Bezsensowne auta, które i tak chcielibyśmy mieć [przegląd redakcji #14]
Są dziwne, rzadkie, a przede wszystkim - pozbawione większego sensu. Przygotowaliśmy listę samochodów, które pomimo tego, że okazały się rynkowym niewypałem, i tak widzielibyśmy w swoim garażu.
06.03.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:03
Mateusz Żuchowski - Smart roadster coupe V6 Biturbo by Brabus
Od czego tu w ogóle zacząć? To ma w nazwie słowa i "roadster" i „coupe” jednocześnie, mimo że nie jest ani jednym ani drugim. To niepodobne do niczego auto sportowe, które powstało w oparciu o pierwszego smarta ForTwo (wtedy jeszcze nazywanego City Coupe). Pomysł stworzenia filigranowego gokarta na bazie jego podzespołów (lekka, kompaktowa konstrukcja z silnikiem o pojemności 0,7 litra i napędem na tył) była ponoć dla inżynierów tej marki zbyt wielką pokusą, by mogli się jej oprzeć.
Owocem ich prac był samochód o nienachalnej urodzie i takich też osiągach. Znacznie odstawał od większych i szybszych konkurentów pokroju Toyoty MR2, Mazdy MX-5 czy Fiata Barchetty, mimo że wcale nie ustępował im ceną. Sportowy smart ledwo co spełniał pokładane w nim i tak skromne nadzieje sprzedażowe, przez co został wycofany z rynku po rekordowo krótkim czasie zaledwie czterech lat.
Nim się to stało, za roadstera coupe wzięli się jeszcze specjaliści z Brabusa. Znany tuner Mercedesa powodu ograniczonej popularności tego majstersztyku doszukał się w jego skromnych osiągach. Malutki, turbodoładowany silniczek generował 61 lub 82 KM. Niemcy postanowili więc… zespolić dwie trzycylindrowe jednostki rzędowe w jedno V6 bi-turbo. Tak powstało dziwadło ostateczne o poziomie mądrości wprost odwrotnym do tego zawartego w nazwie marki smart.
Chociaż… czy na pewno? Silnik 1,4 l V6 generował tu już zdrowe 218 KM, co przy wadze 840 kg i środku ciężkości ulokowanemu chyba gdzieś w okolicach kostek kierowcy musiało składać się na niesamowitą dla niego frajdę z jazdy. Przekonało się o tym jednak tylko kilka osób, bo model nigdy nie wyszedł poza fazę prototypu bez homologacji drogowej. Ale taki smart wygląda na auto, którego potrzebujemy w 2022 roku: jest oryginalne, oszczędne, daje duże wrażenia przy niewielkich prędkościach i zasilane jest niewielkim, a przy tym imponującym od strony inżynieryjnej silnikiem spalinowym. Po prostu przyszło ono na świat o 19 lat za wcześnie.
Mateusz Lubczański - Suzuki X-90
Weź suzuki vitarę, zrób z niej dwuosobową targę z kuperkiem, do którego włożysz koło zapasowe. Na co dzień nie ma to większego sensu, ale X-90 mogło mieć napęd na cztery koła (i miało krótkie zwisy), co czyni z niego niezłego kandydata na offroadowca. To auto dowodzi, że niektóre pomysły powinny zostać w fazie konceptu, ale i tak upalałbym je jak zły – zwłaszcza, że to suzuki, więc prawdopodobnie nigdy się nie zepsuje.
Aleksander Ruciński - Renault Avantime
Luksusowa trzydrzwiówka ubrana w nadwozie minivana – tak w skrócie można opisać jeden z najbardziej bezsensownych samochodów XXI wieku. Trudno powiedzieć dlaczego Francuzi w ogóle stworzyli Avantime. Pewnie dlatego, że mogli. I chwała im za to, bo powstała jedna z najbardziej rozpoznawalnych propozycji w historii marki.
Choć produkcja trwała zaledwie dwa lata (2001-2003) i nie przekroczyła pułapu 9 tys. sztuk, dziś Avantime kojarzy każdy, kto choć trochę interesuje się motoryzacją. Trzeba przyznać, że nadwozie, choć kontrowersyjne, zestarzało się na tyle dobrze, że równie dobrze mogłoby debiutować dzisiaj.
Chętnie zaparkowałbym to w garażu, a potem patrzył godzinami, pozwalając by uczucie zachwytu walczyło z obrzydzeniem, a niedowierzanie, z podziwem dla odwagi francuskich inżynierów.
Mariusz Zmysłowski - DMC DeLorean
Kiedy wszedł na rynek, był za drogi, recenzje wskazywały, że źle się prowadzi, dziennikarze krytykowali też na silnik - V6 zbudowane przez trio Peugeot-Renault-Volvo, rozwijało ledwo ponad 130 KM. Na dodatek był przeciętnie wykonany. DeLorean był po prostu słabym autem kosztującym niemal tyle, co Corvette.
Mimo to chciałbym go mieć w swoim garażu. Magia tego wozu bierze się z jego wyglądu, ale również, a może przede wszystkim, z wielkiego sukcesu trylogii "Powrót do przyszłości". Filmowy wehikuł czasu już zawsze będzie rozbudzał wyobraźnię i chociaż jako samochód sportowy DeLorean jest kompletnie bez sensu, to jako gadżet, którym chciałbym jeździć na co dzień - jest perfekcyjny.
Marcin Łobodziński - Renault Scénic RX4
Nie ma już na rynku takich samochodów, a przecież mamy wręcz rozkwit aut pseudoterenowych. Rodzinny minivan z napędem na cztery koła i naprawdę terenowymi atrybutami to pomysł Renault z 2000 r., który kompletnie im nie wypalił. Dlatego produkcja trwała dwa lata, aut jest mało, a znalezienie egzemplarza w dobrym stanie ze sprawnym napędem 4x4 jest wyjątkowo trudne.
To taki przedwczesny koncept, jak Honda HR-V pierwszej generacji. Nie przyjął się nie dlatego, że był zły, tylko pojawił się za wcześnie. Szkoda, że tego nie kontynuowano. Mi się to auto podoba z dwóch powodów - ma wszystko czego potrzebuję, a i wszystko, co bym chciał.
Maciej Skrzyński - Citroën Méhari
Na wyposażeniu ma kierownicę, 4 koła i napęd. W zasadzie jakby do wanny dołożyć te 3 elementy, to wyszłoby na to samo. Jego konstrukcję oparto o stalowe rurki, do których przymocowano karoserię z tworzywa sztucznego. Nie ma tu nawet zamka maski, trzymają ją jedynie skórzane paski. Jednak dzięki temu jego 26-konny silnik (29 KM w wersji 4x4) wystarczał w zupełności nawet do zadań specjalnych: służył bowiem jako samochód transportowy w żandarmerii i wojsku, a w wersji z napędem na wszystkie koła pełnił funkcję auta medycznego rajdu Paryż-Dakar.
Samochód, który w zasadzie nie ma nic i pod kątem funkcjonalności równie dobrze mogłaby go zastąpić ryksza. Jednak w tej prostocie i brzydocie tkwi to, co najlepsze – ten samochód wręcz zaraża beztroską. Śmigałbym nim gdziekolwiek, w okularach przeciwsłonecznych, hawajskiej koszuli i najlepiej boso, słuchając starych francuskich hitów!