Joe Biden w "Bestii". Na pokładzie jest nawet lodówka z krwią prezydenta
Bliżej jej do ciężarówki niż do limuzyny, ma gadżety godne Jamesa Bonda i nie zawsze mieści się na ulicach. Prezydencka "Bestia" skrywa wiele tajemnic – a klamki rażące osoby postronne to jedynie wisienka na szczycie tortu.
21.02.2023 | aktual.: 21.02.2023 09:48
Jak w przypadku każdego pojazdu opancerzonego dokładna specyfikacja objęta jest tajemnicą. Jedyną informacją od General Motors, koncernu odpowiedzialnego za "Bestię", było potwierdzenie, że dotarła ona do klienta. W przypadku obecnej generacji samochodów zamawiającym był Donald Trump. Same prace nad tą generacją kosztowały 15 mln dolarów, przy czym cena jednej sztuki to – według doniesień 1/10 tej kwoty.
"Bestia" jedynie przypomina model Cadillaca – tak naprawdę to ciężarówka Chevroleta, którą przystosowano do przewożenia najważniejszych osób w państwie. Dlatego też minimalna – choć nadal spekulowana – waga to minimum 7 ton. Przewidywane spalanie to ok. 60 l/100 km. Podstawą dla limuzyny był Chevrolet Kodiak o którym możecie przeczytać poniżej.
To nie robi jednak takiego wrażenia jak fakt, że na pokładzie "Bestii" znajduje się krew prezydenta, a sama kabina jest hermetyczna. Dodajmy do tego nieprzebijalne opony, noktowizor, rozpylacz gazu czy wyrzutnik granatów, a okaże się, że to bardziej pojazd bojowy niż samochód. Tym bardziej, że ma opancerzenie wykonane z aluminium, ceramiki i stali. Okna "Bestii" mają 13 cm grubości, a same drzwi ważą tyle, ile te w Boeingu 757.
Tak naprawdę jednak użycie "Bestii" jest ostatecznością – o wiele bardziej preferowany jest transport chociażby helikopterem. Przejazd przez miasto wymaga nie lada planowania i wykorzystania dwóch – identycznych – opancerzonych limuzyn, by nikt nie mógł się domyślić, w której z nich podróżuje prezydent. Do tego dochodzi jeszcze zaangażowanie ochrony, a nawet medyków podróżujących za "Bestią".
Nie da się oczywiście uniknąć wpadek – poprzednia "Bestia", wykorzystywana przez Baracka Obamę, została zapamiętana jako pojazd, który nie nadaje się na europejskie drogi. W Londynie, na Downing Street, miała problem z zawróceniem na ulicy. W Dublinie z kolei prawie zawisła na rampie, gdy okazało się, że wyjazd z ambasady jest zbyt stromy.