Druga strona ekologii. Kierowcy samochodów padają ofiarą linczu
Wyzwiska, kopnięcia i oplucia. Podczas gdy samochody są stawiane w coraz gorszym świetle, wyzwalają one negatywne emocje, które są przenoszone na kierowców. Trend ten będzie się nasilał, o czym świadczą doświadczenia z państw zachodnich. W Polsce też jest już widoczny.
17.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 18:03
Łódź, środek lipcowego dnia. Przez skrzyżowanie w centrum miasta przejeżdża na zielonym świetle sznur samochodów. Przed czarną Skodą zapala się czerwone światło. Nie ma miejsca, musi zatrzymać się na przejeździe rowerowym. Paru cyklistów objeżdża zajmujący częściowo ich pas wóz, ale jeden mężczyzna (wiozący na przyczepce dziecko) zaczyna obijać go pięścią. Gdy kierowca do niego wychodzi, zaczyna się kłótnia. Do rowerzysty z dzieckiem dołącza się kobieta, która najpierw także obija samochód, a następnie szarpie za klamki i kopie pojazd. Pomaga jej w tym kolejny rowerzysta.
Nie jest to odosobniony przypadek. W Polsce, wzorem zachodnich krajów, zaczyna tworzyć się nowy trend: linczowania kierowców. Podczas gdy samochodom przypisuje się winę za coraz więcej otaczającego nas zła, kolejnym częściom społeczeństwa łatwo znaleźć winnego: są to właściciele aut. Ci z kolei z nieświadomych "złoczyńców" coraz częściej stają się ofiarami szykan i agresji. Proekologiczne środowiska, choć mają dobre i potrzebne intencje, doprowadzają swoimi zdecydowanymi i czasem nieodpowiedzialnymi tezami do jeszcze głębszych podziałów społecznych i niebezpiecznych sytuacji.
Byłem opluty przez rowerzystę, czyli jak kierowcy są traktowani w Niemczech
Rafael Riethmüller, z którym rozmawiałem na temat coraz gorszej sytuacji na niemieckich autostradach, podzielił się ze mną jeszcze jedną refleksją.
Jako kierowca testowy producenta samochodów sportowych firmy Ruf, niedawno przejeżdżał efektownie wyglądającym superautem przez jedno z niemieckich miast. Gdy stał na światłach, przez otwartą po stronie pasażera szybę dwójka rowerzystów zaczęła opluwać jego oraz jego towarzysza. Rowerzyści krzyczeli na nich, że takie samochody jak ten niszczą środowisko i zabijają ich oraz ich dzieci. W wyniku tej konfrontacji wywiązała się bójka, która swój finał będzie miała w sądzie.
Rafael zauważa, że takie sytuacje nie zdarzają się co prawda regularnie, każdego dnia, ale jest ich coraz więcej. Szczególnie w miastach o dużym nasileniu ideologii liberalnych, jak Berlin, Fryburg czy Tybinga. Według jego obserwacji, agresywne zachowania udzielają się najczęściej osobom lepiej wyedukowanym i uposażonym. Co szczególnie dla niego zaskakujące, widok kolorowych samochodów luksusowych budzi pozytywne reakcje u przybyszów zza wschodniej granicy Niemiec, w tym Polaków, czy imigrantów z południa.
Choć pozornie paradoksalna, sytuacja ta dokładnie wpisuje się w obecne sentymenty panujące w Niemczech. Podczas gdy coraz większą popularnością cieszą się tam partie skrajnie prawicowe, wytwarza się mechanizm obronny polegający na równoległym radykalizowaniu lewicy. Podczas gdy prawa strona sceny głosi tezy wycelowane w imigrantów i liberałów, lewa w coraz bardziej zdecydowany sposób atakuje grupy społeczne o konserwatywnym nastawieniu. Za takie uważa ona także kierowców.
Dla losów niemieckich kierowców i całej tamtejszej motoryzacji kluczowy jest teraz fakt, że środowiska takie jak Partia Zielonych mają coraz większy wpływ na kształtowanie polityki kraju i poszczególnych miast. W ostatnich wyborach parlamentarnych w Niemczech Zieloni zdobyli 20 proc. głosów, prawie dwukrotnie więcej niż w poprzedniej kadencji. Silny mandat społeczny daje im przyzwolenie na coraz odważniejsze kroki. Stąd pojawiają się pomysły takie jak niedawny plan delegalizacji aut z dieslami w centrum Stuttgartu.
Partie SPD, Zieloni i Lewica idą dalej: wnoszą wnioski o ograniczenie sprzedaży SUV-ów ze względu na większy ślad węglowy aut z tym typem nadwozia. Dosłownie parę dni temu po wypadku w Berlinie, w którym SUV Porsche Macan potrącił śmiertelnie cztery osoby, Stephan von Dassel, prezydent dzielnicy Berlin-Mitte z Partii Zieloni, powiedział, że w jego mieście "nie ma miejsca na te czołgi". SUV-y nazwał "zabójcami klimatu", które stanowią zagrożenie dla ludzi nawet wtedy, gdy nikogo nie przejeżdżają.
Uprzywilejowanie jednej grupy prowadzi do agresji u wszystkich
Początki patrzenia z góry na kierowców samochodów można dostrzec także w Polsce. "Rowerzyści są stawiani obecnie w uprzywilejowanej pozycji, co doprowadza do ich nonszalanckiego podejścia do przepisów" – mówi Paweł Pijanowski z organizacji EL 00000 – Zmotoryzowani Mieszkańcy Łodzi. To na jej fanpage'u dwa miesiące temu pojawił się film dokumentujący agresywne zachowanie rowerzystów wobec kierowcy skody.
"W naszej organizacji sytuację na łódzkich drogach obserwujemy od pięciu lat. Spodziewałem się, że problem agresji i wzajemnego niezrozumienia na drodze będzie narastał i tak się dzieje" – twierdzi Łodzianin. "Jest teraz moda na miejski aktywizm, hasła w stylu: miasto dla ludzi, nie dla samochodów. Popularyzacja jazdy na rowerze staje się ważniejsza niż kwestie bezpieczeństwa. Niebezpieczne zachowania rowerzystów są traktowane pobłażliwie, bo przecież oni nie zrobią krzywdy tym w samochodach i przyczyniają się do poprawy jakości powietrza. Jednak wyróżnianie ich pozycji na drodze i budowanie w nich przeświadczenia, że są ofiarami atakowanymi przez samochody, stanowi zagrożenie dla wszystkich na drodze. Przy takim nastawieniu o agresję nietrudno z obydwu stron”.
Prowadzący organizację Zmotoryzowanych Mieszkańców Łodzi zwraca uwagę, że ta agresja ze strony przeciwników samochodów może rozpocząć eskalację agresji: "W końcu kierowcom też mogą puścić nerwy, bo pogorszenie swojego życia zaczną utożsamiać z rowerzystami".
Wniosek z tych obserwacji może być tylko jeden: radykalne nastawienie jest niebezpieczne niezależnie od światopoglądu. Muszą pamiętać o tym zarówno przeciwnicy samochodów, jak i ich zwolennicy.