się ukraść rzeczony pojazd.
Zagłuszacz sygnału
Po tym, gdy wysiadamy z auta, zamykamy je kluczykiem i odchodzimy. Wystarczy jednak, by koło nas stał złodziej z zagłuszaczem sygnału, by "komunikat" nie dotarł do naszego auta. Tym samym my idziemy na długie zakupy, myśląc, że samochód jest bezpieczny, a złodzieje mają dużo czasu, by przetrzepać nam wnętrze lub ukraść cały pojazd. Dlatego zawsze należy się upewnić, że faktycznie zamknęliśmy zamki, np. pociągając za klamkę.
Metoda na koło
Ta prozaiczna wydawałoby się metoda w ostatnim czasie także zyskuje na popularności. Polega ona na uszkodzeniu przez przestępców opony w naszym samochodzie. Kiedy my jesteśmy zaaferowani nieoczekiwanym "pechem", złodzieje wykorzystują sytuację i okradają nas z kosztowności pozostawionych w aucie. Zdarza się też, że ktoś zaproponuje nam pomoc, odwracając tym samym naszą uwagę.
Często złodzieje w takich sytuacjach pracują w grupach obserwując, czy ofiara np. nie wypłaca większej sumy pieniędzy. Na początku grudnia mężczyzna z Konina stracił w ten sposób 40 tys. zł. Dlatego w każdej sytuacji powinniśmy zachować zimną krew, obserwować otoczenie oraz nie pozostawiać wartościowych przedmiotów na widoku.
Metoda na stłuczkę
Podobny schemat działania przestępcy mają przy tej metodzie. Polega ona na spowodowaniu niegroźnej, często parkingowej stłuczki. Kiedy my z osobą z drugiego auta oglądamy szkody, przestępca kradnie z naszego auta telefon, torebkę, portfel czy inne pozostawione rzeczy.
Może się jednak zdarzyć, że wysiadając z auta w emocjach ofiara zostawia pracujący silnik. Wtedy złodzieje mogą wykorzystać sytuację i ukraść cały samochód. Dlatego nie powinniśmy zostawiać kosztowności na widoku, a wysiadając z auta zawsze gasić silnik.
Metoda na butelkę
Złodziej pod naszą nieobecność wkłada plastikową butelkę w nadkole, najczęściej w prawe tylne, i czeka na nasz powrót. Kiedy my wyjeżdżamy z miejsca, butelka wydaje niepokojące hałasy, które zmuszają nas do zatrzymania i sprawdzenia sytuacji. Ponieważ dźwięku dobiegały z prawego tylnego nadkola, musimy obejść cały samochód.
W tym czasie złodziej wykorzystuje naszą nieuwagę i zaaferowanie sytuacją, wsiada do odpalonego auta i odjeżdża razem z kluczykami, telefonem, a najczęściej także dokumentami i portfelem. Dlatego tak ważne jest każdorazowe gaszenie silnika, kiedy opuszczamy samochód w zatłoczonych miejscach. Przed odjazdem nie zaszkodzi obejść go dookoła, by sprawdzić, czy potencjalny złodziej nie zostawił w nadkolu przedmiotów, mogących nas wywabić z auta. Lepiej trzymać także wszelkie rzeczy osobiste przy sobie.
Metoda na kartkę
Ta metoda przypomina efektem sposób "na butelkę". Złodziej typuje samochód, który zaparkowany jest tyłem do wyjazdu i wkłada za tylną wycieraczkę kartkę. Kiedy wsiadamy do auta i chcemy wycofać, zauważamy, że owa karta zasłania nam widoczność. Wysiadamy więc z auta, by ją usunąć. W tym czasie zostawiamy oczywiście samochód na chodzie i wszelkie rzeczy w środku. Złodziej w tym czasie wskakuje do auta i odjeżdża.
W takiej sytuacji nie powinniśmy próbować blokować drogi złodziejowi, ponieważ za wszelką cenę będzie próbował uciec, nawet jeśli wiąże się to z potrąceniem. Podobnie jak w poprzednim przypadku, pod żadnym pozorem nie powinniśmy opuszczać auta, nie gasząc wcześniej silnika. Złodzieje nie muszą zresztą włożyć kartki pod naszą nieobecność — w końcu pakując zakupy, nierzadko korzystamy z bagażnika i zauważymy "przynętę". Kartka może zostać podrzucona, kiedy już wsiądziemy i będziemy zapinać pasy.
Metoda na wózek
Ta metoda również polega na próbie wywabienia nas z auta przy pracującym silniku. Zazwyczaj złodzieje stosują ten sposób na bocznej, słabo oświetlonej ulicy, zostawiając na środku drogi dziecięcy wózek. Następnie chowają się w pobliżu i czekają na "ofiarę", licząc na jej współczucie. W końcu kto nie pomoże samotnemu, porzuconemu dziecku?
Jeśli wysiądziemy z auta i podejdziemy do wózka, złodzieje wyskoczą z krzaków i odjadą naszym autem, w którym prawdopodobnie zostawimy wszystkie nasze rzeczy osobiste. Dlatego w takiej sytuacji nie powinniśmy w żadnym przypadku opuszczać auta oraz niezwłocznie powiadomić policję o całej sytuacji.