Bernie Ecclestone już nie jest szefem Formuły 1
Bernie Ecclestone po latach zaangażowania w kierowanie i rozwój Formuły 1, odejdzie ze stanowiska dyrektora generalnego, a jego miejsce zajmie Chase Carey mianowany na nie przez Liberty Media – obecnego właściciela królowej sportów motorowych.
24.01.2017 | aktual.: 01.10.2022 20:41
Temat sprzedaży praw komercyjnych Formuły 1 pojawiał się w plotkach kilka razy w roku od wielu lat. Każdy duży inwestor rozmawiający o F1, był natychmiast kojarzony jako przyszły właściciel. Jednak w zeszłym roku to, co było tematem setek plotek, stało się wreszcie poważną informacją. Liberty Media miało stać się nowym właścicielem F1 i tym razem sfinalizowano transakcję.
Gdy przejęcie Formuły 1 przez Liberty Media Corporation stało się faktem, postawiono wiele pytań o przyszłość Berniego Ecclestone’a. Mówiło się coś o trzyletnim okresie przejściowym, ale dobrze poinformowane osoby z padoku twierdziły, że to już czas przejścia na emeryturę dla 86-letniego dyrektora generalnego. Było to niemal pewne, gdy funkcję Ecclestone’a powierzono specjaliście od mediów Chase’owi Careyowi. Jego zadaniem jest przygotowanie tego sportu do nowej ery, która rozpocznie się w 2021 roku, gdy wygasną wszystkie obowiązujące umowy.
Bernie Ecclestone nie ma już władzy, o czym powiedział kilka dni temu niemieckiemu Auto Motor Und Sport, zanim oficjalnie poinformowano o tym media. Zaproponowano mu rolę honorowego prezesa Formuły 1, którą przyjął, ale Ecclestone nieco gardzi takimi stanowiskami. Jak sam twierdzi, on i tak będzie honorowym prezesem, niezależnie od tego, kto zarządza Formułą 1 i czy ktoś mu nada takie stanowisko czy nie. Obecnie Brytyjczyk zastanawia się nad pełnieniem jakiejś funkcji w Światowej Radzie Sportów Motorowych.
Przez 40 lat Bernie Ecclestone zarządzał Formułą 1 w taki sposób, że z małego, niewiele znaczącego kółka zainteresowań dla wąskiego grona osób i firm, stała się ona trzecią największą dyscypliną sportową na świecie. Potrafił wprowadzić F1 w świat komercji, telewizji i biznesu. Zarządzał sprawnie grupą tysięcy osób, zaangażowanych w coraz bardziej zaawansowany technicznie i logistycznie teatr. Ten, w którym musiał uporać się wielokrotnie ze światowej klasy krnąbrnymi aktorami, zwanymi kierowcami i zespołami.
Berniego Ecclestona za to, czego dokonał w Formule 1, wiele osób tak samo kocha jak nienawidzi. Podpadł niemal każdemu, który brał udział w tym przedstawieniu. Inteligentny, ambitny i niezwykle przedsiębiorczy pan w okularach, bardzo często pojawiał się na łamach gazet jako czarny charakter, a brukowce chętnie cytowały jego kontrowersyjne wypowiedzi, nierzadko wyrwane z kontekstu. Logiczny, pragmatyczny i skoncentrowany na zarabianiu pieniędzy, w swoim podejściu do Formuły 1 i całej otoczki, był jak Janusz Korwin-Mikke na polskiej scenie politycznej. Z tą różnicą, że Ecclestone na swojej odnosił sukcesy, głównie przez kompromisy.
Dyktator, to idealne określenie dla Ecclesone’a, który pomimo różnych umów i dzielenia udziałów, samodzielnie zarządzał Formułą 1, jedynie godząc się na pewne ustępstwa. Prawda jest taka, że gdyby F1 miała być w 100 procentach po jego myśli, byłaby zupełnie innym sportem. To on wielokrotnie powtarzał: „uważaj na to, o czym marzysz”, gdy pojawiały się pomysły na nowe nadwozia, opony, silniki i systemy oraz regulaminy, pozwalające na częstsze wyprzedzanie. To on przestrzegał przed rozwiązaniami, za które dziś krytykujemy Formułę 1, niesprawiedliwie oskarżając Berniego o wprowadzanie niepotrzebnych wynalazków.
Tak, Bernie był dyktatorem i nie zawsze można było się z nim zgodzić, a on miał swoją, jedynie słuszną wizję. Rządził Formułą 1 twardą ręką i w czasie największych rozłamów nie wykazywał większego zmartwienia. Nawet wtedy, gdy groziło mu więzienie za dawanie łapówek. Nawet wtedy, gdy zespoły chciały stworzyć konkurencyjną ligę grożąc odejściem. On się z tego śmiał.
Gdy odchodzili wielcy producenci, on tylko wzruszał ramionami. Gdy mówiono o upadku F1, on pokazywał środkowy palec. Gdy pytano o młodych kibiców, którzy chcieliby oglądać wyścigi w internecie, on mówił, że bardziej interesują go bogaci starcy, niż biedne dzieciaki. Gdy dziś mówi się, że nowa grupa medialna stworzy taką Formułę 1, jaką chcielibyśmy widzieć, na wzór amerykańskich serii wyścigowych, on pewnie powtarza pod nosem: uważajcie na to, czego sobie życzycie…